(...) Informacje zbierane w chwili wjazdu do strefy są w stosunku do absolutnie wszystkich przejeżdżających pojazdów, nawet jeśli kierujący pojazdem nie popełnił wykroczenia, a nawet nie jest o nie podejrzany. Informacja zbierana jest tylko dlatego, że hipotetycznie w przyszłości kierujący może popełnić wykroczenie, którego prawdopodobieństwo jest nikłe – poniżej 1 proc. pojazdów poruszających się tą drogą.
- czytamy w pozwie, do którego dotarł portal brd24.pl. Chodzi o DK 11 w Tarnowskich Górach, na ulicy Obwodowej pomiędzy skrzyżowaniami z ulicami Korola i Gliwicką.
Kierowca z Tych twierdzi, że brakuje jakichkolwiek podstaw zarówno ustawowych jak i konstytucyjnych, by Inspektorat Transportu Drogowego zbierał informacje o uczestnikach dróg nawet jeśli nie popełnili oni jakiegokolwiek wykroczenia. Żadna ustawa nie dopuszcza także możliwości gromadzenia przez pozwanego (ITD) informacji o działaniach kierowców na drodze "na wszelki wypadek", z założeniem, że być może w przyszłości kierujący popełni wykroczenie.
Kierowca zdecydował się pozwać ITD po tym, jak niemiecki sąd uznał odcinkowy pomiar prędkości za niezgodny z niemieckim prawem i nakazał natychmiastowe wyłączenie kamer. W uzasadnieniu wyroku pisano o niezgodnym z konstytucją zbieraniu informacji.
System odcinkowego pomiaru prędkości oblicza czas, który upłynął od chwili minięcia pierwszej bramki do momentu przejechania przez drugą bramkę. Na tej podstawie wylicza średnią prędkość przejazdu na monitorowanym odcinku. Jeśli jest ona większa, niż pozwalają limity, kierowca otrzymuje mandat. O ile większa? Zasada jest identyczna jak w przypadku fotoradarów. Przekroczenie prędkości o 10 km/h i mniej nie jest rejestrowane. Nikt nie sprawdza kierowców tzw. metodą na partyzanta - wszystkie miejsca kontroli są oznakowane odpowiednimi znakami.