Nie narzekajmy bez sensu na SUV-y. W wielu przypadkach wybór auta tego typu to dobra decyzja

Tomasz Korniejew
Moda na SUV-y nie tylko nie zwalnia, ale się rozwija. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje, szukaliśmy m.in. na drogach egzotycznej Islandii. Chyba ją znaleźliśmy.

Dane nie pozostawiają złudzeń. Co trzeci zarejestrowany samochód w tym roku w Polsce to SUV.

Nic zatem dziwnego, że producenci pojazdów poszerzają swoją ofertę w tym zakresie. Według szacunków firmy JATO, co drugi wyprodukowany w tym roku na świecie samochód osobowy to będzie SUV.

Widać to doskonale na przykładzie firm koreańskich, francuskich i niemieckich. Ofensywę rynkową w segmencie SUV ilustruje m.in. przykład Volkswagena.

Po niedawnym wprowadzeniu na rynek nowej, siedmioosobowej wersji Tiguana, nowatorskiego Touarega, czy kompaktowego T-Roca, za chwilę do salonów sprzedaży wjedzie model T-Cross, a na horyzoncie już widać w pełni elektrycznego I.D. Crozz.

To nie jest też tak, że kierowcy sięgają po tego typu pojazdy, bo nie znajdują innych w ofercie. Znajdują, ale SUVy wydają się lepiej odpowiadać na potrzeby nabywców niż minivany, sedany i różnej wielkości kombi.

Dlaczego ludzie wybierają SUVy?

Choć wiele osób łączy użytkowników największych pojazdów segmentu SUV ze wszystkimi problemami komunikacyjnymi współczesnych miast, nie da się ukryć, że grono zwolenników wszelkiej maści aut ze zwiększonym prześwitem powiększa się.

Podczas jednej z konferencji prasowych, towarzyszącej wprowadzeniu na rynek kolejnego modelu SUV, Lutz Fugener, profesor Wydziału Wzornictwa Transportowego Studium Zawodowego w Pforzheim powiedział: „Kompaktowy SUV to odpowiednik szwajcarskiego scyzoryka. Jeżdżąc nim, ma się wrażenie, że można zrobić wszystko, że jest się gotowym na wszystko.”

Z kolei Christian Lasse Mevert, niemiecki socjolog transportu, w swojej wypowiedzi dla portalu Spiegel Online stwierdził m.in., że: „SUVem mogę pojechać na prestiżowe spotkanie biznesowe, na front walki i bezpiecznie zawieźć nimi dzieci do szkoły. (…)”

Więcej na ten temat napisał red. Piotr Kozłowski w swoim tekście „Świat przesiadł się do SUV-ów. Dlaczego każdy chce jeździć udawaną terenówką.”

Na Islandii widać, że SUVy mają sens

Z założenia SUVy mają być pojazdami wszechstronnymi, które sprawdzą się w każdych warunkach drogowych i pogodowych. A mało, który kraj w Europie nadaje się lepiej do sprawdzenia tej tezy niż Islandia.

Szutrowe drogi to na Islandii częsty widokSzutrowe drogi to na Islandii częsty widok fot. Tomasz Korniejew

Według rodowitych mieszkańców wyspy, nie warto przejmować się aktualną pogodą bo ta i tak się za chwilę zmieni. To spore wyzwanie nie tylko dla turystów, ale także dla kierowców i ich samochodów, którzy muszą być przygotowani na każde warunki.

Na Islandii, żyje około 330 tys. mieszkańców, z czego około 125 tys. w Rejkjawiku, który jest stolicą. Oznacza to, że można przez ten kraj jechać cały dzień i nie spotkać ani jednej osoby. Serio. Nawet turysty. Dobrze zatem podróżować samochodem niezawodnym, bo może się tak zdarzyć, że na pomoc przyjdzie nam bardzo długo czekać.

Na wyspie poznałem człowieka, który stwierdził, że jest szczęśliwy, bo się niedawno przeprowadził i do fryzjera dojeżdża już tylko 40 km. W zeszłym roku, gdy mieszkał na obszarze cyt. ”mało zaludnionym” przejechał 400 km, by obejrzeć film „Gwiezdne Wojny”.

