Las w Nadrenii Północnej-Westfalii - jeszcze kilka lat temu był to teren poligonu. W czasach zimnej wojny Brytyjczycy mieli tu magazyny z amunicją. Dziś odbywają się tu wyścigi. W kilka lat zaprojektowano i wybudowano ultranowoczesny tor. Mowa o Blister Bergu - owocu pracy wielkich nazwisk świata motoryzacji. Za projekt odpowiada Herman Tilke. Ten sam, który rysował tory F1 w Abu Dhabi czy Shanghaju. Swoje pomysły konsultował z Walterem Röhrlem. Fani motoryzacji wiedzą, że to nie najgorsza rekomendacja.
Tor jest piekielnie trudny. Łącznie mierzy 4,3 km długości. Mnóstwo tu nagle zacieśniających się zakrętów, szykan i wzniesień. Trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce do przetestowania możliwości samochodu. I trudno nie pocić się na myśl o sprawdzeniu w takich warunkach topowego przedstawiciela stajni AMG - 585-konnego Mercedesa-AMG GT R. Nie wiem, czy ten pot ma zapach ekscytacji czy strachu.
One man, one engine - ta zasada wciąż obowiązuje w zakładach AMG i oznacza dokładnie to, co kiedyś. Za montaż silnika AMG odpowiada jeden człowiek, którego podpis widnieje na tabliczce przyspawanej do motoru. A wszystko zaczęło się 50 lat temu, kiedy Hans Werner Aufrecht i Erhard Melcher w starym młynie otworzyli swój pierwszy warsztat. Cztery lata później AMG 300 SEL 6.8 firmy Aufrecht und Melcher, Großaspach (w skrócie AMG) ku zaskoczeniu wszystkich zwyciężyło w swojej klasie w 24-godzinnym wyścigu na torze Circuit de Spa-Francorchamps i zajęło drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Ten sukces rozsławił AMG, które jeszcze przez wiele lat nie było związane z Mercedesem. Współpraca rozpoczęła się dopiero w 1990 roku od opracowania modelu C 36. Samochód trafił na rynek w 1993 roku. Daimler (właściciel Mercedesa) ze współpracy był tak zadowolony, że w 2005 roku przejął wszystkie udziały w AMG. Już cztery lata później świat zobaczył pierwsze auto zaprojektowane w całości przez AMG - model SLS. Dziś flagowym autem sygnowanym trzema literami jest seria GT: od standardowego AMG GT, przez AMG GT S i GT C, na topowym GT R kończąc.
GT R nazywany jest przez Mercedesa perłą w koronie AMG. W fazie projektowej testowano go na legendarnym torze Nurburgring. Nigdy wcześniej w historii firmy do seryjnego samochodu nie przeszczepiono tylu rozwiązań ze sportów motorowych. Aktywna tylna oś, dopracowana aerodynamika, rygorystyczna terapia odchudzająca, dopracowane zawieszenie, ostry jak brzytwa układ kierowniczy i umieszczone między cylindrami dwie sprężarki - AMG GT R to wyścigowe auto z homologacją drogową.
Dwa zielone i jeden ciemnoszary GT R stoją w rzędzie. Pierwszy zarezerwowany jest dla instruktora, który przed zajęciem miejsca za kierownicą szybko omawia ze mną przebieg tego, co mnie czeka. Mam jechać torem wyznaczanym przez niego i słuchać poleceń przekazywanych na krótkofalówkę. Bułka z masłem.
Włączam silnik. Przyjemny bulgot V-ósemki nastraja bojowo. Pierwsze okrążenie jest zapoznawcze. Tryb: Sport Plus. Wsłuchuję się w rady doświadczonego kierowcy testowego AMG, który prowadzi mnie po krętym Blister Bergu. Jedziemy na pięćdziesiąt procent. Rozgrzewamy opony, szukamy optymalnego toru jazdy. Po pierwszym przekroczeniu linii mety zmieniam tryb na RACE. Szczęśliwie nie odłącza on wszystkich elektronicznych wspomagaczy - po prostu pozwala na więcej, ale w krytycznych momentach ratuje z opresji. Szybko okazuje się, że nie z każdej. W lusterku widzę, jak jadący za mną kolega po fachu wita się z poboczem. Zwalniamy. Krótka chwila na opanowanie drżących rąk i znów gaz w podłogę. Układ kierowniczy, skrzynia biegów, reakcja na wciskanie hamulca i gazu - wszystko to działa piekielnie szybko i precyzyjnie. Na pełnych obrotach pokonujemy trzy okrążenia. Ostanie, piąte, to chwila wytchnienia dla silnika, opon i hamulców. Wysiadam z auta zlany potem. Jestem z siebie dumny - dorównałem kroku kierowcy testowemu AMG. Duma nie trwa długo. Przerywa ją instruktor, który - ściskając mi dłoń - z uśmiechem mówi: Wybacz, że jechaliśmy na pół gwizdka, ale wiemy, co dziennikarze potrafią wyczyniać na torze.
AMG GT R to popis kunsztu niemieckich inżynierów. Choć w porównaniu z trudnym do okiełznania SLS-em jest wytresowanym dzikim zwierzęciem, to daje mnóstwo frajdy z jazdy nawet tym, którzy niejedno auto na profesjonalnym torze już testowali. Wystarczy spojrzeć na twarz kierowcy testowego, który na pytanie, czy wyobraża sobie lepszą pracę, bez zastanowienia odpowiada: Nie. Mógłbym to robić za darmo.