Już 4 sierpnia w sądzie okręgowym w Detroit odbędzie się kolejna sprawa w związku z aferą Dieselgate. Na wokandzie pojawi się Olivier Schmidt, który jeszcze do niedawna piastował wysokie stanowisko w niemieckim koncernie.
Na początku tego roku został zatrzymany, gdy próbował dostać się do samolotu lecącego do Niemiec. Postawiono mu 11 zarzutów, które są zagrożone karą 169 lat pozbawienia wolności. Główny zarzut to "wprowadzenie w błąd amerykańskich organów regulacyjnych i oszustwo w testach emisji spalin, co pozwoliło koncernowi Volkswagen sprzedawać samochody z silnikami wysokoprężnymi na terenie Stanów Zjednoczonych". Wiadomo już, że były dyrektor miał świadomość, że "przyczyną rozbieżności w testach emisji spalin było zainstalowane oprogramowanie w autach z silnikami wysokoprężnymi sprzedawanymi w USA w latach 2009-2015, które pozwoliło wykrywać i przechodzić testy emisji spalin".
Prokuratorzy w USA zgromadzili już ponad 4,3 mln dokumentów obejmujących 40 mln stron materiału dowodowego. Warunki ugody Schmidta nie są jeszcze znane, ale prawdopodobnie przyzna się do winy, choć jego adwokat powstrzymuje się od komentarza.
Póki co były dyrektor przesiaduje w areszcie z związku z podejrzeniem próby ucieczki poza granice USA. Jest jedynym przedstawicielem koncernu uchwyconym przez amerykański wymiar sprawiedliwości. Pozostali oskarżeni przebywają na terenie Niemiec, poza zasięgiem amerykańskiego prawa.
Podczas pierwszego przesłuchania Oliver Schmid nie przyznał się do winy, a jego adwokat zwrócił się do sędziego Stevena Whalena o przeniesienie oskarżonego z obecnej lokalizacji do miasta Milan w stanie Michigan.