Dożywocie za wypadek. Czy polskie sądy mogą traktować drogowych przestępców jak morderców?

Piotr Kozłowski
W Polsce odruch bezwarunkowy może uchronić pijanego kierowcę od usłyszenia zarzutu zabójstwa. Nie trzeba jednak stawiać takiego zarzutu, by ukarać przestępcę drogowego jak mordercę.

#piratSTOP to edukacyjna akcja redakcji Moto.pl, pod której szyldem publikowany jest cykl materiałów opisujących drogową rzeczywistość w Polsce. Celem akcji jest budowanie świadomości zagrożeń, promowanie drogowej empatii, piętnowanie zachowań niebezpiecznych i wyjaśnianie często zawiłych zależności składających się na szerokie pojęcie ruchu drogowego. Jeśli jest coś, co Twoim zdaniem powinniśmy opisać, napisz na moto.redakcja@agora.pl lub użyj hasztagu #piratSTOP w mediach społecznościowych.

Tym wyrokiem żyły całe Niemcy. Przewodniczący składu sędziowskiego, komentując zasądzoną karę, stwierdził, że obaj oskarżeni milcząco zaaprobowali śmierć 69-latka, a to, co się stało, nie miało nic wspólnego z nieumyślnością. Zdaniem sędziów, zadufani w sobie i bezwzględni oskarżeni z niskich pobudek bawili się życiem innych ludzi. Opisujące wyrok media przyjęły tę samą narrację.

Pod koniec lutego 2017 r. "Stuttgarter Zeitung" pisał:

(…) Sąd napisał nowy rozdział historii prawa. Po raz pierwszy w niemieckim orzecznictwie skazano pod zarzutem morderstwa dwóch piratów drogowych, którzy nielegalnym wyścigiem samochodowym doprowadzili do śmierci człowieka.

Cytowany przez "Deutsche Welle" "Neue Osnabrücker Zeitung" konstatował:

To było morderstwo za kierownicą. (…) Jest nadzieja, że wyrok zadziała odstraszająco na innych fanatyków prędkości. Surowość wyroku - dożywotnie więzienie - jest uzasadniona. Ten, kto gna 160km/h w centrum miasta, przejeżdżając 11 czerwonych świateł, jest niebezpieczny dla ogółu.
Zobacz wideo Siła uderzenia była tak duża, że kierowca i pasażerka wypadli z auta

Ofiara zawsze jest przypadkowa

Sprawa od początku budziła wielkie emocje. 27- i 30-latek ścigali się w centrum Berlina, pędząc ponad 160 km/h i przejeżdżając przez skrzyżowania na czerwonym świetle. Wyścig zakończył się, gdy jeden z jego uczestników z pełnym impetem uderzył w prowadzonego przez 69-latka jeepa. Mężczyzna zmarł.

Prokurator postawił obu kierowcom zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym i domagał się dla nich dożywocia. Sąd uznał, że zebrane dowody są wystarczające i skazał sprawców na spędzenie reszty życia w więzieniu. Z wyrokiem nie zgodził się Federalny Trybunał Sprawiedliwości, który skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Tym razem również uznano mężczyzn winnych zarzutu zabójstwa w zamiarze ewentualnym i skazano na dożywocie.

W kolejnych latach niemieccy prokuratorzy w sprawach wyjątkowo bulwersujących sięgali po zarzut zabójstwa w zamiarze ewentualnym, a sądy skazywały kierowców właśnie na tej podstawie. W 2019 r. na dożywocie skazano 26-latka, który, uciekając ukradzioną taksówką przed policją, doprowadził do wypadku, w którym zginął niewinny człowiek. W sierpniu tego roku głośno było o 21-letnim Polaku, który podczas ulicznego wyścigu w niemieckim Trewirze potrącił przypadkowego pieszego i uciekł z miejsca zdarzenia. Jeszcze podczas poszukiwań młodego mężczyzny prokurator zapowiadał, że postawi mu zarzut usiłowania zabójstwa. Tak surowe wyroki nie są normą, ale w skrajnych sytuacjach się zdarzają. Mają odstraszać.

Polska to nie Niemcy

Z punktu widzenia polskich prokuratorów stawianie zarzutu zabójstwa kierowcom, którzy - choćby w najbardziej bulwersującej sprawie - zabili niewinną osobę w wyniku drogowej brawury, nie ma najmniejszego sensu. Taki zarzut jest niezwykle trudny do udowodnienia przed sądem.

