Nie od dziś wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ci, którzy mieli przyjemność prowadzić MINI w wersji John Cooper Works wiedzą doskonale, że to jeżdżąca fabryka adrenaliny. Są jednak tacy, którym i to nie wystarczy... na długo. Nowe MINI z metką GP ma być panaceum na niedobór tegoż hormonu.
Oficjalnie producent nie zdradził specyfikacji silnika, ale wieść niesie, że z turbodoładowanego 1,6 inżynierowie wycisnęli około 220-230 koni mechanicznych (zwykłe MINI JCW oferuje 211 KM). Podobnie jak w przypadku poprzedniej odmiany GP, nowa również pozbawiona została tylnej kanapy. Auto zostało za to wyposażone w torowe, w pełni regulowane zawieszenie oraz piekielnie mocne hamulce z sześciotłoczkowymi zaciskami na przedniej osi.
Mała bestia otrzymała też radykalny pakiet aerodynamiczny, na który składają się m.in. przeprojektowany przedni zderzak z dużymi wlotami powietrza, tylny zderzak z dyfuzorem oraz nowe progi. Za sprawą unikalnego lakieru Thunder Grey oraz charakterystycznych, czteroramiennych obręczy kół, auta nie sposób będzie pomylić z innymi mocnymi wersjami MINI.
Producent zdążył już porządnie przetestować auto. W Zielonym Piekle wykręciło ono czas 8 minut i 23 sekundy, o 18 sekund lepszy od wyniku poprzedniej odmiany z dopiskiem GP.
Powstanie 2000 egzemplarzy limitowanej wersji auta. Cena nie została jeszcze ujawniona.
Bartosz Sińczuk
ZOBACZ TAKŻE: