To naprawdę działa! Pomarańczowa lampka zapalała się, ilekroć wyprzedzałem bądź byłem wyprzedzany. Na szczęście była to tylko lampka, a nie jakiś natrętny brzęczyk. O! Jest motocyklista. Smukła Aprilla, którą wypatrzyłem w lusterku, już po chwili była przede mną. Także i o niej zostałem poinformowany. A obawiałem się, że BLIS (Blind Spot Information System) będzie robił najlepsze wrażenie w ulotkach reklamowych. Na szczęście nie. Cyfrowe kamery zamontowane w obu zewnętrznych lusterkach w porę ostrzegały mnie o wszelkich pojazdach, którym mógłbym wejść w paradę, nieopatrznie zmieniając pas. W ten sposób martwe pole widoczności - przyczyna wielu kolizji i stłuczek - zostało rozminowane. Oczywiście dzięki elektronice. To ona potrafi wykryć ruch na zdjęciach robionych w tempie 25 na sekundę. By od nadmiaru szczęścia kierowcy nie pękła głowa - BLIS uaktywnia się od prędkości 10 km/h i ignoruje auta jadące ponad 20 km/h wolniej oraz 70 km/h szybciej. Nie robią na nim wrażenia zaparkowane pojazdy, krawężniki, barierki drogowe, postumenty lamp ulicznych itp. Układ działa równie dobrze i w dzień, i w nocy, a komu przeszkadza, może go wyłączyć przyciskiem na środkowej konsoli. Gotowi na "BLISkie spotkanie trzeciego stopnia" muszą poczekać do końca października, kiedy jako opcja trafi do sprzedawanych u nas modeli.
To niewątpliwie najbardziej doniosła z innowacji, jaką w ramach liftingu Volvo zafundowało swoim autom. Upalna pogoda towarzysząca jazdom testowym uniemożliwiła sprawdzenie kolejnej z nich. Pozostało mi wierzyć, że przednie szyby wykonane w technice WRG (Water Repellent Glass) faktycznie zapewniają lepszą widoczność w deszczu i słocie. Najprawdopodobniej przez jakieś sztuczki z napięciem powierzchniowym osiadające na nich krople rozbijane są na mniejsze, a te zdmuchiwane przez wiatr. Nieco inaczej WRG rozprawia się z wodą na lusterkach, która tym razem nie tworzy kropelek, ale jednorodną, przejrzystą, niemącącą odbicia warstwę.
Letnia aura pomogła za to wykazać się zmodyfikowanemu silnikowi T5 montowanemu w modelach S60 i V70. Ta i tak udana 2,4-litrowa pięciocylindrówka wzbogaciła się o dodatkowe 10 KM i 20 Nm (ma teraz 260 KM i 350 Nm). Największa różnica dotyczy jej elastyczności na niskich obrotach - już przy 1800 kierowca ma do dyspozycji 305 Nm (poprzednio 240 Nm). Ponieważ dotychczasowa skrzynia mogłaby nie przeżyć takiej erupcji mocy - zastąpiono ją wytrzymalszą M66 (z S60R i V70R), zdolną poskromić nawet 400 Nm. Najbardziej odczuwalnym efektem tych zmian jest w S60 T5 skrócenie czasu przyspieszania do "setki" (osiąganej teraz na dwójce) z 6,8 do 6,5 sekundy.
Jednak Volvo nie byłoby sobą, gdyby zwiększając moc, zaniedbało hamulce (przednie tarcze mają teraz 31,6 cm) i zawieszenie. Znane m.in. z S60R aktywne zawieszenie FOUR-C (z ciągłą korekcją charakterystyki amortyzatorów) będzie w nieco modyfikowanej postaci (dwa ustawienia zamiast trzech) dostępne jako opcja w pozostałych wersjach S60, V70 i XC70. Zwłaszcza w tym ostatnim wart jest 7400 zł dopłaty - wyraźnie ogranicza przechyły nadwozia, do których "przełajowe" kombi ma nieukrywaną słabość.
Także w wystroju zmieniono to i tamto. Na zewnątrz obniżono wlot chłodnicy, przekonstruowano wszystkie światła i tylny zderzak. W środku nie skąpiono aluminium i rozbudowano podłokietnik, który dzięki rozmaitym uchwytom, pojemniczkom i schowkom zyskał określenie... "American Dream" (można się zastanawiać, czy lepiej ilustruje ono amerykański minimalizm, czy szwedzkie zadufanie. A może poczucie humoru?). Jednak największą radość sprawiły mi korekty fotela kierowcy, który obniżono o 12 mm. Nadal jest za wysoki, ale przynajmniej nie przypomina tronu króla Gustawa, co swego czasu skutecznie psuło mi przyjemność z jazdy świetnym, skądinąd, S60R. Teraz jest lepiej. W ogóle ten obniżony fotel można uznać za kwintesencję większości zastosowanych nowinek - nie tyle widocznych, co raczej wyczuwalnych. Chcesz się przekonać? Musisz się przejechać.