Nieco mniejsze Audi Q7 miało swoją premierę w 2005 r., pierwszy Mercedes GL (teraz GLS) pojawił się w 2006 r. i od razu było widać, że w tym segmencie tkwi duży potencjał. Na BMW X7 musieliśmy czekać aż do końca 2018 r. Przez ten czas konkurenci zdążyli wykroić całkiem duże udziały w rynku. Na szczęście dla bawarskiej marki, model X7 ma wszystkie cechy niezbędne do nawiązania równorzędnej walki.
X7 wygląda mało oryginalnie. Zwaliste kształty niebezpiecznie przypominają linię Mercedesa GLS, a żadne z wymienionych aut nie jest specjalnie zgrabne. Nowe BMW to monstrualny SUV z nieproporcjonalnie wielką atrapą chłodnicy. W takim sensie nawet do niego pasuje.
Największe BMW budzi respekt swoimi rozmiarami. Długość nadwozia (515 cm) nie przeraża, ale samochód oprócz tego jest bardzo szeroki (200 cm) i wysoki (180,5 cm). Patrząc na niego trudno się oprzeć wrażeniu, że nie został zaprojektowany dla Europejczyków. I słusznie. Z komercyjnego punktu widzenia, Stary Kontynent mógłby dla X7 nie istnieć. Rynki amerykańskie, bliskowschodnie i rosyjski są wystarczająco chłonne, żeby zapewnić dobre wyniki sprzedaży, a tamtejsi klienci z pewnością będą zachwyceni jego estetyką. Jednak cieszę się, że X7 można kupić i u nas.
BMW X7 fot. Łukasz Kifer
Głównym powodem jest fakt, że największy BMW X7 robi znacznie lepsze wrażenie, kiedy się jest w środku. Wnętrze rozpieszcza luksusem, przestrzenią i bliską ideału ergonomią. W tym samym tygodniu miałem okazję jeździć SUV-ami trzech niemieckich marek premium i kabina „bawarki” jest najlepiej zaprojektowana. Wszystkie ważne funkcje można obsłużyć przy użyciu fizycznych przycisków, ekrany są bardzo czytelne, a do specyfiki interfejsu iDrive siódmej generacji łatwo się przyzwyczaić. Estetycznie linie tablicy przyrządów nie wyglądają najpiękniej, ale wciąż całkiem nieźle.
Jest jeden wyjątek – „kryształowa” gałka wybieraka trybu pracy automatycznej przekładni, ale klientom zachwyconym największą „nerką” w historii BMW powinna się podobać. Do reszty nie mam zastrzeżeń, jakość materiałów i wykończenia jest bardzo dobra.
W drugim rzędzie siedzeń jest się luksusowo, w trzecim... również całkiem wygodnie. Tylko wtedy przestrzeń bagażowa jest bardzo ograniczona. W bagażniku o nominalnej pojemności 326 l zmieściły się dwie kabinowe walizki lotnicze, więc jeśli ktoś chce się wybierać w daleką podróż z kompletem pasażerów, bagażnik dachowy może być niezbędny. Na szczęście po złożeniu trzeciego rzędu foteli bagażnik zaczyna osiągać rozmiary, w przypadku których liczby nie są już istotne. Maksymalnie (przy dwóch złożonych rzędach siedzeń) ma ponad 2100 l pojemności, więc jeśli ktoś lubi przewozić szafy w pełnym komforcie, to jest samochód dla niego.
BMW X7 fot. Łukasz Kifer
Kierowca BMW X7 siedzi się wysoko, fotel ma wszechstronną regulację i ma wszystko w zasięgu ręki. Źródłem napędu testowanego egzemplarza jest znany i udany rzędowy sześciocylindrowy silnik BMW z serii B58, napędzający wiele modeli z Bawarii i Toyotę Suprę. Przy masie auta zbliżającej się do 2,5 tony i pojemności skokowej jednostki napędowej „zaledwie” 3 l (z turbosprężarką twin scroll), trudno spodziewać się oszałamiających osiągów.
Tak jest w istocie, 340-konny silnik nie czyni z BMW X7 xDrive40i demona prędkości, ale samochód nie jest też zawalidrogą. Silnik wystarcza do wygodnej, bezstresowej jazdy w każdych warunkach, chociaż przyspieszenie mogłoby być bardziej skuteczne. Takie jest subiektywne wrażenie – rzut okiem na dane techniczne pozwala się przekonać, że są całkiem imponujące: 6,1 s od 0 do 100 km/h i maksymalna prędkość 245 km/h. Trudno mieć zastrzeżenia do takich osiągów, ale mam wrażenie, że optymalna jednostka napędowa do tego modelu to V8 tkwiący pod maską wersji xDrive50i.
Na szczęście kultura pracy rzędowej „szóstki” jest bardzo wysoka. Silnik działa bezwibracyjnie, ma przyjemny dźwięk i płynnie rozwija moc. Ośmiobiegowa automatyczna przekładnia Steptronic produkcji ZF sprawdza się w tym modelu znakomicie. Działa praktycznie niezauważalnie dla kierowcy, płynnie, szybko i zmienia przełożenia dokładnie wtedy, kiedy trzeba.
BMW X7 fot. Łukasz Kifer
W czasie jazdy łatwo zapomnieć z jak wielkim samochodem mamy do czynienia. To cecha aut z dobrze zaprojektowanym układem jezdnym. Oczywiście przy zmianach kierunku jazdy czuć potężną masę BMW i X7 mocno przechyla się na zakrętach, ale pokonuje je z nieoczekiwaną gracją. Nawet jeśli jest to „słoniowy” wdzięk, to mamy do czynienia z cholernie zgrabnym słoniem.
Komfort jazdy, to inna historia. Jest bardzo wysoki, bez żadnych ale. Być może dzieje się tak z powodu większego skoku powietrznego zawieszenia albo profilu kół, ale mam wrażenie, że BMW X7 płynie przez drogę jeszcze bardziej majestatycznie niż limuzyna serii 7, a trudno o większy komplement.
Wyposażenie, szczególnie dodatkowe, jest bogate i może wywindować cenę samochodu do niewiarygodnego poziomu. Ale o to chodzi na samym szczycie klasy premium. Za dopłatą otrzymamy m.in. laserowe światła, system multimedialny BMW Live Cockpit, zestaw audio Bowers & Wilkins Diamond 3D, mnóstwo elektronicznych asystentów pomagających kierowcy opanować tego mastodonta, pakiety xOffroad i M Sport, pneumatyczne zawieszenie, aktywny układ kierowniczy, 5-strefową klimatyzację i długą listę bardziej lub mniej sensownych znamion luksusu.
Może to kontrowersyjne stwierdzenie, ale w większości przypadków SUV-y mają niewielki sens. Są modne i budzą respekt, ale zwykle za podobną kwotę można kupić samochód lepszy pod większością względów. BMW X7 w pewnych warunkach jest bardzo rozsądnym wyborem. Szkoda tylko, że z powodu wysokiej ceny najtańszego benzynowego modelu xDrive40i, nawet w podstawowej wersji i bez wyposażenia dodatkowego przekraczającej 400 tys. zł, tak mało osób się o tym przekona.
BMW X7 fot. Łukasz Kifer