Granica między wypadkiem komunikacyjnym ze skutkiem śmiertelnym a umyślnym zabójstwem może być niekiedy płynna. Wynika to z płynnej granicy między tak zwanym zamiarem wynikowym a nieumyślnością. Żeby skazać kogoś za zabójstwo lub usiłowanie zabójstwa, trzeba wykazać, że kierujący miał zamiar spowodować śmierć, czyli działał umyślnie. Sprawca nie musi chcieć czyjejś śmierci. Wystarczy, że przewiduje możliwość zagrożenia życiu człowieka w takim stopniu, że dojdzie do śmierci, i godzi się na to. Wynika to z artykułu 9 par. 1 k.k.

- mówi w rozmowie z Moto.pl dr Mikołaj Małecki, karnista Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor bloga Dogmaty Karnisty.

Zdaniem dra Małeckiego nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie, czy kierujący pojazdem godzi się na skutek śmiertelny. Żeby to wykazać, trzeba ustalić, czy sprawca realnie przewidywał możliwość spowodowania śmierci i godził się na taką ewentualność - musi być mu to obojętne, czy nastąpi śmierć, czy nie. Można powiedzieć, że jest to takie machnięcie ręką - sprawca przewiduje ryzyko, ale mówi sobie: Wszystko mi jedno. Jak się zdarzy, to trudno. Wtedy mamy do czynienia z zamiarem wynikowym i umyślnym zabójstwem. Jednak w przypadku wypadków drogowych przed tym zarzutem chroni sprawców odruch bezwarunkowy.

Jeżeli sprawca podejmuje jakieś manewry obronne lub w inny sposób stara się jakoś zmniejszyć ryzyko czyjejś śmierci, nie będzie można powiedzieć, że godził się na śmierć. Przykładowo, widząc osoby wchodzące na przejście, odbija kierownicą i próbuje zjechać na pobocze. Nie udaje mu się, dochodzi do wypadku śmiertelnego. W takiej sytuacji nie da się powiedzieć, że miał zamiar, bo swoim zachowaniem pokazał, że nie godził się na śmierć. Będzie można go skazać tylko za nieumyślny wypadek drogowy

- tłumaczy dr Małecki. Przyznaje jednak, że w bardzo specyficznych okolicznościach odpowiedzialność za zabójstwo na drodze nie jest wykluczona.

Musi być to jednak bardzo specyficzna sytuacja i nie może stać się to regułą. Nie można domniemywać zamiaru i twierdzić, że np. każdy pijany kierowca ma zamiar zabicia pieszego. Jest to po prostu nieprawda. Ale w skrajnej sytuacji skazanie za zabójstwo byłoby możliwe

- dodaje.

Jak za zabójstwo, choć nie za zabójstwo

Co z nietrzeźwymi kierowcami, którzy spowodują wypadek ze skutkiem śmiertelnym? Stan odurzenia (czy to alkoholem, czy inną substancją) nie jest – wbrew powszechnej opinii - okolicznością łagodzącą. Dr Małecki podkreśla jednak, że w przypadku kierowców, którzy powodują wypadki, znajdując się pod wpływem alkoholu, trzeba odróżnić od siebie dwie kwestie. Co innego umyślne prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości, a co innego skutki wynikające z takiej jazdy. Można mieć zamiar jechania na podwójnym gazie i nie mieć zamiaru nikogo zabić.

Nasz rozmówca przypomina, że prokuratorzy i sądy nie są w takich sytuacjach bezbronni. Kara grożąca za wypadek komunikacyjny spowodowany przez sprawcę odurzonego lub pijanego osiąga wymiary przewidziane również za zabójstwo. W Polsce grozi za nie kara od 8 lat więzienia wzwyż (art. 148 k.k.). Tymczasem pijani kierowcy, którzy spowodują wypadek, mogą być skazani na 12 lat za kratami (art. 177 paragraf 2 w związku z art. 178 k.k.). Innymi słowy, taki kierujący może zostać skazany na karę wyższą niż ta grożąca za zabójstwo (w wymiarze minimalnym). Zatem już dziś istnieje możliwość uwzględnienia bardzo rażącego zachowania pirata drogowego i wymierzenia mu dolegliwej kary, w zasadzie tak jakby była to kara za zabójstwo.

Z tego powodu, zdaniem dra Małeckiego, trzeba być bardzo ostrożnym w stawianiu znaku równości między sprawcą wypadku drogowego a mordercą.

Nie należy naginać przepisów i doszukiwać się zamiaru tam, gdzie go realnie nie było. Natomiast nie mam wątpliwości, że wymiar kary za wypadek ze skutkiem śmiertelnym powinien być adekwatny do wyrządzonego zła. Osoba, która spowodowała go w stanie nietrzeźwości lub wykazała się rażąco niebezpiecznym zachowaniem na drodze, może trafić do więzienia na długie lata przy zastosowaniu obecnych przepisów o nieumyślnym wypadku

- podsumowuje nasz rozmówca.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.