Milion aut elektrycznych przestaje być mrzonką? Rząd ma plan na wsparcie elektromobilności

Przyjęty przez Radę Ministrów projekt będzie kosztował 18,6 miliarda złotych. Zawarto w nim szereg zachęt dla użytkowników aut elektrycznych. Czy nowa strategia pozwoli zrealizować śmiałe plany premiera Mateusza Morawieckiego?

Doczekaliśmy się wreszcie konkretnych działań rządu ws. promocji i elektryfikacji polskiego parku maszynowego. Dotychczas w tej kwestii znajdowaliśmy się na szarym końcu Europy. Jedynie lokalne samorządy wychodziły przed szereg i oferowały rozmaite ulgi właścicielom aut elektrycznych. Na przykład, w Spocie z bezpłatnego parkowania mogą korzystać właściciele samochodów elektrycznych i hybrydowych. Wkrótce z wora pełnego prezentów, będzie mógł garściami czerpać każdy Polak.

Zmniejszenie zależności Polski od paliw kopalnych

Projekt ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych został przygotowany przez Ministerstwo Energii. Wiceminister energii Michał Kurtyka poinformował na Twitterze, że przyjęta przez Radę Ministrów ustawa może wejść w życie już w pierwszych miesiącach przyszłego roku. Ma na celu popularyzację samochodów elektrycznych i zmniejszenie zależności Polski od ropy naftowej. Jeśli pomysł się sprawdzi, na krajowych drogach może zacząć się pojawiać dużo więcej niż dotąd pojazdów elektrycznych. Co ma przekonać Polaków?

Zobacz także: Kiedy służby mogą odholować samochód?

Niecały tysiąc „elektryków” i około 50 ładowarek

W ostatnich siedmiu latach, w Polsce zarejestrowano zaledwie 906 samochodów elektrycznych (źródło: Samar). Dane ze świata wyglądają bardziej optymistycznie i to na podstawie statystyk obejmujących tylko 2016 i 2017 rok. W zeszłym roku Nissan sprzedał 49 214 tysięcy elektrycznych Leafów (w Europie ponad 18 tysięcy). W pierwszym kwartale 2017 na Starym Kontynencie klientów znalazło ponad 9100 Renault Zoe, 5065 BMW i3 i 6620 Tesli (Model X i S).

Zdecydowanie lepiej sytuacja przedstawia się z hybrydami, których przez siedem lat pojawiło się na polskich drogach aż 38 790. To jednak kropla w morzu globalnego rynku pojazdów z napędem alternatywnym.

Podobnie ma się rzecz z infrastrukturą. W Zachodniej Europie znajduje się 150 tysięcy ładowarek dostępnych w miastach i przy głównych szlakach handlowych.

W Polsce jest niewiele ponad 50 sztuk. Sytuacja ma się jednak dynamicznie zmieniać, bo inwestować w infrastrukturę będą nie tylko spółki Skarbu Państwa, lecz również prywatni inwestorzy.

Greenway w ciągu dwóch lat udostępni 150 punktów szybkiego ładowania. Kilkadziesiąt ładowarek zbuduje Shell przy strategicznych dla transportu trasach. Swoje trzy grosze dołoży też Lidl i lokalne galerie handlowe, kuszące w ten sposób klientów.

To jednak wciąż mało wobec planów Ministerstwa Energii obejmujących najbliższe trzy lata. W projekcie przewidziano budowę 6 tysięcy ładowarek o normalnym napięciu i 400 stacji szybkiego ładowania, uzupełniających 80 proc. pojemności akumulatorów w około 30 minut.

Rząd zamierza wspomagać wolny rynek dopłatami ze środków publicznych, a także przez dodatkowe przepisy. Wynika z nich, że przy nowych apartamentowcach ma powstawać sieć umożliwiająca ładowanie samochodów elektrycznych. Wiele też będzie zależeć od sprawności lokalnych samorządów.

Zobacz także: Czy warto skorzystać z dużych obniżek cen samochodów na koniec roku?

CNG alternatywą dla prądu

Ustawa o elektromobilności to także wzmianka o paliwach alternatywnych. Póki co, plany w tej kwestii są dość skromne, podobnie jak infrastruktura. Sieć stacji CNG liczy obecnie niespełna 30 punktów, a w ciągu najbliższych 3 lat, pojawi się dodatkowe 70.

Sprężony gaz można zatankować jedynie w dużych miastach i to nie wszystkich. Dystrybutorów nie ma w Łodzi, Szczecinie, Częstochowie, Zakopanem, Olsztynie, Białymstoku, czy Zielonej Górze.

W stolicy funkcjonuje tylko jedna tego typu placówka, a oferta dostępnych samochodów na gaz ziemny jest również ograniczona. Plany ekspansji w tym segmencie ma Volkswagen. Rozszerzenie oferty planuje też Opel. Póki co, klienci mogą wybierać pośród kilkunastu modeli (Fiat, VW, Opel, Skoda i Mercedes).

Zwolnienie z akcyzy na auta elektryczne to mała zachęta

Kolejny wabik stanowi zwolnienie z podatku akcyzowego. 3,1-procentowa ulga bezterminowo obejmie samochody elektryczne i wodorowe. Do końca 2020 roku skorzystać będą też mogli nabywcy aut hybrydowych. Jakich możemy spodziewać się oszczędności?

E-Golf mogący przejechać w trybie bezemisyjnym około 220-240 kilometrów, został wyceniony w podstawowej specyfikacji na 162 890 złotych. To nie oznacza, że ulga wyniesie 5111 złotych (czyli 3,1% ceny, w rzeczywistości ulga będzie jeszcze niższa), bo importer płaci akcyzę od innej kwoty niż koszt auta w salonie, ale to wyliczenie pokazuje skromność oszczędności.

Światowy bestseller, Nissan Leaf kosztuje 139 tysięcy. W tym przypadku odjęcie 3,1% daje kwotę 4309 złotych. Wciąż niewiele. Ponadto, za cenę zakupu japońskiego "elektryka" można kupić reprezentacyjną limuzynę klasy średniej i z nowoczesnym silnikiem diesla, która na jednym tankowaniu przejedzie nawet 1000 kilometrów.

Oprócz akcyzy, rząd przyjął zmiany w ulgach podatkowych. Decydując się na wchłonięcie auta zasilanego prądem w majątek firmy, przedsiębiorca będzie mógł odliczyć od podatku maksymalnie 30 tysięcy euro tytułem amortyzacji.

Zachód Europy jest w tym względzie bardziej hojny. Hiszpanie mogą liczyć już na starcie na bonifikatę w wysokości 6500 euro. Jeszcze więcej dostają Francuzi, bo tamtejszy rząd przewiduje ulgę w maksymalnej wysokości nawet 10 tysięcy euro.

Zobacz także: Koniec z redukowaniem punktów karnych kursami, ale policja nie zabierze Ci już prawa jazdy

Bezpłatne parkowanie

Korzystanie z parkingów w centrach miast wiąże się ze sporym obciążeniem finansowym. W większości aglomeracji godzina postoju kosztuje 3 zł, a mówi się o tym, że koszty mają wzrosnąć.

Z tej opłaty zostaną zwolnieni właściciele samochodów elektrycznych. Dodatkowy bonus stanowi możliwość korzystania z buspasów (do końca 2025), ale z pewnym zastrzeżeniem. Stanie się to realne, jeśli zgodę wyda zarządca drogi. W praktyce może się zatem okazać, że jedynie część pasów przewidzianych dla taksówek i pojazdów komunikacji miejskiej, będzie dostępna dla „elektryków” i to w określonych godzinach.

30 złotych za wjazd do strefy czystego transportu

Rząd da też lokalnym samorządom możliwość tworzenia specjalnych stref czystego transportu, co wygeneruje utrudnienia i opłaty dla użytkowników samochodów z klasycznym napędem.

W myśl nowych przepisów, w centrach miast mają powstać obszary, gdzie wjadą tylko auta elektryczne, wodorowe i te zasilane CNG. Zwolnienie z daniny dotyczy też mieszkańców stref. Pozostali będą musieli uiścić opłatę w wysokości 30 złotych dziennie, która zasili budżet gminy. Nie wiadomo, czy zwolnienie będzie dotyczyło mieszkańców stref, którzy korzystają z różnych samochodów.

Zobacz także: Sprawdzają, z kim się spotykasz, ile masz lat i gdzie parkujesz - tak ubezpieczyciel wylicza OC

Urzędy stawiają na ekologię

Przykład idzie z góry, więc ustawa dotyka również bezpośrednio magistraty. Wraz z początkiem 2020 roku, flota samochodów administracji państwowej, a także gminnej, ma składać się w 10 procentach z pojazdów elektrycznych. To jednak dopiero początek rewolucji, bowiem po trzech latach odsetek wzrośnie do 20, a po pięciu do 50%.

Wielu ekspertów twierdzi jednak, że szansy dla elektromobilności należy upatrywać przede wszystkim w transporcie lekkim i zbiorowym. To właśnie w tej gałęzi, zwrot poczynionych inwestycji następuje najszybciej. Flota elektrycznych autobusów ma liczyć w 2021 roku 5 proc. całości parku maszynowego. Po kolejnych czterech latach, ich ilość zwiększy się do 20, by w 2028 dobić do 30 procent.

To też spora szansa dla polskiego kapitału. Solaris już elektryfikuje polskie miasta swoimi pojazdami, a Ursus w październiku bieżącego roku wygrał przetarg wart 96,5 miliona złotych na dostarczenie 47 12-metrowych autobusów Zielonej Górze. To jednak melodia najbliższej przyszłości, a w Krakowie urzędnicy jako pierwsi w Polsce stworzyli linię, gdzie kursują wyłącznie autobusy elektryczne. Flota krakowskiej komunikacji miejskiej liczy obecnie 26 bezemisyjnych pojazdów.

Zobacz także: Miliard złotych z budżetu na polski samochód elektryczny. Rząd może zasilić spółkę, która zarządza projektem

Przedsięwzięcie warte 18,6 miliarda złotych

Elektryfikacja polskiego parku maszynowego nie będzie tania. Wszystkie działania przewidziane przez ustawę mają kosztować Skarb Państwa i lokalne samorządy aż 18,6 miliarda złotych. Ta kwota obejmuje budowę infrastruktury, dopłaty do samochodów elektrycznych, a także ulgi w perspektywie 10 lat. Jeśli projekt się sprawdzi, a Polacy faktycznie przesiądą się do „elektryków”, koszty programu mogą być jeszcze większe.

Pytania o wydolność naszej sieci elektrycznej w kontekście obsługi aut elektrycznych i czystość produkowanego w Polsce prądu, wciąż pozostają otwarte.

Więcej o:
Copyright © Agora SA