Modele Mercedes AMG wzbudzają powszechne pożądanie. W motoryzacyjnym światku krąży opinia, że nikt tak nie potrafi zestroić wydechu, jak robią to inżynierowie w ośmiocylindrowych AMG. I racja. Gdy taki przejeżdża aż się człowiekowi endorfiny wydzielają.
Ale nie zmienia to faktu, że te najbardziej emocjonujące modele AMG bywają dla znacznej części ich nabywców na dłuższą metę męczące. Tym bardziej, że klienci którzy dysponują tak dużą swobodą nabywczą, która umożliwia im przebieranie w ofercie Mercedes-Benz jak w przysłowiowych ulęgałkach mają swoje wymagania. Także względem komfortu.
Szefowie koncernu ze Stuttgartu dobrze o tym wiedzą i wprowadzili do oferty mniej radykalną wersję E-Klasy Coupe ze stajni AMG. Przy czym mniej radykalna, nie oznacza gorsza.
Obłe kształty najnowszych modeli Mercedes-Benz nie każdemu przypadną do gustu. Mnie Klasa-E Coupe podoba się bardziej niż dwudrzwiowe odmiany Klasy-C oraz Klasy-S. Uważam, że gabaryty zewnętrzne (484,8 cm długości, 186 cm szerokości i 142,7 cm wysokości) ułatwiły projektantom zachowanie świetnych proporcji.
Choć nie łudźmy się – wady nadwozia coupe w postaci długich, ciężkich drzwi, które znacznie ograniczają komfort wsiadania i wysiadania z samochodu na ciasnych parkingach w tym przypadku nie zniknęły. Tak samo, jak konieczność mało eleganckiego przeciskania się za przednie fotele, gdy ktoś chce zająć miejsce na tylnej kanapie. Ale miejsca jest tam sporo. Przy okazji wygospodarowano też duży bagażnik – ma pojemność 425 l.
Na przednich fotelach siedzi się bardzo wygodnie. Zapewniają też odpowiednie podparcie podczas szybkiej jazdy po krętych odcinkach, a ta funkcja ma w tym modelu szczególne znaczenie.
Recenzowany egzemplarz został wyposażony w duże, zamontowane obok siebie kolorowe ekrany (na górze środkowej konsoli i zamiast tradycyjnych „zegarów”). Trzeba się do nich przyzwyczaić, by sprawnie odczytywać wyświetlane na nich ogromne ilości informacji z systemu pokładowego.
Sprawne poruszanie się po jego menu jest możliwe , ale wymaga to dłuższego zapoznania się z funkcjami oraz z działaniem różnego rodzaju pokręteł i padów sterujących.
A mnogość ustawień przytłacza. Naprawdę. Można na przykład wybierać spośród kilkudziesięciu kolorów podświetlenia wnętrza. Efekciarskie. Podobnie do innych ozdobników.
Na przykład nie za bardzo lubię wygląd srebrnych okrągłych kratek nawiewów. Nie jestem też fanem tworzyw, którym producent wykańcza środkowe konsole. Materiał jest według mnie zbyt błyszczący. Za to jakość pozostałych zastosowanych materiałów, w tym skóry jest imponująca.
Jak wspomniałem na początku, recenzowany Mercedes Benz jest tzw. miękką hybrydą. Choć jest pełnoprawnym członkiem stajni AMG nie znajdziemy pod maską jednostki ośmiocylindrowej. W tym przypadku do napędu użyto rzędowego, benzynowego silnika sześciocylindrowego o pojemności 3 l, który rozwija moc maksymalną 435 KM przy 6110 obr./min. oraz maksymalny moment obrotowy 520 Nm w zakresie od 1800 do 5800 obr./min.
Pomiędzy silnikiem spalinowym, a skrzynią biegów, zainstalowano silnik elektryczny, który rozwija 22 KM oraz aż 250 Nm momentu obrotowego.
To jednak nie wszystko. Silnik spalinowy jest podwójnie doładowany – turbosprężarką oraz elektrycznym kompresorem.
Napęd współpracuje z doskonałą dziewięciobiegową automatyczną przekładnią i jest przekazywany na obie osie. Przy czym jest to rodzaj napędu proaktywnego, którego komputer stale monitoruje sposób jazdy i nawierzchnię, i w określonych przypadkach przekazuje moment także na przednią oś. Po co? Żeby zapewnić jak najlepszą przyczepność w każdych warunkach drogowych.
A kierowca ma się czym bawić. Według danych producenta ważące 1895 kg auto przyspiesza od 0 do 100 km/h w 4,4 s i może pojechać z maksymalną prędkością 250 km/h.
Zastosowanie dodatkowego silnika elektrycznego umożliwiło wyeliminowanie zjawiska turbodziury. W efekcie, opisywany Mercedes-Benz bez jakiegokolwiek zawahania błyskawicznie wyrywa do przodu, jak tylko kierowca dotknie mocniej pedał przyspieszania. Nie ma znaczenia, czy auto rusza z miejsca, czy „toczy się” po wąskiej drodze, jak tylko prowadzący ma taką ochotę, AMG błyskawicznie pokaże pazury.
Przyspieszaniu towarzyszy przyjemny (naturalny, a nie emitowany sztucznie) odgłos pracy sześciocylindrowego silnika. Nie jest to tak samo „smaczne”, jak dźwięk AMG z V8 pod maską, ale wciąż jednostka napędowa brzmi bardzo dobrze.
Co istotne, ten dźwięk nie jest natarczywy. Kierowca ma do wyboru kilka trybów jazdy. Ustawienie jednego z nich zmienia m.in. sposób pracy pneumatycznego zawieszenia, skrzyni biegów, czy właśnie natężenie dźwięku silnika.
Układ jezdny opisywanego Mercedesa bez wątpienia został zestrojony sportowo. Ani przez chwilę, nawet podróżując w trybie komfortowym, nie miałem wrażenia, że nie prowadzę AMG. Choć skrzynia biegów pracuje w tej konfiguracji bardziej leniwie, niż w trybie dynamicznym, a zawieszenie skuteczniej pochłania nierówności nawierzchni, wciąż auto zachowuje sportową twardość.
Jest też druga strona medalu. Po ustawieniu jednego z trybów dynamicznych z AMG E53 dzieją się cuda. Zmienia się w pojazd, który nie zawiedzie najwprawniejszych kierowców, którzy doświadczenie zdobywali na niejednym torze.
Jak na AMG przystało pikanterii w obcowaniu z autem dodaje też też cena. Za E53 Coupe trzeba zapłacić, co najmniej 376 900 zł.