Opinie Moto.pl: Volkswagen T-Cross - te same samochody, a prawie 30 tysięcy róznicy. Którego wybrać?

Choć popularność SUV-ów stale rośnie, auta miejskie są zdecydowanie bardziej praktyczne. Dlatego powstał segment typowo miejskich crossoverów, takich jak Volkswagen T-Cross. Takie auta spełniają wymagania kierowców dotyczące m.in. wyższej pozycji za kierownicą, ale przy zachowaniu wygodnych w mieście gabarytów. Przyglądamy się dwóm wersjom niemieckiego mieszczucha.

Chciałoby się powiedzieć "jaki jest T-Cross, każdy widzi". Ten najmniejszy crossover Volkswagena mierzy 4108 mm długości, 1716 mm szerokości i 1584 mm wysokości. Mimo typowo miejskich gabarytów, we wnętrzu jest całkiem sporo miejsca. Ciekawostką jest fakt, że tylna kanapa w T-Crossie oferuje więcej przestrzeni niż ta w kompaktowym T-Roc'u. Jest też przesuwana, co pozwala dopasować wnętrze do aktualnych potrzeb. Bagażnik może pomieścić 455 litrów bagaży, a to znów o 10 litrów więcej niż w przypadku większego i "dojrzalszego" T-Roca.

Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM MTVolkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM MT Zuzanna Krzyczkowska

Stylistycznie zgodny z gamą

Volkswagen T-Cross został stylistycznie dopasowany do swoich większych braci. Przód nawiązuje do Tiguana, jednak całość ubrano w ładne, miejskie i miłe dla oka kształty. T-Cross nie udaje większego i groźniejszego niż jest. Jest pociesznym pączkiem na kółkach, a moim zdaniem paleta lakierów powinna obejmować więcej barw w stylu turkusu "Makena". Takie żywe kolory po prostu pasują do małych mieszczuchów.

Wnętrze można ocenić dwojako. Z jednej strony jest bardzo praktyczne, system multimedialny jest intuicyjny, a cyfrowe zegary nadają mu nowoczesnego charakteru. Z drugiej jednak strony z każdej strony jesteśmy otoczeni plastikiem. I choć jest to porządne tworzywo, które nie trzeszczy nawet podczas jazdy po nierównościach, esteci będą zawiedzeni - po prostu nie wygląda to dobrze.

Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena)Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena) Zuzanna Krzyczkowska

Do porównania umówiliśmy dwie wersje miejskiego crossovera - "wypasioną" i tą bardziej realistyczną, która (przynajmniej w teorii) powinna być dostępna dla większości osób szukających tego typu auta. Oba egzemplarze miały ten sam trzycylindrowy silnik 1.0 TSI o mocy 115 KM i wyjściowo były w tej samej wersji wyposażenia Style. Mimo wszystko różni je całkiem sporo, m.in. ponad 26 tysięcy złotych różnicy w cenie. Pytanie brzmi - czy warto dopłacać do takiego segmentu?

Biały w manualu - wersja, która miała być rozsądna

Biały egzemplarz to konfiguracja dość "realistyczna". Napęd przekazywany jest za pośrednictwem manualnej skrzyni biegów o sześciu przełożeniach, a szare materiałowe wnętrze mimo wszystko nie sprawia wrażenia ponurego. Wersja wyposażenia Style obejmuje najpotrzebniejsze rzeczy takie jak LED-owe reflektory, asystenta podjazdu czy wirtualne zegary Active Info Display. Całość uzupełniają 17-calowe aluminiowe felgi, które są dostępne bez dopłaty i wyglądają całkiem nieźle. Do wersji dobrano jedynie system nawigacji satelitarnej za 2 310 zł i pakiet Business (m.in. przednie i tylne czujniki parkowania i multifunkcyjna kierownica) za 3 450 zł i pakiet Komfort za 2 850 zł (automatyczna klimatyzacja, relingi dachowe i czujnik deszczu). O dziwo dopłacono także za zwykły biały lakier, który nosi dumną nazwę "Biały Pure specjalny". Zwykła handlowa biel wymaga jednak dopłaty w wysokości 840 zł.

Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM MTVolkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM MT Zuzanna Krzyczkowska

Jak cennik białego T-Crossa prezentuje się w ostatecznym rozliczeniu? Mamy 115-konny silnik, manualną skrzynię, materiałową tapicerkę, ale wnętrzu w zasadzie niczego nie brakuje. Jest klimatyzacja, nowoczesne multimedia i systemy bezpieczeństwa. Bazowo wersja Style kosztuje 83 690 zł, a wyposażenie dodatkowe tego konkretnego egzemplarza wyceniono na 9 950 zł. Finalnie model kosztował więc 93 640 zł. Niby niemało jak na miejskiego crossovera segmentu B, który jednak powinien być dość budżetową propozycją. Poczekajcie jednak, aż przyjrzymy się turkusowemu...

Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena)Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena) Zuzanna Krzyczkowska

Turkusowy w automacie - mieszczuch za 120 tysięcy

Punktem wyjściowym dla turkusowego T-Crossa była także topowa wersja Style. Tu jednak na pokładzie pojawiła się siedmiostopniowa przekładnia DSG, która na "dzień dobry" wywindowała cenę miejskiego crossovera o 7,4 tys. zł (wyjściowo 91 090 zł). Konfigurując ten egzemplarz ktoś prawdopodobnie kliknął opcję "zaznacz wszystko". Na pokładzie poza nawigacją i pakietami Business i Komfort jest także system Light Assist (który automatycznie zmienia światła z mijania na drogowe), nagłośnienie Beats z subwooferem, obsługa głosowa, system bezkluczykowej obsługi auta i indukcyjna ładowarka do smartfona. Pojawił się także wyceniony na 6 820 zł pakiet R-Line obejmujący delikatne zmiany nadwozia i wnętrza. Poza Ktoś poszedł "na bogato" inwestując prawie dwa i pół tysiąca w 18-calowe aluminiowe felgi i ponad drugie tyle w turkusowy metaliczny lakier "Makena" (w którym trzeba przyznać - T-Cross wygląda wyjątkowo dobrze).

Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena)Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena) Zuzanna Krzyczkowska

Po podsumowaniu mamy crossovera, którego wyposażenie dodatkowe to 26 500 zł. Ostateczna cena tego egzemplarza to dokładnie 120 140 zł. Za taką kwotę można już kupić całkiem przyzwoitego kompakta, a nie małego mieszczucha z napędem na przód. Żeby nie było - T-Cross to dobre auto. Intuicyjne, łatwe w prowadzeniu, bardzo praktyczne (jeśli jeździcie po mieście i podróżujecie w 2-3 osoby) i miłe dla oka. A na dodatek dzielnie pokonujące wszystkie krawężniki, dziury w nawierzchni czy wysokie progi zwalniające.

T-Cross jest na swój sposób "miastoodporny" i to właśnie ruch miejski jest jego żywiołem. Dlatego nie będę się czepiać braku napędu na cztery koła, bo w takich realiach po prostu nie jest mu on do niczego potrzebny. Będę się natomiast czepiać ceny. Zwłaszcza, że jakość plastików we wnętrzu w magiczny sposób nie wzrosła po podniesieniu ceny samochodu do 120 tysięcy - na desce rozdzielczej i boczkach drzwi nadal mamy to samo plastikowe tworzywo. Fakt, pakiet R-Line nadaje wnętrzu nieco urozmaicony wygląd, ale nadal nie jest to żaden "premium feeling". Tylko od samochodów tej klasy nie powinniśmy go oczekiwać.

Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena)Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM DSG7 (Makena) Zuzanna Krzyczkowska

Mamy jednak podstawy, by od samochodów dla ludu oczekiwać ceny dla ludu. A tak naprawdę po dopłaceniu ponad 26 tys. zł charakter auta się nie zmienił. Nadal jest to miejski crossover klasy średniej, tyle tylko, że w ładniejszym kolorze i na większych felgach. Wnętrze się nie zmieniło, charakter auta też pozostał ten sam. Zatem czy warto aż tyle dopłacać? Moim zdaniem nie. Jeśli ktoś jeździ głównie po mieście i nie chce mu się zmieniać biegów, warto rozważyć dopłacenie za DSG. Jest to typowe "volkswagenowskie" DSG - lubi szarpnąć przy dynamicznej jeździe, ale w codziennej, zwyczajnej eksploatacji spisuje się wzorowo.

Mimo wysokiej ceny, T-Cross to naprawdę fajny samochód. Nie sportowa rakieta, która wysadzi was z butów, ale zwykły, dobry wóz do jazdy na co dzień. Niemiecki mieszczuch dzielnie znosi nierówności miejskich dróg, wspina się na wysokie krawężniki, pali około 6 litrów mieście (wariant z DSG nieco ponad 7), a do bagażnika wchodzą duże zakupy. Zaraz wszyscy powiedzą, że niemieckie samochody są nudne. I tak - w wielu aspektach są. Ale nie wydaje mi się, żeby w kontekście "samochodu dla ludu" ta nuda była czymś złym.

Volkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM MTVolkswagen T-Cross 1.0 TSI 115 KM MT Zuzanna Krzyczkowska

Więcej o:
Copyright © Agora SA