Karanie piratów drogowych wysokimi mandatami i zasilanie nimi budżetu państwa to norma, w której nie powinno dopatrywać się spisku, wszak karani są tylko ci, którzy łamią prawo. Zakup trzystu nowych fotoradarów ma zwiększyć wpływy do budżetu - w tym też nie ma nic dziwnego, bo więcej fotoradarów to więcej kontroli i więcej mandatów. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku przenośnych fotoradarów, z których korzysta straż miejska i gminna.
Samorządy jasno określiły kwoty, jakie mają wpłynąć do lokalnych kas za sprawą fotoradarów. Sumy są naprawdę spore, dlatego w 2012 roku należy spodziewać się kontynuacji procederu, w którym straże zamiast patrolować ulice, nakładają na kierowców mandaty. A wszystko dzięki ustawianym w niewidocznych miejscach fotoradarom. Mandaty wystawiane na podstawie zdjęć z urządzeń pomiarowych, w niektórych gminach mają stanowić nawet 95 proc. wszystkich wystawianych mandatów.
Jak podaje "Fakt", tegorocznym rekordzistą będzie gmina Kobylnica, w której wpływy z fotoradarów wyniosą 8 mln zł - tak przynajmniej chciałby wójt, który ustanawiał budżet. Prawie sześciu milionów złotych spodziewa się gmina Biały Bór, a pięciu Człuchów. Największe miasta w Polsce są "skromniejsze". Warszawa na mandatach chce zarobić 3,5 mln zł, Bydgoszcz 3 mln zł, a Gdańsk 2,2 mln zł.
>>>Sprawdź, gdzie staną nowe fotoradary<<<
Wygląda na to, że proceder łatania dziur w lokalnych budżetach za pomocą fotoradarów szybko się nie skończy. Brakuje regulacji, które skutecznie by go ograniczyły. I choć zarabianie na łamiących prawo nie powinno powodować kontrowersji (to kara, a nie kradzież), to nieczyste zagrywki straży gminnej już tak. Niejasno oznakowane drogi, na których nie zawsze wiadomo, jakie ograniczenia prędkości obowiązują, są od wielu lat gminną żyłą złota. Polityka "zamiast znaku postaw fotoradar" sprawdzi się i w tym roku.
Piotr Kozłowski, źródło: Fakt
ZOBACZ TAKŻE: