Jeśli spowodowałeś szkodę parkingową, nie odjeżdżaj, udając, że nic się nie stało. Zrób zdjęcia szkód (na swoim i uszkodzonym przez ciebie samochodzie) - to uchroni cię przed ewentualnym naciąganiem ze strony poszkodowanego kierowcy.
Pod wycieraczką uszkodzonego samochodu zostaw kartkę ze swoim numerem telefonu i informacją, że to ty odpowiadasz za szkodę. Postaraj się dogadać z drugim kierowcą - czasem warto sięgnąć do własnego portfela, pokrywając koszty naprawy. Jeśli wolisz, by poniósł je twój ubezpieczyciel, pamiętaj o utracie zniżek i mandacie za spowodowanie kolizji (do 500 zł i 6 pkt karnych).
Najgorszym rozwiązaniem jest ucieczka z miejsca kolizji. Oczywiście możesz liczyć na szczęście, ale w dobie wszechobecnego monitoringu ryzyko wpadki jest duże. Jeśli policja do ciebie dotrze, zapłacisz mandat za spowodowanie kolizji. Twój ubezpieczyciel pokryje koszty naprawy, ale skorzysta z prawa do regresu, czyli wystąpi do ciebie z wnioskiem o pokrycie kosztów naprawy. Dodatkowo utracisz zniżki.
Nieco inaczej sprawa wygląda, jeśli odjechałeś z miejsca kolizji, ale nie wiedziałeś, że zarysowałeś czyjś samochód. Jeśli policja do ciebie dotrze i wystawi ci mandat, a ty go podpiszesz, będzie to jednoznaczne z przyznaniem się do winy.
Wtedy odwołanie się od regresu ubezpieczyciela będzie bezpodstawne, bo nie będziesz mieć szans, by walczyć o swoje. Jednak warto wiedzieć, że bez względu na okoliczności, bardzo trudno udowodnić, że nie miało się świadomości wyrządzonej szkody - ubezpieczyciele bardzo rzadko odstępują od regresu.
Na forach internetowych nie brakuje opisów spraw, w których nieświadomi spowodowania kolizji kierowcy musieli płacić za naprawy uszkodzonych przez siebie samochodów. Kwoty są różne - od 100-200 zł do nawet kilku tysięcy, jeśli uszkodzone zostało kilka elementów samochodu klasy premium.
Przykładem jest sprawa pana Mariusza, który nieświadomie zarysował i delikatnie wgniótł przednie drzwi i nadkole w nowym Mercedesie klasy S. Na jego samochodzie nie było żadnych śladów kolizji, ale monitoring parkingu nie pozostawiał wątpliwości, że to pan Mariusz spowodował szkodę parkingową. Mandat od policji przyjął, a zatem nie miał szans na odwołanie się od regresu. Efekt? 500 zł mandatu, prawie 2 tys. zł za naprawę i utrata zniżek.
Jeśli mamy choć cień wątpliwości, czy zarysowaliśmy czyjeś auto, dokładnie to sprawdźmy. Może to nas uchronić przed poważnymi konsekwencjami szkody parkingowej.
Wiemy już, że ucieczka z miejsca kolizji jest złym pomysłem i w przypadku, gdy zarysujemy komuś samochód najlepiej się do tego przyznać oraz ponieść konsekwencje. A co w przypadku, gdy po powrocie do samochodu zauważymy, że ktoś uszkodził nam pojazd?
Poza oczywistymi krokami, czyli ustaleniem świadków oraz sprawdzeniem, czy na miejscu lub w okolicy nie ma monitoringu, który pomógłby ustalić sprawcę, najlepiej wezwać policję. Stosowny protokół sporządzony przez mundurowych może okazać się przydatny w przypadku likwidacji szkody z ubezpieczenia AC.
Przy czym nie ma co mieć złudzeń. W wielu przypadkach ustalenie sprawcy takiego zdarzenia jest bardzo trudne.
Z kolei w przypadku, gdy sprawca szkody parkingowej pozostawił do siebie kontakt, należy sprawę załatwić, jak w przypadku kolizji. Albo porozumieć się co do odszkodowania i przyjąć rekompensatę pieniężną, albo spisać oświadczenie i sfinansować naprawę z OC sprawcy. Nie zapominajmy przy tym o dokładnej dokumentacji (najlepiej fotograficznej, przecież większość z nas posługuje się smartfonami) uszkodzeń. W oświadczeniu sprawcy kolizji poza datą i miejscem zdarzenia powinna znaleźć się informacja o przebiegu kolizji, wyrządzonych szkodach, a także dane osobowe obu kierowców, numery prawa jazdy oraz numer polisy sprawcy szkody parkingowej.