Jak podkreślają eksperci, nie ma już najmniejszych szans na zrealizowanie założonego planu. Nie pomogą w tym nawet rekordowe nakłady na rozbudowę sieci fotoradarów oraz ich obsługę. Jest to poważny problem nie tylko dla budżetu, ale i dla Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego, która w ubiegłym roku przejęła kontrolę nad fotoradarami od GDDiK oraz policji. Wówczas obiecywała, że podniesie ich wydajność, czyli zwiększy generowane przez nie wpływy do budżetu. Minister Jacek Rostowski uwierzył w te zapewnienia i m.in. z tego powodu zwiększył aż ośmiokrotnie budżet GITD na ten rok.
Jak donosi DGP, zgodnie z wyliczeniami inspekcji, w styczniu i lutym fotoradary zarobiły jedynie 2 mln zł. Od początku roku do wczoraj nałożone na sfotografowanych kierowców mandaty opiewały na sumę 6,7 mln zł. Inspekcja tłumaczy to ciągłą rozbudową systemu, przez co nie może on działać optymalnie. Inspektorzy podkreślają również, że rzeczywiste wpływy są znacznie większe, ale część mandatów nie została jeszcze wysłana do kierowców. Trudno nam jednak uwierzyć, że sterty niewysłanych mandatów zalegające w biurach GITD opiewają na setki milionów zł, bo tyle trzeba, by założony plan resortu został zrealizowany.
Rzecznik inspekcji Alvin Gajadhur powiedział DGP - Od początku roku fotoradary wykonały 205 tys. zdjęć kierowców łamiących przepisy. Przyjmując średnią wysokość mandatu 260 zł, należy zauważyć, że w trakcie obróbki są docelowe mandaty na kwotę ponad 50 mln zł.
W dalszym ciągu jest to jednak dalece odbiegająca od założonego planu wizja, nawet gdyby okazała się prawdziwa. Optymizmu GITD nie podziela Ministerstwo Finansów, które już zapowiedziało, że trzeba będzie szukać oszczędności w budżecie. Gdzie? Tego nie wiadomo. W realizacji założeń budżetowych ma pomóc przetarg na 300 nowych fotoradarów, które pojawią się na polskich drogach w lipcu. Dodatkowo GITD stara się zmienić sposoby egzekwowania mandatów na takie, które znacznie przyspieszą procedury.
Już dziś wiadomo, że żyła złota, jaką miały być fotoradary nie jest tak dochodowa, jak wstępnie zakładano. Dla resortu oznacza to szukanie oszczędności. Jest jednak optymistyczny przekaz, jaki niosą za sobą skromne wpływy z fotoradarów. Oznaczają one, że kierowcy zagrali rządowi na nosie pokazując, że nie są takimi piratami drogowymi, jak się po nich spodziewano.
Piotr Kozłowski, źródło: DGP
ZOBACZ TAKŻE:
Rząd wyciągnie miliard złotych od kierowców