Jeszcze przed dwoma laty maksymalna wysokość mandatu za pozostawienie auta na trawniku wynosiła 500 złotych. Ale zazwyczaj straż miejska wzywana na miejsce interwencji wystawiała niższe upomnienie w wysokości 100-200 złotych.
Jeśli kierowca odmówił przyjęcia mandatu, sprawa trafiała do sądu, a tam funkcjonariusze mundurowi musieli wykazać, że kierowca dopuścił się zniszczenia zielonego terenu, co nie było wcale takie łatwe.
Przeczytaj także: Przepisy dotyczące parkowania w 2018 r.
Duże miasta nie dają sobie rady w walce z kierowcami niszczącymi tereny zielone, a to generuje duże koszty. Dla przykładu, w 2016 r. Warszawa wydała milion zł na słupki odgradzające trawniki od jezdni.
Sprawy w swoje ręce musiał wziąć ustawodawca i od 2017 r. włączył kierowców pod przepis Kodeksu Wykroczeń. Zgodnie z Art. 144. § 1.:
Kto na terenach przeznaczonych do użytku publicznego niszczy lub uszkadza roślinność albo depcze trawnik lub zieleniec lub też dopuszcza do niszczenia ich przez zwierzęta znajdujące się pod jego nadzorem, podlega karze grzywny do 1 000 złotych albo karze nagany.
Należy też uważać na klepiska, bowiem może być to teren przeznaczony do rekultywacji. Jeśli funkcjonariusz dopatrzy się kępki trawy wystającej spod kół, może być równie bezwzględny, jak w przypadku pozostawienia samochodu na trawniku lub zieleńcu.