Chodzi o Ferrari 250 GT SWB California Spyder z 1962 roku. Auto jest wyjątkowo łakomym kąskiem dla kolekcjonerów. I nie chodzi wyłącznie od przepiękne nadwozie, zaprojektowane przez studio Pininfarina, a budowane przez mistrzów z Carrozzeria Scaglietti. Od początku produkcji (przełom lat 50. i 60. ubiegłego wieku) powstało zaledwie 106 Spyderów, z czego 56 egzemplarzy to wersje SWB, a zaledwie 37 sztuki to odmiana z charakterystycznymi zabudowanymi reflektorami. Sami więc rozumiecie, że licytacja może być zażarta.
Jak na 50-letnie auto, Ferrari jest w doskonałym stanie. Samochód pierwotnie jeździł po drogach Europy. Pierwszym właścicielem był Belg Fredy Damman, który odebrał auto z salonu w Brukseli. W 1970 roku auto trafiło za Ocean i do dziś "rezyduje" w Kalifornii. Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych, 250-ka startowała w wielu prestiżowych konkursach samochodowych piękności, niejednokrotnie zgarniając najwyższe laury.
Choć to wiekowy pojazd, nie można zapominać, że to Ferrari i wprawnemu kierowcy potrafi dać mnóstwo frajdy z jazdy. Pod maską drzemie 3-litrowe V12, rozwijające moc 280 koni mechanicznych. Ferrari z tym silnikiem, w swoich czasach, były pogromcami torów wyścigowych. Auto posiada też niezależne zawieszenie z przodu, czterostopniową skrzynię biegów oraz hydrauliczne hamulce przy każdym z kół.
Coś nam jednak mówi, że nawet jazda ze spacerowymi prędkościami w tym aucie to niesamowite przeżycie. Ile trzeba za taką przyjemność zapłacić? Jeśli chcecie mieć to cacko wyłącznie dla siebie, przygotujcie się na wydatek rzędu nawet 9 mln. dolarów, czyli według obecnego kursu niecałe 30 mln złotych. Jak myślicie, warto? Na rozmyślania nie zostało dużo czasu. Piękna 250-ka zostanie zlicytowana 18 sierpnia w Monterey, w Kalifornii.
ZOBACZ TAKŻE:
Nie musicie wyjeżdżać. To Ferrari z 1968 kupicie w Polsce!
Najdroższa stłuczka w historii. Ferrari za 100 mln zł rozbite