Problem w tym, że po Islandii nie da się przemieszczać szybko. Tam nie ma autostrad ani dróg ekspresowych. Drogi krajowe to malownicze „nitki” przebiegające gdzieniegdzie przez obszary zabudowane, na których jest ograniczenie do 50 km/h, albo przez malownicze pustkowia, na których obowiązuje ograniczenie do 90 km/h. W wielu miejscach stoją ograniczenia prędkości do 70 czy 80 km/h. A i tak samochód to najlepszy sposób na poruszanie się po kraju.

Zwłaszcza, że przepiękny krajobraz wyspy, w którym w wielu miejscach nie widać ludzi ani zabudowań po horyzont daje poczucie niespotykanej nigdzie indziej w Europie wolności.

Islandia to dobra destynacja dla ludzi szukających spokojuIslandia to dobra destynacja dla ludzi szukających spokoju fot. Mariusz Barwinski

Jednak biada tym, którzy z fantazją typową dla mieszkańców krajów południowych nonszalancko podejdą do obowiązujących przepisów. Miejscowe media regularnie publikują informacje o kolejnych rekordach odnośnie wysokości kwot mandatów, jakie nałożyła na niesfornych turystów miejscowa policja.

Kary potrafią być bardzo słone. Dla przykładu, grzywna za korzystanie z telefonu komórkowego bez używania zestawu głośnomówiącego to około 1300 zł (Islandia wchodzi w skład Europejskiego Obszaru Gospodarczego, dzięki czemu można na jej terenie korzystać z telefonu komórkowego według taryf obowiązujących na terenie UE).

Przekroczenie prędkości poza terenem zabudowanym o 6 do 10 km/h będzie kosztowało ok. 330 zł. Przekroczenie o 11-20 km/h grozi mandatem w wysokości ok. 1000 zł, a o 30-50 km/h już 2300 zł. Przy czym policjant ma w niektórych przypadkach prawo nałożyć znacznie wyższą grzywnę. Małym pocieszeniem jest fakt, że płacąc na miejscu, kierowca może liczyć na 25% zniżki.

To jednak nie wszystko. Kierowcy poruszający się po Islandii muszą zwracać uwagę na to gdzie wjeżdżają i gdzie parkują. Zjechanie ze szlaku na terenie parku narodowego może nieść ze sobą bardzo przykre konsekwencje.

Warto to wszystko wziąć pod uwagę planując trasę, a zwłaszcza fakt, że podróż po Islandii trwa zazwyczaj długo, a kierowca i pasażerowie mają dużo czasu na kontemplację zmieniającego się krajobrazu.

Nowy Volkswagen Touareg na IslandiiNowy Volkswagen Touareg na Islandii fot. Mariusz Barwinski

Przeczytaj także: Czy wybór SUVa ma sens? Porównujemy SUVy różnych segmentów z ich odpowiednikami

Uniwersalność SUVów to mocny argument

Bez względu na to, o której porze roku zamierzamy zwiedzać ten kraj, bez wątpienia warto wynająć pojazd ze zwiększonym prześwitem.

W tym kraju nawet główna szosa oplatająca wyspę w pewnym rejonie zmienia się w drogę szutrową. Także większość odcinków dojazdowych do wielu atrakcji przyrodniczych, czy nawet prowadzących do hoteli jest szutrowa lub wręcz kamienista.

W takich warunkach auto typu SUV wydaje się optymalnym środkiem transportu.

Niemniej, choć wiem, że nie będzie to modne stwierdzenie, także w Polsce w wielu przypadkach użytkowanie SUV-a ma sens. Przecież sporo mieszkańców naszego kraju musi na co dzień korzystać z gruntowych dróg dojazdowych do swoich posesji. W ich przypadku wyższy prześwit to gwarancja dotarcia do domu lub do pracy.

Przeczytaj także: Jak projektuje się samochody?

