Pierwsza generacja Mazdy CX-5 pojawiła się na rynku w 2011 roku. Sześć lat później Japończycy zaprezentowali nową generację, która choć bazowała stylistycznie na poprzedniku, idealnie wpasowała się w kanony motoryzacyjnego piękna. Japońska stylistyka KODO, to tzw. „dusza ruchu”. Filozofia Mazdy ma zaklinać dynamikę i ruch w statycznych linach nadwozia, ale nie tylko. Kabina ma być skupiona głównie na kierowcy, co ma mu zapewnić poczucie bezpieczeństwa, komfortu i przyjemności prowadzenia. Brzmi jak marketingowy bełkot? Może i tak, ale dokładnie tak czułam się za kierownicą Mazdy CX-5.
Większość producentów przeżywa aktualnie fascynację downsizingiem i trzycylindrowymi silnikami. Litrowy motor w sporym crossoverze nikogo już nie dziwi. Wszystko przez wyśrubowane normy emisji spalin. Jeśli je spełniasz – śmiało, wprowadzaj auto do sprzedaży. Jeśli nie – pożegnaj się z danym rynkiem, lub płać horrendalne kary.
Mazda swojego największego SUV-a oferuje z 2.5-litrowym silnikiem bez doładowania. I bez hybrydy. To jedna z ostatnich marek, które mają w ofercie takie jednostki napędowe. Moc generowana przez wolnossący silnik to 194 KM, wspierane przez zaledwie 258 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Niedużo jak na imponujący w dzisiejszych czasach litraż. Jednak ważący 1575 kg SUV do 100 km/h rozpędza się w 9,2 s, a robi to zaskakująco płynnie, spokojnie i – o dziwo – cicho. Silnik płynnie oddaje moc, a „wyć” zaczyna dopiero w wyższych partiach obrotomierza, jeśli będziemy próbować wykrzesać z Mazdy 100% potencjału.
Mimo słusznego litrażu i niemałych gabarytów, Mazda CX-5 nie jest wybitnie łakoma na paliwo. W mieście wystarcza jej około 9-9,5 litra na 100 kilometrów, a przy spokojnej jeździe w trasie komputer pokładowy wskaże niecałe 8 litrów.
Silnik zestawiono z sześciobiegową skrzynią automatyczną. To dość stara konstrukcja, na tle ośmio- czy nawet dziewięciobiegowych przekładni stosowanych przez wielu producentów. Jednak podczas mało wymagającej, spokojnej jazdy, sześć biegów w zupełności wystarcza do płynnego podróżowania. Przy rozsądnym traktowaniu pedału przyspieszania, skrzynia doskonale wie co robi. Nie szarpie, nie wrzuca najwyższego przełożenia na siłę, dzięki czemu nie poczujemy nieprzyjemnych wibracji gdy wskazówka obrotomierza ledwo minie 1000 obrotów. We wnętrzu jest cicho i spokojnie, a kolejne przełożenia wskakują niemal niezauważenie.
Mazda CX-5 nawiązuje do poprzednika pod względem kształtu bryły nadwozia. Jednak detale to zupełnie inna bajka. Ostre linie i dynamiczne przetłoczenia sprawiają, że duży, mierzący ponad 4,5 metra SUV wygląda lekko i proporcjonalnie.
Z przodu w oczy rzuca się masywna atrapa chłodnicy, obramowana chromowanymi detalami. Wąskie LED-owe reflektory nadają japońskiemu SUV-owi zadziorności i charakteru. Tył jest już nieco mniej finezyjny – ostre kształty ustąpiły miejsca obłym liniom, ale forma tylnych lamp nawiązuje do układu przednich – wszystko ze sobą świetnie współgra. Nadwozie osadzono na 19-calowych aluminiowych felgach, które choć nie zachęcają do offroadu, świetnie wypełniają nadkola i dodają Maździe elegancji.
Większość europejskich aut jest absorbująca. Nie mówię tu o prowadzeniu, czy wymagających wyczucia jednostkach napędowych, ale o wnętrzu. Wszechobecne ekrany, miliony przycisków, światełek, przełączników. Podczas jazdy rozprasza nas mnóstwo czynników, które choć w założeniu mają nam ułatwiać życie, często odciągają uwagę od najważniejszego – prowadzenia.
Mówi się, że Japończycy nie przepadają za interakcjami z innymi ludźmi. W sumie trudno im się dziwić – mieszkają w kraju o wyjątkowo gęstym zaludnieniu, przez co każda chwila samotności jest zapewne na wagę złota. Ktoś kto projektował wnętrze Mazdy CX-5 chyba bardzo cierpiał na brak takich chwil, i stworzył swoja własną ostoję na kółkach.
Wnętrze Mazdy CX-5 ma cię odizolować od świata. Schować przed zgiełkiem, hałasem, deadline’ami. I choć w pierwszej chwili kabina wydaje się wręcz ascetyczna, szybko się to docenia.
Biała skórzana tapicerka (jakże niepraktyczna, ale jakże efektowna!) została połączona z czarną podsufitką i ciemną deską rozdzielczą, a całość przełamano srebrnymi detalami. Wnętrze prezentuje się bardzo elegancko i schludnie, a dosłownie „trzy przyciski na krzyż” na konsoli środkowej w zupełności wystarczają do ustawienia klimatyzacji czy różnych funkcji w aucie. 7-calowy ekran „łopatologicznego” centrum multimedialnego umieszczono na szczycie deski rozdzielczej. Właśnie – co do systemu. Jest to jeden z bardziej archaicznych multimedialnych układów dzisiejszych czasów. Dla niektórych może to być wada, ale wracamy do tego, że samochód ma kierowcy nie przeszkadzać. Jeśli komuś jest mało, to zawsze może podłączyć telefon do samochodu i za pomocą złącza Apple CarPlay czy Android auto „sklonować” wyświetlacz smartfona do samochodu.
Jeszcze jedno – wyświetlacz jest dotykowy, ale... tylko na postoju. W myśl zasady „jak prowadzisz to się skup, a nie gmeraj paluchami w multimediach”, Mazda odcina nam dotykowy dostęp do świata. Nadal możemy jednak sterować systemem za pomocą pokrętła umieszczonego na tunelu środkowym.
Po SUV-ie tych rozmiarów można oczekiwać dużej przestrzeni w kabinie pasażerskiej. I nikt nie powinien być rozczarowany. Przednie fotele są bardzo obszerne i nie wywołają bólu pleców nawet po wielogodzinnej podróży. Na potrójnie dzielonej kanapie spokojnie zmieści się dwóch pasażerów o wzroście 1,90 cm. Ustawny bagażnik jest ot otwierany elektrycznie i przyjmie na pokład 506 litrów bagaży, a po złożeniu kanapy – 1620 litrów.
Choć we wnętrzu nie znajdziemy miliona schowków, rodem z minivana, trudno skarżyć się na praktyczność wnętrza. Na podstawowe rzeczy takie jak telefon, klucze czy kubek z kawą miejsca jest aż nadto. Co ciekawe, otwierając drzwi nie ubrudzicie sobie nogawek, ponieważ ich dolna część osłania próg, przyjmując na siebie całe błoto i uliczne zanieczyszczenia.
Małym niedopatrzeniem ze strony Japończyków jest jednak kamera cofania. Nie dość, że podczas deszczowych dni niemiłosiernie się brudzi, to rozdzielczością i jakością obrazu przypomina ekran Nokii 3310.
Oferta Mazdy CX-5 nie obejmuje silników mniejszych niż 2 litry. Bazową propozycją w cenniku jest 2-litrowa jednostka benzynowa o mocy 165 KM. W podstawowej wersji wyposażenia auto kosztuje 105 900 zł. Testowy egzemplarz to jednak prawie topowa specyfikacja SkyPassion z najmocniejszym w gamie 2.5-litrowym silnikiem benzynowym zestawionym z automatyczną skrzynią biegów. Za auto w takiej konfiguracji zapłacimy 165 900 zł. Za trójwarstwowy lakier premium Soul Red Crystal trzeba dopłacić 4500 zł, jednak efekt nieskazitelnej tafli i głębi czerwonego lakieru jest wart tej dopłaty.
Niektórzy mogą narzekać, że Mazda CX-5 nie dostarcza wyścigowych emocji, czy sportowych wrażeń z jazdy. I nie – nie dostarcza. Ale zamiast tego daje prawdziwy spokój. Świetnie wyciszona kabina, mało angażujący silnik, przyjemne materiały i poczucie, jakby samochód się wami opiekował. I choć uwielbiam wymagające sportowe auta, to po trudnym dniu powrót do domu taką samochodową ostoją spokoju, to coś, czego nie doceniałam.