Najlepszy tor w kalendarzu?

Formuła 1 odwiedzi w ten weekend Belgię. Wyścig odbędzie się na legendarnym torze Spa-Francorchamps, który przez większość kierowców uważany jest za jeden z najlepszych i najładniej położonych obiektów tego typu na świecie

Wśród dwudziestu kierowców Formuły 1 nie znajdzie się ani jeden, który nie wymieniałby Spa co najmniej w pierwszej trójce swoich ulubionych. Tor ma fascynującą historię - pierwsze wyścigi aut jednomiejscowych odbyły się na nim już w 1925 roku. W kalendarzu Formuły 1 obiekt jest od początku istnienia serii, czyli od 1950 roku. Jednak wraz ze wzrostem prędkości bolidów, stawał się coraz bardziej niebezpieczny. Kulminacją okazał się rok 1960, gdy podczas jednego weekendu GP zginęli dwaj kierowcy: Chris Bristow i Alan Stacey. Stirling Moss i Michael Taylor zostali natomiast poważnie ranni.

W 1969 roku tor wykluczono z kalendarza ze względów bezpieczeństwa. Jednak po przebudowie i wykluczeniu najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych partii Spa-Francorchamps powrócił do F1 i pozostaje w niej do dziś. Wyścigi nie odbyły się tylko w sezonie 2003 - ze względu na zakaz reklamy firm nikotynowych, oraz w 2006 - tor został poddany modernizacji. Na szczęście ani przebudowa w 1969 roku, ani w 2006 nie spowodowały zlikwidowania zakrętu Eau Rouge uznawanego za majstersztyk i "najlepszy łuk w historii sportów motorowych".

Zobaczcie zresztą sami, oto przejazd Roberta Kubicy na wirtualnym Spa:

Kubica pokazuje tor w Spa

Kolejnym smaczkiem Spa-Francorchamps jest położenie i wynikająca z niego nieprzewidywalna aura. Te dwie charakterystyczne cechy sprawiają, że nie dość, że trudno przygotować bolid - jak mówi Kubica, bardzo trudno ustawić dobry balans samochodu, to jeszcze w każdej chwili wyścigu należy być gotowym na zmianę strategii wynikającej na przykład z nagłego urwania chmury. Kolejną trudnością jest sama długość toru - jedno okrążenie to aż siedem kilometrów - najwięcej spośród wszystkich obiektów w F1.

Jan Kopacz

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.