To mój drugi kontakt z nowym Renault Clio i po raz drugi nie mogę wyjść z podziwu, jak wielki krok do przodu wykonali Francuzi wraz z piątą generacją. Tak naprawdę nowe Clio można tylko chwalić. Wady znalazłem trzy:
I to tyle. Niezbyt imponującą tylną kanapę nowe Clio wynagradza dużym bagażnikiem (aż 391 l) oraz wzorowo zaprojektowaną przestrzenią dla kierowcy i pasażera. Uchwyty na kubki - są, dwa wejście USB - są, wygodny podłokietnik - jest, duży schowek - także jest, tak samo jak pojemne kieszenie boczne i półka na telefon, która nie tylko pomieści duże smartfony, ale również naładuje je indukcyjnie.
System czasem się przytnie, ale to kolejny ogromny plus miejskiego Renault. Projektanci interfejsu wyraźnie zapatrzyli się na najprostsze w obsłudze telefony - wszystko mamy tu pod ręką i od razu dokładnie wiemy, gdzie szukać danych ustawień. Sam system jest nie tylko intuicyjny, ale też po prostu bardzo ładny. I wyposażony w kilka przydatnych funkcji z dostępem do Internetu, informacjami o korkach czy Apple CarPlay na czele.
Największym zaskoczeniem jest jednak jakość wykonania oraz wykorzystane w kabinie materiały. Jest elegancko, nowocześnie, miękko i perfekcyjnie zmontowane. Materiały przewyższają konkurencję, nawet tę spod znaczka Audi i Mini. W naszym egzemplarzu nic też nie trzeszczało. Nie bez powodu przywołuję tu dwie marki premium, bo Clio można zaskakująco bogato wyposażyć. Choćby w ogrzewane fotele, audio uznanej firmy, kamery 360, oświetlenie nastrojowe i wirtualne zegary.
Systemy bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy? Szkoda miejsca na ich wymienianie, ale lista również jest imponująca:
Szkoda szóstego biegu, bo nowe Clio, podobnie jak kilku rywali, bardzo wydoroślało i nie jest już tylko "mieszczuchem". Przy prędkości autostradowej małe Renault jest stabilne, spokojne, zaskakująco dobrze wyciszone, odporne na podmuchy wiatru i absolutnie niemęczące. To samochód, którym można wybrać się w dłuższą trasę drogami szybkiego ruchu, a po pokonaniu kilkuset kilometrów wysiąść wypoczętym.
Nowe Clio jest wyraźnie sztywniejsze od poprzednika, bardziej sprężyste i zwarte. Podoba mi się zwłaszcza zawieszenie, które zapewnia komfortową jazdę. W mieście docenimy zwinność i fakt, że Renault nie zdecydowało się na napompowanie autka. Wręcz przeciwnie - Clio jest o 12 mm krótsze i o 8 mm niższe od poprzednika. Układ kierowniczy? Precyzyjny, ale, dla mnie trochę, za miękki. Clio chętnie słucha naszych poleceń i dobrze radzi sobie w zakrętach, ale nie daje takiego poczucia kontroli i nie dostarcza tyle frajdy, co np. Fiesta.
Wersja TCe 100 zaskakuje wyciszeniem i kulturą pracy małego silnika 1.0. Kolejnym plusem jest niskie zużycie paliwa - Renault w cyklu mieszanym zmierzyło 4,4 l/100 km. Mi podczas testu wychodziły wyniki z piątką z przodu, a jeździłem głównie po mieście i to często w warszawskich korkach. I to bez żadnej ekojazdy. Dynamika? Do ruchu miejskiego wystarczająca - 11,8 s do setki.
Nie jest to oczywiście propozycja dla kogoś, kto myśli o choć trochę sportowej jeździe. Taka osoba powinna zainteresować się wersją TCe 130 z większym silnikiem, opracowanym wspólnie z Mercedesem.
TCe 100 najlepiej sprawuje się podczas spokojnej jazdy.
Renault Clio dorosło. Stało się znacznie nowocześniejszym, przestronniejszym, lepiej wyposażonym i wygodniejszym samochodem. Francuzi wiedzą, jak robić miejskie samochody, więc to, że Clio zameldowało się w czołówce swojej klasy nie dziwi. Zaskakuje za to styl, z jakim Renault to robi. Imponuje zwłaszcza wykonanie, które nie tylko dystansuje nowe Polo czy Fiestę, ale także A1 i Mini. Nowe Renault Clio to zdecydowanie jedno z najlepszych małych aut na rynku. Ogromne zaskoczenie. I co najważniejsze, bardzo pozytywne zaskoczenie.
A ile kosztuje? TCe 100 wyceniono na 50 400 zł. Testowaną wysoką wersję Intens na 62 900 zł.