Nordkapp w rytmie na cztery

Nordkapp zimą? Brzmi ciekawie. A czym tam dojechać? Najlepiej samochodem z napędem na obie osie. Kompletujemy więc sprzęt i w drogę

Dojechać zimą na najdalszy kraniec Europy pozornie jest łatwo. Nordkapp to najdalej na północ wysunięty kawałek lądu, gdzie da się dojechać samochodem bez wspomagania się transportem morskim. Ale warunki wcale nie są sprzyjające. Na dalekiej północy dzień pojawia się na chwilę, temperatury po drodze wahają się od zera do -30 st. C, pogoda jest kapryśna, a obecność pługów na drogach nieodzowna. Bez nich Nordkapp zimą jest nieosiągalny dla zwykłych samochodów. A takie właśnie, zwykłe Volkswageny towarzyszyły nam w tej wyprawie. Na spotkanie z przygodą płynęło sześć aut: Golf R, Passat Alltrack, Tiguan, Touareg, Multivan i Amarok - wszystkie w wersji 4Motion. Wyprawa miała bowiem na celu pokazanie zalet napędu obu osi w skrajnie niekorzystnych warunkach drogowych.

Lekcja 1 - Natura płata figle

Renifery są wszędzie

Przygoda zaczęła się w Helsinkach. Już na samym początku pojawiły się trudności. Sztorm na Bałtyku spowodował, że nasze środki transportu utknęły na promie. Z powodu panujących warunków (8 w skali Beauforta) prom nie mógł wejść do portu. Załoga transportująca samochody starała opierać się chorobie morskiej, a reszta podziwiała przez szybę hali przylotów zamieć śnieżną zmagając się z bezczynnością. To wszystko opóźniło wyjazd ze stolicy Finlandii o ok. 10 godzin. Do samochodów wsiedliśmy dopiero następnego dnia.

Przed nami było do pokonania ok. 2 tys. km. Co ciekawe zamieć śnieżna uparła się na atak Helsinek, a im bardziej na północ, tym śniegu było mniej. W środkowej Finlandii śniegu nie było wcale a temperatury niechętnie schodziły poniżej zera. Warunki raczej sprzeczne z powszechnym wyobrażeniem tego kraju zimą. Na szczęście reszta się zgadzała. Drogi w Kraju Tysiąca Jezior - równe jak stół - przecinają lasy i omijają jeziora. Innych widoków brak. Fakt przemierzania fińskich wsi najłatwiej poznać po tym, że na ekranie nawigacji pojawia się obszar "zamieszkany". Domki fińskie poukrywane między drzewami pozostają ledwo widoczne. Monotonny krajobraz - choć bardzo piękny - w połączeniu z surowo egzekwowanymi ograniczeniami prędkości (głównie 80 km/h) powoduje, że pokonanie całej Finlandii, z południowego wybrzeża aż do granicy z Norwegią nie należy do emocjonujących. Dodatkowo cały czas trzeba uważać na dziką zwierzynę (głównie łosie i renifery), które czasem pojawiają się na drodze znienacka.

Lekcja 2 - Mierz siły na zamiary

Sauna lodowa

Śnieg pojawił się dopiero w okolicach Rovaniemi. Odwiedziliśmy tam budowany dopiero hotel lodowy, który ma przyciągać turystów lodową sauną. Było to pierwsze miejsce, w którym postanowiliśmy wykonać grupowe zdjęcie wszystkich samochodów biorących udział w wyprawie. Niestety armatki do produkcji śniegu, z którego budowano hotel spowodowały, że jeden z samochodów poddał się i osiadł brzuchem na śniegu. Tym pechowcem był Golf R. Opony zimowe i napęd obu osi okazały się niewystarczające, by pokonać głębokie koleiny. Niski prześwit spowodował, że w ruch poszły łopaty. W ten sposób natura znów dała nam małą nauczkę.

Kolejny przystanek to linia koła podbiegunowego, na której mieszka św. Mikołaj. Zawsze uśmiechnięty staruszek nie odmówi nikomu wizyty i z każdym zamieni kilka słów w ojczystym języku gościa. Tak, po polsku także! Tylko akcent zdradza, że św. Mikołaj nie urodził się nad Wisłą. Na koniec pamiątkowe zdjęcie. Szczupły, wysoki Elf informuje nas, że ta przyjemność kosztuje 50 euro. Oczywiście tylko, gdy chcemy dostać zdjęcie ze świętym. Niby nie ma przymusu, ale w tym momencie magia ulatuje, a do nas dociera, że siedziba Mikołaja wygląda jak zajazd przy autostradzie z dużym parkingiem i sklepami w których można kupić niebywale drogie pamiątki w postaci pluszaków, noży fińskich czy... norweskich swetrów. Opuszczamy tę "jaskinię konsumpcji" i wracamy na wytyczony szlak. Kierunek północ.

Lekcja 3 - Nie lekceważ północy

Kierunkowskaz na Murmańsk

Kolejny dzień wita nas skrzypiącym pod stopami śniegiem. Wydaje się, że nie ma dużego mrozu, lecz termometr w samochodzie wyprowadza nas z błędu pokazując -28 st. C. Przed nami jazdy testowe na specjalnym zimowym torze Actionpark w miejscowości Saariselkä. Jakie zadania tam na nas czekały? Tego dowiecie się z osobnej relacji, którą opublikujemy już wkrótce. Z toru wyruszamy w dobrych nastrojach i w nieco mniejszym mrozie, który w ciągu krótkiego dnia zelżał do -15 st. C. Po przejechaniu ok. 30 km docieramy do Ivalo. To ostatnie większe miasteczko przed granicą z Norwegią, chociaż do kraju Wikingów jeszcze 150 km. Robimy więc ostatnie zakupy w euro i sesję zdjęć kierunkowskazu na Murmańsk, oddalonego stąd o zaledwie 330 km.

