Polacy jako naród są delikatnie mówiąc konserwatywni, żeby nie powiedzieć nudni. Pracujemy w korporacjach lub innych miejscach, gdzie słabo nam płacą, ubieramy się kolorowo - pod warunkiem ze jest to jakiś odcień czerni, każdy bezdyskusyjnie jest ekspertem w dziedzinie motoryzacji, piłki nożnej i polityki. Oprócz tego każdy jest świetnym kierowcą, który nie popełnia błędów. Zdrowy rozsądek można by uznać za naszą cechę i dumę narodową. Głównym wyznacznikiem przy zakupie samochodu jest cena i to co dostajemy w zamian. Druga istotna rzecz to kolor. Samochód powinien być czarny lub srebrny, bo po pierwsze "elegancki", a po drugie "łatwiej potem sprzedać". Czasem pojawi się jakiś "indywidualista", który kupi czerwoną Mazdę lub zieloną Skodę. Z technicznego punktu widzenia kolor nie ma wpływu na właściwości jezdne, więc dlaczego nie zaszaleć i nie wprowadzić odrobiny radości na drogi? I tu pojawia się Lexus z modelem RC-F. To marka niszowa, a jej sportowe coupe to nisza w niszy.
Testowy egzemplarz wygląda jakby właśnie zjechał z planu kolejnej części "Szybkich i wściekłych". Soczyście pomarańczowy lakier, ogromna atrapa chłodnicy w kształcie klepsydry, maska, dach i spojler wykonane z włókna węglowego, pokaźnych rozmiarów felgi, cztery końcówki układu wydechowego, mnóstwo wlotów powietrza, przetłoczeń i innych ozdobników. Z jednej strony można to uznać za zaletę, bo auto jest nietuzinkowe i nikt absolutnie nikt nie przejdzie obok niego obojętnie, z drugiej strony narażacie się na tak zwany "hejt". Teksty "fajna fura zarobasie je...ny" nie są niczym nadzwyczajnym. Wszystko, jak wiadomo, jest kwestią gustu. Jednego Lexusowi odmówić nie można - z każdej strony wygląda okazale. Na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z samochodem o sportowym zacięciu. Nadwozie jest charakterystyczne, nie ma szans by pomylić go z innym modelem czy marką.
fot. Michał DekWe wnętrzu również czuć sportowego ducha, jednak w porównaniu z szaloną stylistyka karoserii trochę wieje tu nudą. Kubełkowe fotele są wygodne i pewnie podtrzymują ciało. Siedzi się nisko, a gruba kierownica dobrze leży w dłoniach. Na konsoli centralnej wśród niewielkiej ilości przycisków odnajdziemy pokrętło odpowiedzialne za zamianę charakterystyki jazdy, dotykowo-analogowy panel klimatyzacji (temperaturę regulujemy dotykając niebieskiej lub czerwonej strzałki, siłę i kierunek nawiewu klasycznymi guzikami), analogowy zegarek i ekran systemu multimedialnego. Całość wykończono dobrymi jakościowo materiałami. Nie jest to może poziom znany z Audi czy BMW, ale Lexus to bezdyskusyjnie wyższa półka. Jedyne co może irytować to obsługa multimediów przy pomocy touchpada.
Wolnossące V8 o pojemności 5 litrów dysponuje mocą 477 KM i maksymalny moment obrotowy wynoszący 530 Nm.
Kierowca ma do wyboru cztery tryby pracy skrzyni biegów i silnika - Eco, Normal, Sport S i Sport S+. W najbardziej bezkompromisowym ustawieniu skrzynia zmienia biegi dużo później. Dodatkowo wyposażono ją w czujnik, który na podstawie danych o przeciążeniu (np. podczas hamowania) dopasowuje bieg tak, by zapewnić jak najlepszą dynamikę. Do tego dochodzi możliwość "uśpienia" kontroli trakcji. Ta również posiada cztery tryby pracy - Normal, Sport, Off i Off+ Expert. Po odłączeniu wspomagaczy RC-F zostawia na asfalcie ślady palonych opon dowolnej długości. Jazdę poślizgami Lexus opanował do perfekcji. Lekki uślizg? Proszę bardzo. Głęboki bok? Nie ma problemu. Co ciekawe elektronikę skonfigurowano tak by w trybie "Expert" zapobiegała obróceniu samochodu. Testowy egzemplarz wyposażono również w opcjonalny mechanizm różnicowy, który posiada trzy tryby pracy - Standard, Slalom i Track.
Do napędu wykorzystano silnik pochodzący z modelu IS-F. Został on jednak poddany potężnym zmianom i jest teraz mocniejszy. Wolnossące V8 o pojemności 5 litrów dysponuje mocą 477 KM i maksymalny moment obrotowy wynoszący 530 Nm. Silnik współpracuje z ośmiobiegowym automatem. Taki zestaw rozpędza RC-F-a do pierwszej "setki" w 4,5 s, a prędkość maksymalna wynosi 270 km/h. Według producenta średnie spalanie powinno wynosić 10,6 l/100 km, jednak w realnym świecie trzeba się liczyć z wynikiem rzędu 13-14 l. To i tak świetny wynik jak na auto o tej pojemności. Zawieszenie jest sztywne jednak pomimo sportowego charakteru auta zachowuje minimum komfortu.
fot. Michał DekLexus kojarzy się głównie z wygodnymi limuzynami o nienagannie wyciszonym wnętrzu i być może powinien produkować wyłącznie takie samochody. Nie ma się co oszukiwać, mając w portfelu kwotę 400 000zł prawie każdy znajdzie samochód dla siebie. Najpewniej będzie to Mercedes, Audi lub BMW. Salon Lexusa odwiedzą ludzie, szukający alternatywy, którzy chcą się wyróżniać, a znaczek na masce ma dla nich marginalne znaczenie.
Klasyczna, sportowa Toyota na rynku wtórnym - sprawdź oferty
Za najtańszego Lexusa RC-F w wersji Elegance trzeba zapłacić 383 400zł. Ford Mustang (V8, 5.0 l, 421 KM) z automatem to wydatek 187 000zł, Mercedes C63 AMG Coupe (476 KM) - 344 700zł natomiast BMW M4 (431KM) - 385 076 zł. Egzemplarz Lexusa, który widzicie na zdjęciach (wersja Carbon) kosztuje (uwaga!) 451 700 zł. Tanio nie jest, ale Lexus planuje sprzedawać w Polsce ok. 40 sztuk rocznie.
Lexus wprowadzając model RC-F na rynek pokazał, że ma poczucie humoru. Tego typu konstrukcja w czasach downsizingu skazana jest na porażkę. Mimo to jest, jeździ i można ją kupić. Oczywiście kierując się zdrowym rozsądkiem i suchymi danymi M4 będzie dużo lepszym wyborem. Jest szybsze, lepiej się prowadzi, a do tego posiada tak zwany "prestiż". Dlaczego warto kupić Lexusa? Ponieważ sprawdza się podczas codziennych dojazdów do pracy, jest wygodny w dłuższej trasie, jeśli trzeba, to popędzi 270 km/h. Szansa że spotkacie drugiego takiego na ulicy jest minimalna, a dodatkowo niewysilone V8 zapewne będzie miało większą żywotność, niż chociażby silnik z M4. RC-F to kompromis między samochodem sportowym, a dużym wygodnym Gran Turismo - kompromis, który świetnie sprawdza się w polskich realiach.
*testowe
ZOBACZ TAKŻE: