Jak jeździ się samochodem napędzanym wodorem? Testowaliśmy Toyotę Mirai

Samochody w których źródło energii stanowi wodór, są obecne na rynku motoryzacyjnym od wielu lat, ale wciąż zajmują jedynie małą niszę. Dlaczego?

Specjalnie napisałem, że w tak zwanych samochodach wodorowych, jest on źródłem energii, a nie paliwem. Tak naprawdę samochody na wodór, to auta z silnikiem elektrycznym, tylko źródło prądu jest inne.

W klasycznych samochodach elektrycznych prąd pochodzi z ogniwa galwanicznego, czyli akumulatora, W samochodzie wodorowym tym źródłem jest ogniwo wodorowe. W przeciwieństwie do galwanicznych, ogniwa wodorowe wytwarzają prąd w czasie rzeczywistym, w procesie utleniania wodoru przy wykorzystaniu powietrza.

Ma to swoje wady i zalety. Tankowanie wodoru trwa niewiele dłużej, niż benzyny, czy oleju napędowego, a więc unikamy długotrwałego procesu ładowania akumulatorów. Poza tym pozwalają na przejechanie znacznie dłuższego dystansu na jednym zbiorniku paliwa, znowu porównywalnego z autami napędzanymi silnikami spalinowymi. Podsumowując: eliminują wszystkie znaczące wady samochodów elektrycznych.

Skoro tak, to dlaczego auta na wodór jeszcze nie opanowały rynku?

Niestety takie samochody mają również wady. Po pierwsze i najważniejsze, koszt tankowania wodoru jest znacznie wyższy, niż ładowania akumulatorów.

Znowu można go porównać z kosztem popularnych paliw płynnych. Po drugie, wodór wprawdzie można pozyskiwać na różne sposoby, ale najpopularniejszym (i jedynym stosowanym przemysłowo) jest reforming parowy gazu ziemnego, czyli znowu wracamy do paliw kopalnych.

Po trzecie, produkcja ogniw paliwowych jest wciąż bardzo kosztowna, jak to zwykle bywa przy stosowaniu nowatorskich technologii.

Po czwarte, stacji tankowania wodoru jest jak na lekarstwo. Na przykład w Polsce nie ma ani jednej, co nieco utrudnia użytkowanie takiego samochodu.

Toyota - lider na rynku samochodów wodorowych

Eksperymentowaniem z samochodami wodorowymi najchętniej zajmują się dalekowschodni producenci. Toyota jest liderem w tym segmencie rynku i jako jedyna oferuje samochód wodorowy, o którym można powiedzieć, że jest produkowany seryjnie.

Jest to Toyota Mirai. Mirai nie jest nowością, w sprzedaży na wybranych rynkach znalazł się w 2014 roku, a projekt powstał kilka lat wcześniej. Od tego czasu japoński producent sprzedał około 6000 tysięcy egzemplarzy Miraia, większość w USA i Japonii.

W Europie całkowita sprzedaż wodorowej Toyoty wynosi kilkaset egzemplarzy. Gwoli ścisłości, tak naprawdę mówię o leasingu, a nie sprzedaży, bo to jedyna sensowna forma użytkowania tego pojazdu.

Przeczytaj także: Czy wodór ma szansę zostać paliwem przyszłości? Polska ma go pod dostatkiem

Jak się jeździ wodorową Toyotą Mirai?

W skrócie, tak samo jak klasycznym samochodem elektrycznym. Toyota Mirai, to pierwszy samochód na wodór, którym jechałem, ale nie spotkało mnie żadne zaskoczenie.

Do konstrukcji Miraia wykorzystano liczne podzespoły innych samochodów Toyoty, głównie Priusa 3. generacji i wrażenia z jazdy są podobne, jak w Priusie w trybie elektrycznym.

Silnik zasilany prądem osiąga moc 155 KM, co nie zapewnia piorunujących osiągów, ale gwarantuje przyspieszenie natychmiast po wciśnięciu pedału „gazu”.

Wodorowa Toyota przyspiesza w ciszy, ale nie całkowitej. Żeby efektywnie produkować prąd, ogniwa paliwowe wymagają powietrza, które jest do nich pompowane przez kompresor, emitujący niezbyt głośny, ale unikalny dźwięk.

Przyspieszenie do 100 km/h ze startu zatrzymanego zajmuje około 9 s, a prędkość maksymalna wynosi 180 km/h, co w zupełności wystarcza na sprawną jazdę w każdych warunkach. Testowy egzemplarz rozpędziliśmy do prędkości ponad 150 km/h bez żadnych problemów.

Toyota MiraiToyota Mirai fot. idziaszek

Toyota Mirai - nowoczesna, ale przestarzała

Prowadząc Toyotę Mirai, czułem się trochę jak Rick Deckard z Łowcy Androidów. Mirai jest oczywiście znacznie nowszy, niż kultowy film Ridleya Scotta, ale w ciągu ostatniej dekady, w motoryzacji nastąpił taki rozwój, że model Toyoty wygląda, jakby powstał epokę temu.

Wnętrze było z założenia nowoczesne, ale dzisiaj wygląda zabawnie. Zwłaszcza konsola środkowa sprawia wrażenie zaprojektowanej przypadkowo, ale jednocześnie budzi sentyment do japońskiej motoryzacji w starym stylu, kiedy samochody z kraju Kwitnącej Wiśni były bardziej oryginalne.