Na drodze biało i ślisko. W Finlandii nie soli się dróg, przez co samochody nie rdzewieją tak szybko jak u nas. Ma to oczywiście swoje minusy. Zimą trzeba jeździć wyjątkowo ostrożnie mimo powszechnie używanych opon zimowych (sporo Finów używa opon zimowych przez cały rok, inni w lato jeżdżą na oponach całorocznych). Im bliżej Norwegii, tym mniej zabudowań i coraz dłuższe odcinki oznaczone znakami "90". Jednak najskuteczniejszym "policjantem" okazała się pogoda. Ostatni odcinek kilkudziesięciu kilometrów przed granicą wjechaliśmy w małą zamieć śnieżną, a mocno pagórkowaty teren dodatkowo ograniczał widoczność i nadawał żółwie tempo. Jak dotąd to najtrudniejszy odcinek tej wyprawy. Na szczęście dotarliśmy do granicy w całości. Upolowanie dziczyzny byłoby tragedią. W tych rejonach oczekiwanie na pomoc drogową może trwać wiele godzin, a transport do najbliższego warsztatu mogłoby podwoić koszty naprawy.

Norwegia przywitała nas... węższymi niż w Finlandii i bardziej połatanymi drogami. Poczuliśmy się trochę, jak kierowcy wjeżdżający z Niemiec do Polski. Śnieg nadal padał, ale o wiele lżej, jakby zamieć bała się przekraczać granicę. W Norwegii drogi także nie są solone, cała przejezdność opiera się na pługach, które co chwila mijamy po drodze. Po dotarciu do Lakselv dla rozprostowania nóg wybrałem się na krótki spacer, który uświadomił mi, że nie tylko drogi nie są niczym posypywane. Chodniki też co najwyżej widzą łopatę, przez co miejscowi nie tylko muszą ostrożnie jeździć, ale też chodzić.

Lekcja 4 - Trzymaj się planu

Tunel na wyspę Mageroya

Ostatni dzień wyprawy. Pobudka o piątej, szybkie śniadanie i w drogę. Skąd taki pośpiech? Z dwóch powodów. Po pierwsze chcemy dojechać na Nordkapp za dnia, po drugie by tam dojechać musimy trzymać się rozkładu. Droga na kraniec Europy często bywa nieprzejezdna zimą, więc często trzeba poczekać na pług, by za nim, wężykiem, dojechać świeżo przetartym szlakiem. Na tym odcinku pługi jeżdżą o określonych godzinach, wg ściśle ustalonego rozkładu. Dodatkowo po drodze znajdują się szlabany. Jeśli choć jeden będzie zamknięty trzeba będzie czekać na pług.

Przed nami 200 km drogi piękną i malowniczą drogą ciągnącą się wybrzeżem Porsangerfjorden. Przynajmniej tak ją sobie wyobrażam, gdyż drogę spowijają zupełne ciemności. Widać tylko, że po prawej jest woda zatoki i tyle. Kiedy pojawia się odrobina światła dziennego (koło 9:30) dojeżdżamy już do wyspy Mageroya. Most, prom? Nic z tych rzeczy, na wyspę prowadzi tunel o długości 4,4 km. Po przekroczeniu wrót (tunele w północnej Norwegii mają zamykane drzwi, otwierające się na fotokomórkę) przez pierwsze 2 km zjeżdżą się drogą o stałym nachyleniu 9%. Po osiągnięciu najniższego punktu znajdującego się 212 m pod poziomem morza droga zaczyna prowadzić nas ku powierzchni. Nawet latem nawierzchnia w tunelu może być oblodzona, więc ostrożność mile widziana. Po wjeździe na wyspę przybyszy witają światła miasteczka Honningsvag, największego skupiska ludzkiego w tej okolicy. Jest już na tyle widno, że można zrobić pierwsze zdjęcia. Dalsza droga to zagadka, czy będzie przejezdna? Okazuje się, że skalista okolica, pozbawiona drzew obeszła się z nami dość łaskawie. Asfalt jest oblodzony, ale opony zimowe i niewielka prędkość pozwalają nam bezpiecznie podążać przed siebie. W połowie wyspy droga "nagle" rozwidla się. Na szczęście ostatni szlaban dzielący nas od celu jest otwarty. Chwilę później docieramy do przylądku północnego, jak należy tłumaczyć nazwę Nordkapp. Na miejscu dowiadujemy się, że jesteśmy pierwszą w tym roku ekipą, która zimą dotarła tu bez pomocy. Wszyscy nasi poprzednicy musieli jechać za pługiem.

Nordkapp - widok na morze

Pogoda okazała się wyjątkowo łaskawa. Nie tylko nie blokowała nam drogi, ale też pozwoliła zobaczyć kawałek morza. Widoczność była bez zarzutu, co jest tu zjawiskiem raczej rzadkim. Ułatwiło nam to sesję zdjęciową, po której oddaliśmy się atrakcjom Nordkappu, jak kupowanie pamiątek, oglądanie filmu o przylądku północnym, czy zwiedzanie muzeum... tajskiego.

Zapraszamy do galerii .

Więcej o: