Świat bez samochodów. Czy naprawdę tego chcemy?

Miasta bez smogu, bez korków, bez nerwów za kierownicą. Bez samochodów. Zapachniało średniowieczem? Będę zmyślać i fantazjować, ile wlezie. Temat felietonu wymaga puszczenia wodzy fantazji, puszczam więc, ale za efekty nie biorę odpowiedzialności.

Jestem autoholiczką. Kocham samochody! Jestem od nich uzależniona. Nie walczę z tym, bo ta moja słabość nie ma skutków ubocznych.

Oglądam się za samochodami. Uwielbiam sylwetki niektórych modeli, ubóstwiam mruczący, groźny dźwięk wydobywający się z silników z symbolem V. Ręce mi się trzęsą, kiedy mam przetestować jakieś cudo motoryzacji. Śni mi się wtedy po nocach, a kiedy już zasiadam w wygodnym fotelu, marzę tylko o wciśnięciu przycisku start i cały świat przestaje dla mnie istnieć.

I właśnie dlatego opuszczam na chwilę strefę komfortu, żeby wykreować świat bez samochodów i innych pojazdów zaliczających się do moto rodziny.
Jeśli nie potrafisz żyć bez auta, jest ono częścią twojej codzienności, oczkiem w głowie, członkiem rodziny, zamknij oczy i wyobraź sobie, że jest wiek XXI.

Dzień jak co dzień. Budzisz się rano, szykujesz do wyjścia z domu. Chwilę później odczuwasz niepokój, orientujesz się, że chodzi o media … Nie słyszysz w radiu ani w telewizji o kolizjach i zatorach drogowych. Dziwne, niecodzienne - myślisz. Łapiesz kluczyki od auta, wychodzisz z domu…

Przed budynkiem jest jakoś inaczej. Jeszcze wczoraj z trudnością znalazłeś pół miejsca na zaparkowanie własnych „czterech kółek”, a dziś nie ma nawet auta sąsiada, który porzucał je przy wejściu do klatki. Nic, żadnego samochodu, jak okiem sięgnąć.
Nic, poza końcówką jesiennej szaty drzew, krzewów i traw i … kurczę, co to jest? To przecież trel, to ptaki śpiewają, słyszysz wyraźnie. Zaskoczony, zszokowany ostrożnie idziesz dalej. Słyszysz własne myśli i wibrujący w kieszeni telefon.

Widzisz równie zdumionych ludzi, którzy chaotycznie i bez zaufania poruszają się po ulicach dobrze sobie znanego miasta. Idziesz dalej, oddychasz czystym powietrzem w centrum metropolii. Nikt na ciebie nie trąbi, nie czekasz na zielone światło, bo na ulicach nic się nie dzieje.

Wiele osób w takiej sytuacji stanęłoby na środku głównej arterii miasta i obracając się wokół własnej osi krzyczałoby wniebogłosy… RATUNKU! Są jednak tacy, dla których to świat idealny.

Za i przeciw

Zastanówmy się nad plusami i minusami takiej wizji. Gdyby samochody nagle zniknęły z naszych miast, parkingów, osiedli i garaży zyskalibyśmy całkiem sporo miejsca do zagospodarowania.

Deweloperzy nie zdzieraliby z nas za miejsce parkingowe w budynkach. Okazałoby się też, że jest przestrzeń na więcej zieleni w centrach miast. Założę się, że bylibyśmy spokojniejsi i mielibyśmy dla siebie więcej czasu.

Dziś stanie w korkach staje się powoli sportem wielu narodów, bo oto np. w Londynie jeździ się przeciętnie z prędkością 20, w Berlinie 24, a w Warszawie 26 km/h. Jeśli jesteś Amerykaninem i jakimś cudem czytasz i rozumiesz ten tekst, podpowiem, że tracisz w korkach 42 godziny rocznie, a twoi przyjaciele z Los Angeles nawet dwa razy tyle. Katastrofa.

Idźmy dalej: Gdyby zniknęły samochody, wydaje się, że bylibyśmy zdrowsi, i bynajmniej nie chodzi tu o dwutlenek azotu, który unosi się w powietrzu, by zaparkować w naszych płucach, ale przede wszystkim o przemieszczanie się na własnych nogach (przy okazji, wiedzieliście, że Warszawa, Kraków i Wrocław znajdują się w czołówce najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie?).

Piękni, wiecznie młodzi i wysportowani – tacy byśmy byli bez samochodów. I na 100 proc. sfrustrowani, bo de facto wszędzie bylibyśmy spóźnieni. Na dodatek stacjonarni, ponieważ komunikacja miejska i dalekobieżna raczej by nas wszystkich nie pomieściła.
Z finansowego punktu widzenia zyskałyby duże miasta, jak Wrocław czy Warszawa - ta ostatnia rocznie wydaje na transport publiczny ok. 3 mld złotych, z czego tylko 50 proc. wraca do budżetu z biletów. Gdyby samochodów nie było, władze dużych metropolii zarobiłyby na transporcie miejskim, a budżet państwa straciłby na akcyzie, opłacie paliwowej i podatku VAT.

Jest jeszcze parę spraw, których (chyba przez ten smog) na co dzień nie dostrzegamy. Bez przemykających „czterech kółek” w miastach byłoby ciszej. Ba! Miasta zyskałyby status, parafrazując Jana Kochanowskiego, wsi spokojnej, wsi wesołej.