Podczas mojej islandzkiej wyprawy, eksplorowałem tereny położone na wschód od Rejkjawiku. W sumie w dwa dni przejechałem trasę liczącą około 700 km i trzeba przyznać, że była to trasa niezwykle malownicza.

Poniżej zamieszczam plan podróży, który można wykorzystać do zaplanowania wycieczki.

Trasa Volkswagen SUV Experience – odcinek 1

Po wyjściu z lotniska Keflavik wyruszyliśmy w stronę Rejkjawiku, by stamtąd skierować się dalej na wchód drogą numer 1. To główna trasa biegnąca dookoła wyspy. Po przejechaniu około 150 km, co zajęło nam około 2,5 godz. zatrzymaliśmy się na lunch w restauracji Katla. Rozgrzani miejscową zupą z baraniny pojechaliśmy dalej, by obejrzeć wysoki na 60 m Wodospad Seljalandsfoss. Osoby, które nie boją się zmoknąć, mogą obejrzeć go z każdej strony, w tym przejść ścieżką za strumieniem wody.

Kolejnym przystankiem na trasie był jeden z największych wodospadów Islandii, malowniczy Skogafoss. Według miejscowych, w słoneczne dni można przy nim zaobserwować podwójne tęcze.

Około 12 km dalej na wschód (podążając trasą nr 1) znajduje się lodowiec Solheimajokull. Żeby dokładnie obejrzeć masyw trzeba dojść z parkingu około 10 minut. Parking jest kamienisty, zatem w tym miejscu warto dysponować autem z wyższym prześwitem.

Ostatnimi przystankami pierwszego dnia wycieczki były dwie piękne plaże – Kirkjufjara Beach oraz czarna Black Beach ze spektakularnie wyglądającymi formacjami skalnymi.

Jeden z islandzkich wodospadówJeden z islandzkich wodospadów fot. Tomasz Korniejew

Trasa Volkswagen SUV Experience – odcinek 2

Drugi dzień wyprawy rozpoczęliśmy od dojechania do Solheimasandur Plane Wreck, czyli do miejsca, w którym na czarnej plaży znajduje się srebrzysty wrak samolotu DC-3, należącego do US Navy. Rozbił się najprawdopodobniej pomiędzy 21, a 24 listopada 1973 r.

Przyznam, że warto poświęcić trochę czasu i energii, by dotrzeć w to miejsce, bo widok jest spektakularny.
Przy czym, wygodnie jest skorzystać z opcji wynajęcia rowerów na dojazd z parkingu do wraku. To spory kawałek, który trzeba pokonać po kamienistej drodze.

Stamtąd wyruszyliśmy drogą nr 1, tym razem na północny zachód do wodospadu Gullfoss.

Gulfoss to w zasadzie kilka wodospadów w jednym miejscu, które tworzą razem piękną kompozycję. Warto tam zajechać, tym bardziej, że tuż obok, podążając dalej na zachód drogą nr 35 trafimy na gorące źródła i wystrzeliwujący w górę Geysir, położony w dolinie Haukadalur. Tuż przy parkingu znajduje się zaplecze gastronomiczne, gdzie można skorzystać z różnorodnej oferty lunchowej.

Kierując się dalej na zachód, drogami nr 37 i 365 dojedziemy do punktu obowiązkowego wycieczki krajoznawczej po Islandii.

Mowa o Thingvellir National Park. To park narodowy Islandii, w którym oprócz spektakularnych widoków znajdziemy ponad 150 gatunków roślin i ok. 50 gatunków bezkręgowców. Znajduje się tam także szczelina będąca granicą między dwiema płytami tektonicznymi: euroazjatycką i północnoamerykańską.

Wyjeżdżając z parku, kierując się w stronę Rejkjawiku, warto minąć lewą stroną (wzdłuż drogi nr 360) jezioro Þingvallavatn. Droga jest niezwykle malownicza.
Następnie skręcając w trasę 435 można dotrzeć do Rejkiaviku, a stamtąd dalej na zachód do hotelu Lighthouse Inn, czyli miejsca, w które jest szczególnie polecane do oglądania Zorzy Polarnej.

Był to ostatni punkt, który odwiedziliśmy na wyspie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA