Jak dobrze, że w przypadku niektórych modeli producenci nie uznają półśrodków. Jak dobrze, że nie wszyscy w czasach kryzysu plamią wieloletnią tradycję niektórych modeli w imię marketingowego sukcesu. Jak dobrze, że powstał nowy Range Rover, który jest godny nazwy legendarnej terenówki.
Poprawa kultowego wręcz auta nigdy nie jest łatwa. Tym bardziej wtedy, gdy od zawsze charakteryzowały go klasyczne kształty. Dlatego ludziom z Land Rovera należą się gromkie brawa. Nowy Range Rover jest elegancki, stylistycznie lżejszy od poprzednika, choć od niego większy (rozstaw osi zwiększono o 10 cm). Kuracja odchudzająca dosięgnęła nie tylko design, ale i poszczególne elementy napędu. Zastosowanie na szeroką skalę aluminium pozwoliło zrzucić aż 420 kg. I tak nadwaga, która była sporym minusem poprzednika, nie doskwiera już najnowszej generacji Range Rovera. Ideał jednak da się ulepszyć.
Zespół z Land Rovera nie zapomniał o dopracowaniu systemu stabilności i kontroli trakcji. To, w połączeniu ze zredukowaną masą, pozwoli lepiej wyczuć auto nie tylko na asfalcie, ale i podczas jazdy w terenie.
Wnętrze pod pewnym względem pozostaje bez zmian - nadal panuje tu luksus z najwyższej półki. Kokpit inspirowany tym z Range Rovera Evoque'a wygląda i elegancko, i nowocześnie. Całość przyprawiono elektronicznymi wyświetlaczami TFT, które zastąpiły klasyczne zegary.
W pierwszym etapie sprzedaży nowy Range Rover będzie dostępny jedynie w swej ojczyźnie. Później Brytyjczycy podzielą się nim z resztą świata. Docelowo nowość Land Rovera będzie dostępna w 160 krajach. Ceny w Polsce? Raczej nie ma co liczyć, że ta podstawowa spadnie poniżej 400 tys. zł.
ZOBACZ TAKŻE: