"The Grand Tour" | Jest rozmach, ale i kilka niedociągnięć

Tempo, w jakim Amazon zrealizował pierwszy sezon "The Grand Tour", czyli nowego show byłych prowadzących "Top Gear", jest imponujące. Imponuje też rozmach, choć kilka kwestii wymaga jeszcze dopracowania

 

Scena otwierająca pierwszy sezon "The Grand Tour" jest najlepszą w historii wszystkich programów motoryzacyjnych. Filmowa atmosfera, świetne kadry, montaż i scenariusz. Do tego wymowna muzyka Jimmy'ego Cliffa - piosenka "I can see clearly now" to wyraźne nawiązanie do przeszłości Clarksona w BBC. Wszystko zrealizowane z ogromnym rozmachem, jakby nie istniały żadne ograniczenia budżetowe. Mocne wejście kontynuowane jest przemową na rozstawionej pośrodku pustyni scenie. Jeremy Clarkson, James May i Richard Hammond z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru przedstawiają się otaczającej scenę publiczności, by za chwilę płynnie przejść do namiotu, w którym zorganizowano przenośne studio. Formuła programu przewiduje, że każdy kolejny odcinek będzie nagrywany w innym kraju na świecie.

 

W pierwszym odcinku prowadzący byli zobowiązani do krótkiego przedstawienia publiczności nowej formuły programu, choć słowo "nowej" jest delikatnym nadużyciem. Klimat programu - podobnie jak w "Top Gearze" - tworzy słynne brytyjskie trio, dlatego bez względu na starania reżyserów i scenarzystów, w "The Grand Tour" będzie czuć naleciałości programu BBC. I dobrze, bo prowadzący nie wychodzą z formy.

Po pierwsze, samochody

"The Grand Tour" to program po części rozrywkowy, ale prowadzący podkreślają, że jego centralnym punktem są samochody. Na dowód tego na pierwszy ogień poszedł podzielony na dwie części materiał porównujący trzy ikony dzisiejszej motoryzacji: McLarena P1, Porsche 918 Spyder i Ferrari LaFerrari. Trzy supersamochody spotkały się na portugalskim torze w Algarve. Podczas testów prowadzący sypali żartami, choć część z nich było dość trywialnych. Jedno trzeba jednak przyznać - wykorzystane w materiale ujęcia mogą znaleźć się w podręczniku dla operatorów i montażystów w rozdziale "Jak robić wideo z udziałem samochodów". Ostatnia scena pierwszej części sprawia, że chce się więcej.

Kamera znów wraca do studia, by po chwili przenieść się na tor w Wielkiej Brytanii, gdzie odbywać się będą próby testowanych samochodów (w "Top Gearze" jest podobnie). Ochrzczone nazwą Eboladrome okrążenie kilkakrotnie nazywane jest najtrudniejszym torem na świecie. W rolę Stiga wciela się amerykański kierowca NASCAR, dla którego - zdaniem Clarksona - wyzwaniem jest skręcanie w prawo.

Druga część materiału porównawczego zamyka program, rozbudzając apetyt na więcej. I choć "The Grand Tour" niczym nie zaskoczyło, jest dokładnie tym, czym fani motoryzacji chcieli go widzieć.

Brak pomysłu na publiczność

 

The Grand TourThe Grand Tour fot. Amazon

Koncepcja kręcenia każdego odcinka w innym miejscu świata jest ciekawa i ma jeden cel - zintegrować wokół programu jak największą rzeszę fanów. Problem w tym, że interakcja prowadzących z publicznością wydaje się nieco udawana. W pierwszym odcinku Clarkson, May i Hammond starają się udowodnić wyższość RAF-u nad U.S. Air Force. Scena wydaje się przydługa i po pewnym czasie przestaje bawić. Podobnie jak motyw z gwiazdami. W "Top Gearze" gośćmi programu byli celebryci, którzy rywalizowali ze sobą na torze. Tę część programu prowadzący "The Grand Tour" nieco wyśmiali, choć gwiazdy w pierwszym odcinku się pojawiły. Trio szybko je uśmierciło. Dosłownie, choć - jak zwykle - z czarnym humorem wypisanym na twarzy.

Podzielone opinie

Jak wszystkie inne produkcje również "TGT" zebrało różne opinie, choć zdecydowanie przeważającymi są te pozytywne lub bardzo pozytywne. Na facebookowym profilu "The Grand Tour Polska" czuć atmosferę oczekiwania na drugi odcinek, nakręcony w Johannesburgu. W wypowiedziach dla "Wirtualnych mediów" eksperci branżowi wytykają programowi brak świeżości, ale dziennikarze motoryzacyjni są zgodni - "The Grand Tour" jest świetnie zrealizowanym programem motoryzacyjnym. To złe wieści dla spadającej na łeb na szyję oglądalności "Top Geara".

 
Więcej o:
Copyright © Agora SA