Tak przynajmniej wynika ze słów prezesa brytyjskiej firmy - Wolfganga Schreibera. Ponoć brakuje dosłownie ostatniego podpisu, a projekt ruszy z pełną parą.
Schreiber zdradza, że finalna wersja luksusowego SUV-a nie będzie już tak ekstrawagancka, a co za tym idzie - kontrowersyjna, jak studyjny EXP 9 F pokazany w Genewie. Ma bardziej przypominać pozostałe modele z portfolio Bentleya. Mówiąc szczerze, trudno dziwić się tym zapewnieniom. Prototyp z Genewy został bowiem przyjęty z (mówiąc delikatnie) umiarkowanym entuzjazmem. "Niezdarnie wyglądające dzieło magika z Photoshopa", "Mulsanne, który połknął Continentala GT", "kredens na kołach", "strzał w kolano" - to tylko niektóre z opinii. Wolfgang Schreiber obiecuje, że gdy spojrzymy na produkcyjną wersję SUV-a, nie będziemy mieli wątpliwości, że jest to Bentley.
>> Klasyczne i współczesne - używane Bentleye z polskich komisów <<
Dla przypomnienia, luksusowy SUV brytyjskiej marki będzie współdzielił płytę podłogową z nowymi wcieleniami Porsche Cayenne i Audi Q7. Firma nie będzie udawać, że to auto ekologiczne. Pod maskę podstawowej wersji trafi najprawdopodobniej mocny silnik V8, a potężne W12 znajdzie się na liście opcji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, SUV trafi do salonów Bentleya w ciągu trzech lat. Nie wiadomo jeszcze, jak auto będzie się nazywać. Nieoficjalnie mówi się, że zostanie ochrzczone Falcon.