Tylnonapędowe samochody sportowe o niskim zawieszeniu zazwyczaj spędzają zimę w cieplutkich i przytulnych garażach. Trzeba bowiem nie mieć serca, by wyciągać je na mróz i narażać na sól drogową, dziury ukryte pod kałużami, nie mówiąc o ryzyku stłuczki na oblodzonej nawierzchni. To samo dotyczy większości motocykli, zwłaszcza tych sportowych. Nawet sucha nawierzchnia i ciepły kombinezon w szafie nie są w stanie przekonać większości ich użytkowników do maksymalnego wydłużania sezonu.
Wiosna to pora roku, gdy te wszystkie dzikie maszyny budzą się do życia, a silniki jazgoczących zabawek wydają z siebie dźwięki budzące nas z zimowego snu. Takie dwa dzikusy, pozorne skrajnie różne, ale jednocześnie jakże podobne, zestawiliśmy ze sobą by pokazać, jak można uczcić wiosnę.
Spece z Subaru usiedli przy jednym stole ze specami Toyoty i zadali sobie ważkie pytanie: Ile musi być pod maską, by samochód był fabryką adrenaliny? Odpowiedź jak padła zaskoczyła świat: 200 KM. Dla połowy fanów motoryzacji to tragicznie mało, przecież Golf GTI ma 20 KM więcej.
We wnętrzu jest tylko to, co niezbędne: prosta forma deski rozdzielczej, kilka przełączników i radio/CD, do tego nisko umieszczone kubełkowe fotele, prawdziwa klasyczna dźwignia ręcznego, "twarde" sprzęgło, i nienachalne wspomaganie. Czyli tylko tyle i aż tyle, ile potrzeba w sportowym coupe.
Współczesne samochody są tak budowane, że można wsiąść do nawet dwukrotnie mocniejszego od GT86 bolidu i w miarę bezpiecznie się nim bawić. Ale MT09 to zupełnie inna bajka. Żeby go opanować potrzeba kilku lat doświadczenia i wprawy, albo paktu z rogatym koziocokopytnym czortem.
Pomysł Yamahy budzi przerażenie. To nie jest typowy "sport" do wyścigów Sztokcholm-Uppsala w stylu Ghostrider. Zamiast embrionalnej, MT09 wymusza pozycję wyprostowaną, siedzi się blisko przedniego koła sterując nim za pomocą szerokiej kierownicy. Geometria ramy czyni tę maszynę wyjątkową zwrotną. Tak, to streetfighter i to dysponujący mocą 115 KM. Generuje je trzycylindrowy silnik o pojemności 847 cm3, wbudowany w aluminiową ramą grzbietową. Całość jest diabelnie lekka, motocykl gotowy do jazdy waży jedynie 188 kg (z ABS-em 3 kg więcej).
Kluczyk Yamahy jest malutki i niepozorny. Patrząc na niego nie widać charakteru pojazdu, który potrafi budzić do życia. Po włączeniu w pozycję "on" elektroniczny wyświetlacz włącza się i czeka na komendę wydawaną czerwonym przyciskiem rozrusznika. Trzycylindrowy motor startuje dość opornie, jakby nie lubił pracować. Warknięcie (seryjny wydech), czy raczej wrzaśnięcie (akcesoryjny Akrapovic), towarzyszące rozruchowi to pierwsze ostrzeżenie. Już wiadomo, że ze 115-konnym stadem trzeba uważać.
Manetka gazu to najbardziej precyzyjna część, z jaką mamy bezpośrednio do czynienia. Nawet niewielkie jej muśnięcie momentalnie przekłada się na wzrost obrotów, których silnik potrafi wygenerować nawet 11 tys. w ciągu minuty. Jedynka wchodzi z wyraźnym chrupnięciem. I to za każdym razem, niezależnie od tego jak bardzo staramy się wcisnąć wajchę sprzęgła w lewą manetkę.
Pod tym względem Toyota jest zadziwiająco podobna. Jednak tu kluczyk jest już elektroniczny. Odpalenie leżącego silnika (w układzie bokser) odbywa się czerwonym przyciskiem z napisem TRD i wiąże się z podobnym warknięciem, co w MT09. Jest to odgłos złagodzony materiałami wygłuszającymi, ale nadal ma basowy pomruk pieszczący ucho. Sprzęgło jest niczym wyjęte z wyczynowego auta sportowego. W samochodach seryjnych ciężko jest spotkać tak oporny lewy pedał. Wrzucenie pierwszego biegu nie obywa się bez delikatnego "haczenia". To nie jest samochód dla delikatnej blondynki w szpilkach i z długimi tipsami (dla takich dziewcząt zarezerwowano wersję z automatem). GT86 stawia sprawę jasno: "Akceptujesz moje warunki, albo spadaj".
Seria MT Yamahy ma konkretne znaczenie. Dwie litery w nazwie czarnego (to tak naprawdę ciemny fiolet) czorta oznaczają Master of Torque (z ang.: mistrz momentu obrotowego). Nazwa nie kłamie. To co jest niewiarygodne dla wielu posiadaczy "sportów" z czterocylindrowymi "wiertarkami", to niesamowita elastyczność silnika R3 Yamahy. Dwa tys. obrotów - żaden problem, dla właściciela MT09 nie istnieje pojęcie "do pewnego momentu nic się nie dzieje". Jak manetka wędruje delikatnie w dół, to obroty żywiołowo skaczą do góry. Elastyczności tego wysokoobrotowego silnika wolnossącego może pozazdrościć właściciel niejednego auta z doładowaniem. Bajka. Jeszcze lepiej jest od połowy zakresu obrotów, gdy silnik zaczyna "łapać" wyższe partie momentu obrotowego. Towarzyszący temu huk sprawia, że kierowcy wszystkich samochodów dookoła zaczynają pałać do nas nienawiścią. Nieważne, po chwili i tak są daleko z tyłu.
Toyota (a w zasadzie Subaru, bo to ich silnik) miała nieco inny pomysł na fantastyczną charakterystykę. W dolnej partii, tzn. do jakiś 4 tys. obroty rosną dość niemrawo - jak na auto sportowe. Ale nie ma tego złego. Dzięki odpowiedniemu ustawieniu sterowania bezpośrednim wtryskiem paliwa GT86 przy spokojnej jeździe jest niewiarygodnie oszczędne. Zejście ze spalaniem do 6 l/100 km - czyli średniego zużycia Yamahy - nie jest bynajmniej niemożliwe. Dzięki temu codzienne eksploatacja zgrabnego coupe nie będzie drenować kieszeni właściciela.
Prawdziwy charakter samochodu budzi się do życia nie wraz z rozruchem, jak w Yamasze, ale po przekroczeniu 4 tys. obr. W tym momencie reakcja na gaz nie tylko się wyczula, silnik chętniej nabiera życia, ale do zabawy dołącza wydech. Z czterech potężnych rur wydobywa się basowy dźwięk, budzący zazdrość kierowców o wiele droższych samochodów.
Nie ma nic gorszego, niż brak możliwości wpływu na sposób jazdy, zwłaszcza w sportowej maszynie. Na szczęście i pod tym względem obie konstrukcje mają coś do zaoferowania. W przypadku Yamahy jest to mały guziczek z napisem Mode. Dzięki niemu możemy wyświetlane "STD" zamienić na "A" (tryb sportowy), lub "B" (nieco spokojniejszy). Literka A pozwala wykorzystać pełne możliwości silnika, B zaś przyda się m.in. podczas jazdy w deszczu, lub w grubych zimowych rękawiczkach podczas chłodniejszych dni.
GT86 nie jest gorsza i też posiada magiczne przyciski. W zasięgu prawej dłoni kierowcy jest "ESP OFF", znieczulający lub całkowicie wyłączający ten układ, i "VSC SPORT" działający w jednym z trzech trybów. Może całkowicie panować nad trakcją, pozwolić na kontrolowany uślizg tyłu, lub wyłączyć się całkowicie pozwalając posłać kierowcy auto na drzewo lub do rowu.
Obie maszyny potrafią wygenerować szeroki uśmiech, bo przepisy wg których je przygotowano okazały się trafione. Tak, 200 KM w zupełności wystarczy, nawet w dzisiejszych czasach, by każda przejażdżka małym sportowym samochodem była frajdą. Podobnie jest w przypadku MT09 oferującej spore pokłady momentu obrotowego w niemal całym zakresie obrotów.
Gdybym miał się do czegoś przyczepić, a każda maszyna ma jakieś wady, to wskazałbym na zawieszenie - zarówno Toyoty i Yamahy. Jak na maszyny oferujące tak wiele, mogą się one wydać nieco za miękkie. W Yamasze czuć to przy większych prędkościach, w Toyocie przy ostrym "chlastaniu" na torze. Jednak dzięki temu normalna, codzienna eksploatacja nie jest męczarnią.
Do pełni szczęścia brakuje już tylko możliwości spędzenia jednego z nadchodzących weekendów, np. majówki, na łonie natury. W przypadku Yamahy można się do tego przygotować sięgając po baterię akcesoriów. Wybór jest pełen, do MT09 można dobrać tylny bagażnik służący za podstawę dla centralnego boksu, boczne sakwy, a także specjalny tankbag. Toyota, jak przystało na samochód, jest o wiele bardziej poręczna. Co nie zmieści się w 243-litrowym bagażniku, może wylądować na tylnych fotelach.
Summa Summarum
Co wybrać? Trudna sprawa, dla mnie to jak wybór pomiędzy popcornem i colą przed pójściem do kina, najlepiej smakują w zestawie. GT86 i MT09 to fantastyczny tandem, ale nawet pojedynczo to ekscytujące propozycje, idealne by wybudzić nas z zimowego letargu.
Toyota GT86 vs Yamaha MT09 | Kompendium
* dane fabryczne
ZOBACZ TAKŻE:
Ducati vs. Volvo | Urodzeni wojownicy
źródło: Okazje.info