Jeremy Clarkson był bliski śmierci! Na szczęście, szybko wraca do zdrowia

O chorobie Clarksona zagraniczne media informowały już w zeszłym tygodniu. Jednak nikt nie podejrzewał, że było to aż tak poważne. W najnowszym felietonie Brytyjczyk wyjawił, że otarł się o śmierć.

Na pewno nie tak wyobrażał sobie wakacje Jeremy Clarkson. Były prowadzący "Top Gear" po wyczerpujących nagraniach do drugiego sezonu swojego nowego programu "Grand Tour" pojechał prywatnie do Hiszpanii. Tam Brytyjczyka dopadła choroba w wyniku, której Jeremy Clarkson trafił do szpitala. Informowały o tym zagraniczne media, ale wszystkim wydawało się, że to tylko niegroźna infekcja.

Sam Clarkson bagatelizował sprawę i wrzucał na Instagram posty, w których żartował, że zwykle inaczej spędza wakacje.

 

Jednak teraz sam Brytyjczyk zdradził, że cała choroba była znacznie poważniejsza niż się wszystkim wydawało. W najnowszym felietonie dla "Sunday Times" przyznał, że w pewnym momencie otarł się nawet o śmierć, a lekarze ledwo go uratowali.

Jeremy z początku wziął chorobę za zwykłe przeziębienie. Spędził nawet trzy dni w łóżku, licząc że przeziębienie szybko minie. Jednak kiedy jego stan tylko się pogarszał postanowił pojechać do szpitala. Po serii testów lekarze stwierdzili, że Clarkson ma bardzo poważne zapalenie płuc. "Lekarze zrobili mi badanie CRP. Doktor powiedział mi, że normą jest wynik w okolicach 5. U mnie było to 337! Nie wiedziałem wtedy, czym CRP jest, ale 337 brzmiało bardzo poważnie..." - opowiada Clarkson.

Na szczęście, gwiazda "Grand Tour" pod opieką lekarzy szybko wróciła do zdrowie. Clarkson już ze szpitala zaczął w swoim stylu komentować chorobę w mediach społecznościowych. Na swoim blogu w Drive Tribe (strona internetowa dla pasjonatów motoryzacji, która powstała wraz z "Grand Tourem") stwierdził nawet, że "czuje się poirytowany, bo jest na swoim pierwszym zwolnieniu odkąd zaczął pracę w 1978 r.".

 

To nie pierwszy raz w tym roku, kiedy fani "Grand Tour" i byłego "Top Geara" martwili się o swoich ulubieńców. W czerwcu Richard Hammond uległ groźnemu wypadkowi w Szwajcarii podczas kręcenia kolejnego odcinka "Grand Tour". Brytyjczyk prowadził ponad 1200-konne, elektryczne superauto chorwackiej firmy Rimac. Choć zdjęcia z wypadku wyglądają okropnie - Rimac doszczętnie spłonął - to Hammond wyszedł z całego zajścia bez większych obrażeń. Dziennikarz nie stracił przytomności i samodzielnie wyszedł z rozbitego samochodu. Został przetransportowany helikopterem do szpitala w St. Gallen. Lekarze określili jego stan jako "dobry". Wykryto tylko "złamanie w stawie kolanowym".

Richard Hammond po wypadkuRichard Hammond po wypadku fot. The Grand Tour (YT)

Na szczęście, Richard Hammond również szybko wrócił do formy. Cała trójka - Clarkson, Hammond i May - powróci na ekrany już na jesieni z nowym sezonem "The Grand Tour". Pierwotnie premierę pierwszego odcinka planowano na "po wakacjach", ale w obliczu kłopotów ekipy teraz bardziej realnym terminem wydaje się październik.

Czy podoba Ci się "The Grand Tour"?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.