Mechanizmy służące do sterowania REO mają wymiary iście okrętowe. Działanie skrzyni biegów obrazowo wyjaśnia metalowa plakietka na podłodze, w którą oprawiono drążek: w lewo i w przód jest bieg początkowy (initial), w prawo do tyłu niski (low), w lewo do tyłu wysoki (high), a w prawo do przodu wsteczny (reverse). Najbardziej intrygujące dzisiejszego kierowcę dźwigienki na kierownicy są bezimienne. Jedna to ręczny gaz: otwiera przepustnicę, druga służy do regulacji zapłonu - przyspieszacz zapłonu. Uruchamianie auta to cała procedura, obejmująca również włączanie ssania i elektrycznego rozrusznika. Każdą operację wykonuje się osobnym przełącznikiem.
Na tablicy rozdzielczej jest prędkościomierz z licznikiem mil pokazującym również przebieg dzienny, wskaźnik ciśnienia oleju, amperomierz i zegarek, który trzeba ręcznie nakręcać. Za uzupełnienie podstawowego zestawu informacji służy Boyce Moto-Meter założony na chłodnicy zamiast zwykłego korka. Jest to termometr zanurzony w jej wnętrzu. Według nomenklatury producenta otwarta, czterodrzwiowa karoseria to siedmioosobowy (tak!) Touring. O plecy jadących zadbają zaokrąglone naroża kanap, służące zarazem za podłokietniki.
Na przedzie też jest ciekawie. Okrągły wskaźnik na chłodnicy oprawiony jest w uskrzydloną podstawkę. Błotniki też wyglądają jak skrzydła, a że siedzi się wysoko, wrażenie jest niesamowite. Wciskasz grzybek od gazu i "no to frugo". Słychać, że silnik jest duży. Bardziej jednak niż przyspieszenie imponuje fakt, że staruszek w ogóle jeszcze jeździ. I to dziarsko.
Rzędowa szóstka jest dość niezwykła. Zawory wlotowe są nowocześnie usytuowane w głowicy, wylotowe znajdują się natomiast z boku, u dołu. Tego typu "dolno-górny" rozrząd był bardzo rzadko stosowany. Przez suche sprzęgło wielotarczowe i trzybiegową skrzynię silnik napędza tylną oś. Przełożenie mostu wynosi 4,7:1, czyli jest na poziomie przeciętnej dzisiejszej ciężarówki. Przydaje się, bo pomimo prawie 4 litrów pojemności silnik osiąga tylko 50 KM. W dodatku ówczesny koń mechaniczny jest wart przeciętnie połowę dzisiejszego!
Hamulce działają tylko na tylną oś. Są typu taśmowego: bęben jest opasany z zewnątrz pasem ze stali nierdzewnej. Hamulec działa po jego zaciśnięciu.
Reo, pisane na samym początku REO, oznacza ni mniej, ni więcej, a Ransom Eli Olds. Olds założył swoją firmę w 1897 r. Dwa lata później wykupił ją bogaty przedsiębiorca z Detroit, Samuel L. Smith. Olds zachował stanowisko wiceprezydenta i menedżera generalnego. Wszystko szło dobrze, dopóki stary Smith nie wprowadził do firmy syna, Fredericka. Fabryka była u szczytu powodzenia. W końcu Smith junior wylał go z pracy.
Nie czekając ani chwili Olds otworzył jesienią 1904 r. nową firmę R.E. Olds Motor Car Company. W 1905 r. Oldsmobile nadal był największym producentem samochodów, a Reo znalazł się dopiero na siódmym miejscu. Rok później pierwszy był Ford, Reo czwarty, a Oldsmobile szósty. W 1908 r. Reo wspiął się na trzecią pozycję: wyprodukował 3967 aut. Jednocześnie Oldsmobile wpadł pod skrzydła General Motors. W 1910 r. Olds otworzył Reo Motor Truck Company, która zajęła się produkcją samochodów użytkowych, głównie różnej wielkości ciężarówek, a przez pewien czas także autobusów.
Osobowy oddział Reo przestał przynosić zysk już w 1926 r. i jego losy stale wisiały na włosku. Ostatnie auta wyprodukował w 1936 r. Równocześnie liczący sobie 73 lata Ransom Eli Olds odszedł z zarządu.
Firma skupiła się na ciężarówkach i autobusach. W 1954 r. stała się własnością Bohn Aluminum and Brass Corporation z Detroit, a trzy lata później odkupił ją White. Nowy właściciel w 1958 r. połączył Reo z innym swoim nabytkiem, firmą Diamond T. Początkowo obie marki zachowały niezależność, ale postępująca unifikacja konstrukcji doprowadziła w 1967 r. do utworzenia "zjednoczonej" marki: Diamond-Reo. Ostatnie ciężarówki "dwojga imion" zbudowano w 1995 r.
Reo T6 Touring z 1922 r. przeżył własną firmę. Może dlatego, że w przeciwieństwie do niej rzadko zmieniał właściciela.
Jest całkowicie oryginalny, oprócz tapicerki, która została wymieniona na nową. Reo przyjechał z Kanady. Miał go starszy pan, osiemdziesięcioletni. Samochód zjawił się w Polsce w takim stanie, w jakim jest teraz. Od razu udało mi się go uruchomić. Poprzedni właściciel zadzwonił do mnie. Pytał, czy auto dotarło w dobrej formie, czy jeździ, czy jestem zadowolony. Ucieszył się, że samochód trafił w dobre ręce - mówi właściciel auta, Marek Sankowski
ZOBACZ TAKŻE:
Mercedes-Benz 220 SE | W stronę słońca