Marka Maserati zawsze kojarzyła się z pewną niedostępnością i ekskluzywnością. Przez lata produkcja była niskoseryjna, ale Sergio Marchionne postanowił to zmienić wprowadzając do oferty modele z bardziej popularnych segmentów – limuzynę oraz SUV-a. To sprawiło, że sprzedaż odbiła się od dna, ale na dłuższą metę ten pomysł nie wypalił.
Takie zdanie ma nowy szef koncernu FCA, Mike Manley. Uważa on, że zmiana profilu marki na masową „była dużym błędem” i sprawiła, że Maserati stanęło na równi z Alfa Romeo. Obydwie marki nadal mocno różnią się cenami, ale w droższej marce znajdziemy sporo rozwiązań z tańszych modeli. Na dodatek niektóre elementy, jak np. przełączniki i system multimedialne są identyczne, jak... w Jeepie.
Dlatego klienci, którzy nabyli takie modele, jak Quattroporte, Ghibli czy Levante szybko zrozumieli, że kupili pospolite samochody. Z tego powodu raczej nie zdecydują się pozostać przy marce.
Od początku tego roku sprzedano na całym świecie 26 400 egzemplarzy Maserati. To sporo mniej od zakładanego celu – 70 tys. sprzedanych samochodów, które szybko skorygowano na 50 tys. aut. Okazuje się, że wyrobienie choćby połowy tego celu będzie nie lada wyzwaniem. Przed nowym szefem koncernu FCA nerwowa końcówka roku.