W Finlandii nie ma pobłażliwości dla łamiących przepisy drogowe. To jeden z tych krajów, w których o wysokości mandatu decydują zarobki. Chodzi o to, by kary finansowe były tak samo dotkliwe dla bogatych i mniej zamożnych kierowców. Dotkliwie przekonał się o tym fiński hokeista Buffalo Sabres Rasmus Ristolainen.
Spędzał wakacje w rodzinnym Turku, po którym przemieszczał się Mercedesem G500. Policja zatrzymała go na drodze z limitem do 40 km/h. Fiński hokeista przekroczył dozwoloną prędkość o 41 km/h. Sprawa trafiła do sądu, który wyznaczył karę: utrata prawa jazdy na 3 miesiące i mandat w wysokości 120 680 euro. Tak ogromną karę Fin zawdzięcza swoim zarobkom - w ubiegłym roku na jego konto wpłynęło 5 mln euro.
Tym samym Buffalo Sabres Rasmus Ristolainen uplasował się na szczycie niechlubnej listy hokeistów z największymi mandatami na koncie. Zdeklasował dotychczasowy "numer jeden" - gwiazdor Florida Panthers Aleksander Barkov przed rokiem musiał zapłacić 46,6 tysięcy euro. Trzeci w rankingu jest były hokeista Teemu Selanne z mandatem 40 tys. euro.
Według polskiego taryfikatora za przekroczenie dozwolonej prędkości o 41 km/h grozi mandat w wysokości od 300 do 400 zł i 8 pkt karnych. Czy waszym zdaniem wysokość mandatów w Polsce powinna być uzależniona od zarobków? Oddajcie głos w poniższym sondażu.