Od rewolucji na Kubie handel samochodami wśród ludności był dozwolony tylko autami sprzed 1959 roku. Stąd tak duża ich liczba wciąż jeździ po gorącej jak wulkan wyspie. Większość z nich nie ma już wiele wspólnego z oryginalnym stanem, bowiem przez ponad pół wieku konieczne były liczne remonty, a części zamiennych nie było. Używano tego, co było pod ręką, silniki przechodziły po kilka remontów, części blacharskie wytwarzano na podwórkach z dostępnej blachy, używano też części od ciężarówek (głównie kół i osi). Tak wygląda do dziś motoryzacyjna codzienność Kuby.
W zeszłym roku zapadła decyzja, że rynek handlu samochodami, nowymi, jak i używanymi, zostanie uwolniony. Jednak Kubańczycy nie rzucili się do salonów sprzedaży. Powód jest oczywisty. Przy przeciętnej pensji wynoszącej równowartość 17 dolarów miesięcznie trudno jest sobie pozwolić na własny samochód. Drugim czynnikiem są ceny samochodów, jedne z najwyższych na świecie. Przykładowo Peugeot 206+ kosztuje 91 tys. dolarów (277 tys. zł), zaś większy 508 aż 263 tys. dolarów (800 tys. zł). Są to ceny zaporowe nawet dla otrzymujących wsparcie od rodziny z zagranicy.
Ile w Polsce trzeba zapłacić za Peugeota 206? Ogłoszenia
W pierwszym półroczu Kubańczycy kupili, co nie powinno być zaskoczeniem, zaledwie 50 nowych samochodów. Można przypuszczać, że ze wspaniałomyślnej decyzji władz, wprowadzającej elementy "wolnego rynku", skorzystają jedynie prominentni obywatele.
ZOBACZ TAKŻE: