Brexit. Co opcja "no deal" oznacza dla polskich kierowców?

Piotr Kozłowski
Brexit ujawnia skalę zależności pomiędzy krajami Unii Europejskiej. Polska wyraźnie to odczuje. Polscy kierowcy też. Szczególnie bolesnym wariantem jest tzw. no deal brexit.

Żeby wiedzieć, co twardy brexit oznacza dla polskich kierowców, trzeba poznać skomplikowany łańcuch, który oplata całą Unię Europejską. Branża motoryzacyjna jest jedną z najbardziej zglobalizowanych gałęzi przemysłu. Ten organizm funkcjonuje doskonale: Kraj A produkuje części, z których kraj B wykonuje bardziej skomplikowane komponenty i wysyła je do kraju C, w którym montowany jest produkt finalny, czyli samochód. Możliwe jest to dzięki dopracowanemu łańcuchowi dostaw.

Fabryki samochodów nie mają przepastnych magazynów, w których składują zapasy części - komponentów zwykle wystarcza na kontynuowanie produkcji przez kilkadziesiąt godzin. Model ten nazywany jest just-in-time. Ciężarówki w bardzo wąskim przedziale czasowym wjeżdżają na teren fabryki, gdzie są rozładowywane. Przywiezione przez nie części od razu trafiają do hal produkcyjnych. Ten proces zwykle powtarza się każdego dnia. Jest to możliwe tylko dzięki swobodnemu przepływowi towarów. Po twardym brexicie kontrole graniczne zostaną wznowione. Ale to nie koniec. Oprócz wydłużonego czasu dostaw problemem będą też cła i nowe przepisy homologacyjne. Dlaczego to tak ważne z punktu widzenia Polski?

Co stanie się, jeśli łańcuch dostaw zostanie przerwany

Jesteśmy europejskim gigantem pod względem produkcji części. Korzystają na tym nie tylko ich wytwórcy, ale też polskie firmy przewozowe. W 2017 roku eksport polskich produktów motoryzacyjnych na Wyspy miał wartość 1,5 mld euro. Przerwanie łańcucha dostaw to dla nich potencjalnie ogromne straty. Zresztą rykoszetem oberwie się też tym producentom, którzy współpracują z Wielką Brytanią tylko pośrednio. Jak to możliwe? Oto przykład.

Polska firma produkuje części dla niemieckiej fabryki, która wytwarza z nich komponenty dla firmy z Wielkiej Brytanii. Dochodzi do brexitu. Łańcuch dostaw pomiędzy fabrykami w Niemczech i Wielkiej Brytanii zostaje przerwany przez kontrole graniczne. Popyt na polskie części spada, bo Brytyjczycy nie składają już takich jak przedtem zamówień w Niemczech. Problem jest tym bardziej poważny, że najwięcej produktów motoryzacyjnych do Wielkiej Brytanii eksportują właśnie Niemcy, czyli główny partner handlowy naszego przemysłu motoryzacyjnego. Mniejsze zamówienia dla Niemców to mniejsze zamówienia dla Polaków.

30 marca 2019 roku - początek chaosu

- Jeśli faktycznie dojdzie do tzw. "no deal Brexit", na początku będzie chaos - mówi w rozmowie z Moto.pl Michał Dembinski z Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej. - Branża motoryzacyjna w Wielkiej Brytanii będzie musiała przygotować się do zbudowania potężnych zapasów i zaplanować totalny zastój pracy w fabrykach. Co potem? Pytanie o cła. Prawdopodobnie wyniosą 9,8 proc. Co jeszcze? VAT i świadectwa pochodzenia. W Polsce wydaje je Krajowa Izba Gospodarcza. Nagle KIG będzie musiała zwiększyć swoje moce przerobowe w tym zakresie dwukrotnie. Czy to się uda? To kolejne pytanie, które dziś pozostaje bez odpowiedzi - dodaje.

Producenci samochodów i części oraz firmy transportowe znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Bo choć o brexicie wiedzą od długiego czasu, trudno przygotować się na coś, co tak naprawdę wciąż jest wielką niewiadomą. Przestawienie modelu produkcyjnego na produkcję lokalną, wybudowanie lub nawet wynajęcie olbrzymich powierzchni magazynowych czy przemodelowanie łańcucha dostaw wymaga czasu i inwestycji. A kto chciałby inwestować miliony w coś, co może okazać się niepotrzebne? W końcu nadal nie wiadomo, na jakich warunkach Wielka Brytania rozstanie się z Unią Europejską.

Kontrole graniczne przy portach z jednej i drugiej strony kanału La Manche, nawet jeśli będą krótkie i wybiórcze, spowodują ogromne kolejki. A w modelu just-in-time nie ma miejsca na przestoje, bo te powodują przerwy w produkcji.

Co z cenami samochodów w Polsce

Nie ma wątpliwości, że ceny samochodów, które są montowane w Wielkiej Brytanii lub tych, do których części Wielka Brytania wytwarza, wzrosną. Skala jest ogromna. Co drugi wyprodukowany na Wyspach w 2017 roku samochód trafił na rynki UE (720 tys. aut). Podobnie z częściami, choć tu odsetek jest jeszcze większy i wynosi 60 proc. Koszty związane z brexitem producenci na pewno przerzucą na klientów. O jakich kwotach mówimy?

Brytyjskie Stowarzyszenie Producentów i Sprzedawców Samochodów obliczyło, że jeśli dojdzie do twardego brexitu, samochody z Wielkiej Brytanii będą o około 3 tys. euro droższe. A na Wyspach - oprócz Jaguara i Land Rovera - swoje fabryki mają też Ford (silniki), Honda (model Civic), Toyota (silniki, model Auris/Corolla), Nissan (modele Qashqai i X-Trail), grupa PSA (model Astra) czy BMW (samochody MINI).

Te wyliczenia warto jednak traktować z dystansem, choć i polscy eksperci nie mają wątpliwości, że w przypadku twardego brexitu ceny wzrosną. Różnice nie będą jednak aż tak spektakularne, bo producenci rozdzielą je między wszystkie modele - produkowana w Wielkiej Brytanii Honda Civic nie będzie droższa o 3 tys. euro, bo tę kwotę Japończycy rozdzielą na wszystkie swoje auta. Oprócz wzrostu cen trzeba też liczyć się z wydłużonym czasem oczekiwania na zamówione samochody.

W brytyjskim parlamencie trwa walka o minimalizację strat. Nie wiadomo, jak ta walka się skończy. Wybór Brytyjczyków ogranicza się jednak do dwóch opcji: zło lub mniejsze zło. Bez względu na to, co wydarzy się 30 marca 2019 roku, Polacy odczują skutki tej decyzji.

Czy nowe zasady leasingu nie spowodują załamania rosnącego rynku nowych samochodów w Polsce? Wojciech Drzewiecki: "Branża zawsze zakłada wzrosty."

Więcej o:
Copyright © Agora SA