Czyściej, ale...

Z mórz i oceanów zniknęłyby zanieczyszczenia, a rdzenne ludy zamieszkujące dżunglę amazońską obfitującą w złoża ropy naftowej, wreszcie odetchnęłyby z ulgą. Lasy byłyby czyste, wszak worki śmieci przewożone przez rowerzystów lub przenoszone przez pieszych byłyby rzadkością.

Reszta by się posypała, a nawet legła w gruzach – tego jestem niemal pewna. Uginające się pod różnorodnością towarów półki sklepowe, opustoszałyby w trymiga, bo kto by towary uzupełniał, gdyby zabrakło samochodów dostawczych?

Życie bez karetek, wozów straży pożarnej, pogotowia energetycznego i wodociągowego, to by dopiero był chaos. Nie wspomnę o podróżowaniu, które dziś jest sposobem na życie tysięcy ludzi. Bo jak tu podróżować bez samochodu, autobusu czy autokaru?

Więzi rodzinne rozluźniłyby się jeszcze bardziej, a my wrócilibyśmy do praktyk ludów wędrownych. Kto wie, może nie byłoby tak źle? A może na nowo nauczylibyśmy się życia?

Jednak coraz więcej państw zastanawia się nad ograniczeniem liczby samochodów poruszających się po ulicach. Przykład idzie z północy. Helsinki mają plan, by do 2025 roku wprowadzić zakaz używania samochodów prywatnych w ruchu ulicznym.
Idea wypłynęła z pracy magisterskiej Sonji Heikkilä, która jest inżynierem transportu i jak sądzę nie jest miłośnikiem motoryzacji. Według wizji mieszkanki stolicy Finlandii, każdy kto miałby do załatwienia zakupy, przeprowadzkę, dojazd do pracy, mógłby przez aplikację w telefonie zamówić minibusa transferowego i w ten sposób zaoszczędzić czas i pieniądze.

Trend pozbywania się samochodów z centrów miast jest widoczny na całym świecie. Przykład daje Wenecja, która powala urokiem i zaskakuje organizacją. W ciasnych uliczkach nie ma samochodów, a spożycie kawy na zewnątrz nie grozi uduszeniem.
Kilka lat temu Zjednoczone Emiraty Arabskie zapowiedziały wybudowanie miasta całkowicie wolnego od ruchu samochodowego. Zacna idea, pomyślałam wówczas, niech budują, kto bogatemu zabroni?

Coś mi jednak mówiło, że nic z tego nie będzie. Ekologiczne miasto Masdar miało mieć 6 km powierzchni i ok. 50 tysięcy ludności. Mieszkańcy mieli korzystać z transportu miejskiego opartego na autonomicznych pojazdach zasilanych energią słoneczną. Dodatkowo miały one jeździć pod ziemią. To miał być eksperyment, na razie jest w fazie … nieudany. Chociaż już czytałam, że Elon Musk organizuje transport podziemny - powodzenia. Serio - trzymam kciuki.

Nie da się ukryć, że samochody stały się nieodłącznym elementem naszego życia. Służą nam dosłownie do wszystkiego. Począwszy od najważniejszej funkcji jaką spełniają – ratowania życia, przez transportową, biznesową, po rozrywkową. Samochody budują, sprzątają, gaszą pożary, a foodtrucki nas karmią.

... zupełnie bez sensu

Bez względu na to, czy auta są zwykłą „puszką na kółkach”, która ułatwia codzienne życie, czy dziełem sztuki do podziwiania – samochody są potrzebne i kropka.
James May, były prezenter najlepszego programu motoryzacyjnego na świecie „Top Gear” podczas pobytu w Polsce przyznał, że czasem próbuje sobie wyobrazić świat bez samochodów. Stwierdził, że byłby to zupełnie inny świat, na pewno słabiej rozwinięty.

Brytyjski ekspert motoryzacyjny przypomniał, że dzięki samochodom rozwinęły się takie dziedziny życia jak fizyka, technika, inżynieria i sztuka. Według Maya świat bez samochodów byłby miejscem mniej przyjaznym ludziom.

Jest jeszcze jeden, ważny fakt, z którym nie da się polemizować. Nie wyobrażamy sobie funkcjonowania bez samochodu, bo daje nam poczucie wolności. Nie przerażają nas spore koszty utrzymania i wieczne stanie w korkach, bo w naszym pojeździe, jesteśmy samodzielni, samowystarczalni i wolni.

Gdyby zapytać 1000 osób o to, co jest najważniejszym wynalazkiem ostatnich kilkuset lat – jestem pewna, że większość wymieniłaby samochód. Trudno się z tym nie zgodzić. To samochody „zmniejszyły” odległości. Na całym świecie jeździ ich już ponad miliard, a przecież miliard ludzi nie może się mylić. Ale, czy świat bez samochodów byłby możliwy? Tak i … zupełnie bez sensu.

Autorka felietonu jest jurorką w plebiscycie The Best of Moto.pl. Zachęcamy do wzięcia udziału w wyborze najlepszego samochodu 2018 r. Wszyscy głosujący mogą wygrać atrakcyjne nagrody. Strona do głosowania znajduje się tutaj.

Więcej o:
Copyright © Agora SA