Toyota Mirai - deska rozdzielczaToyota Mirai - deska rozdzielcza fot. idziaszek

Jednak obsługa instrumentów pokładowych i systemu multimedialnego nie jest bardzo wygodna, jeśli patrzeć na nią z perspektywy współczesnych samochodów.

Za to niektóre przyrządy, np. przycisk oznaczony H2O (służący do opróżniania zbiornika wody, która jest produktem ubocznym ogniwa paliwowego), wskaźnik zużycia paliwa w kg/100 km, skomplikowany diagram przepływu energii, oznaczenia pod pokrywą silnika i klapką paliwa, potęgują wrażenie jazdy samochodem z filmu science fiction.

Nawiasem mówiąc, Toyota Mirai jest wyposażona w akumulator, o podobnej pojemności, jak w samochodach hybrydowych. Służy do magazynowania, energii odzyskanej w czasie hamowania silnikiem oraz jako źródło prądu, od razu po uruchomieniu samochodu, kiedy ogniwo paliwowe jeszcze nie jest gotowe do pracy.

Przeczytaj także: Jeździliśmy prototypem Mazdy z nowym silnikiem benzynowym Skyactiv-X z samoczynnym zapłonem

Przede wszystkim komfort

Przemieszczanie się hybrydową Toyotą jest bardzo przyjemne. Dzięki całkowitej długości 4,9 m, cztery osoby mają dużo miejsca i siedzą wygodnie.

Komfort jazdy jest wysoki, poza tym samochód przyspiesza bardzo cicho. Trochę gorzej z szybszą jazdą po zakrętach. Wtedy daje znać o sobie zarówno komfortowy charakter samochodu, jak i zaawansowany wiek.

Układ kierowniczy jest mało precyzyjny, a wiraże Mirai pokonuje niechętnie, z wyraźną tendencją do podsterowności, co jest dodatkowo potęgowane przez silnik, o dostępnym w każdej chwili, wysokim momencie obrotowym.

Układ hamulcowy nie jest bardzo skuteczny, ani zapewniający idealne dozowanie siły hamowania. Przy zwalnianiu można użyć wybieraka trybu jazdy do hamowania silnikiem, ale trzeba to robić za każdym razem.

Poza tym nie jest to zbyt efektywna metoda wytracania prędkości. Kierowcy szukający sportowych wrażeń, w czasie jazdy Miraiem będą rozczarowani (tacy raczej się nim nie interesują), ale Toyota jest znakomitym środkiem transportu na co dzień.

Tankowanie Miraia - nie taki diabeł straszny

Dzięki seryjnej, ale dokładnie kontrolowanej, niemal ręcznej produkcji (Mirai jest wytwarzany w fabryce koncernu w Motomachi, tej samej w której powstawał Lexus LFA) i przemyślanemu projektowi zespołu napędowego, Mirai jest bardzo bezpiecznym samochodem.

Mimo zbiorników wodoru umieszczonych pod tylną kanapą i bagażnikiem, według ocen Toyoty, ich auto jest bezpieczniejsze, niż jakiekolwiek ze zbiornikiem LPG. Również tankowania nie należy się obawiać.

Wprawdzie póki co, trzeba przed nim przechodzić szkolenie, ale nie wymaga specjalnych umiejętności. Po umieszczeniu hermetycznego pistoletu we wlewie, system przeprowadza kontrolę szczelności i „nabija” zbiorniki płynnym wodorem.

W trzech zbiornikach Miraia zmieści się go 6 kg, co pozwala na zasięg 500-600 km. Brzmi to bajkowo: samochód elektryczny, który można „zatankować” w kilka minut, a następnie pokonać nim tak duży dystans.

Toyota MiraiToyota Mirai fot. idziaszek

Przeczytaj także: Jak jeździ się po Australii

Samochody na wodór to kompletna nisza i jeszcze długo tak zostanie

Toyota Mirai, to bardzo nowatorski, ale mało nowoczesny samochód. Pocieszający jest fakt, że obecna generacja Miraia powoli opuszcza rynek. Przejażdżkę nim należy traktować jak ciekawostkę i zapowiedź nowego modelu, który powinien się pojawić w 2020 r.

Ma być tańszy, mieć większy zasięg i być produkowany w większej liczbie egzemplarzy. Prawdopodobnie, zgodnie z obowiązującymi tendencjami, będzie autem typu SUV/crossover.

Co więcej, Toyota zapowiada, że nie będzie to jedyny samochód z napędem wodorowym, który zaprezentuje w najbliższych latach.

Dalekosiężne plany koncernu uwzględniają stopniowy wzrost znaczenia samochodów na wodór, które będą uzupełnieniem ciągle rosnącej gamy aut hybrydowych tej marki. Jednak jest to dość odległa przyszłość.

Po pierwsze w Polsce brakuje stacji tankowania wodoru. Ostatnie zapowiedzi Lotosu mówią o dwóch pierwszych dystrybutorach (w Warszawie i Gdańsku), zobaczymy jak będzie z ich realizacją.

Po drugie, nie wiadomo jak przez najbliższe kilkadziesiąt lat, rozwiną się nowoczesne technologie. Jeśli nie będziemy świadkami jakieś przełomu w dziedzinie ogniw galwanicznych, to samochody zasilane ogniwami paliwowymi, takie jak Toyota Mirai, mogą być przyszłością motoryzacji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA