Chiński elektryk na testach zderzeniowych. Oceny? 0 i 6,34 proc. Nagranie przeraża

Nowe samochody na europejskich drogach muszą spełniać rygorystyczne normy. Są jednak rynki, gdzie producenci decydują się na igranie z życiem kierowców. Takiego wyczynu podczas testów zderzeniowych nie widzieliśmy dawno.

"Przyjazny dla środowiska, ale zagrażający życiu" - tak podsumowała testy zderzeniowe JAC E10x południowoamerykańska organizacja Latin NCAP, tamtejsza odpowiedniczka naszego Euro NCAP. I to chyba jedyny zabawny akcent raportu z testów. Eksperci nie mieli dla miejskiego elektryka z Chin litości i wystawili mu jedne z najniższych ocen w historii:

  • ochrona dorosłych pasażerów - 0 proc.
  • ochrona dzieci - 6,34 proc.
  • ochrona pieszych - 20,25 proc.
  • systemy bezpieczeństwa - 6,98 proc.
 

Latin NCAP nie pierwszy raz walczy o swoich kierowców

Ocena ogólna to oczywiście w pełni zasłużone zero gwiazdek. Z przerażających ciekawostek podano, że nie zadziałał system, który po wypadku powinien całkowicie wyłączyć napęd, a akumulatory i całe auto wciąż działało, mimo tak potężnego uderzenia. To absolutnie niedopuszczalne. Wypunktowano także wątpliwe działanie innych systemów bezpieczeństwa (wielu po prostu nie ma), tylko dwie słabo działające poduszki powietrzne i wątłą konstrukcję nadwozia.

Czasy, kiedy producenci mogli zalewać latynoamerykańskie kraje najtańszymi i najniebezpieczniejszymi samochodami powoli się kończą. Trzy lata temu głośno było o tragicznym wyniku japońskiego pikapa Mitsubishi L200. Europejska wersja jest absolutnie bezpieczna i bez problemu przechodzi wymagające testy zderzeniowa. Ta z Ameryki Południowej nie miała ani jednej poduszki powietrznej (u nas standard w tym modelu to siedem), a Latin NCAP nagrodziła ją okrągłym zerem gwiazdek. Przerażający test sprawił, że Mitsubishi błyskawicznie się zreflektowało, a południowoamerykańskie l200 doczekało się poprawy bezpieczeństwa.

Ciekawe, czy tak będzie w tym przypadku. Nazwa JAC E10x kierowcom w Polsce nic nie mówi. Lampki nie zapalą pewnie też inne, których używa producent dla tego modelu - EJS1 i E-S1. To samochód chińskiej marki Sehol. Wcześniej nazywała się po hiszpańsku Sol, a to już solidny trop. W Sehola zaangażowany jest Seat, a więc stoją za nim pieniądze potężnego koncernu Volkswagen. Mamy nadzieję, że za jakiś czas Chińczycy dopracują swój model. Nawet na niezamożnych rynkach nie powinno się sprzedawać tak niebezpiecznego auta.

Europejczycy nie muszą się bać swoich elektryków

Brazylijczycy, Meksykanie czy Argentyńczycy mogą trafić w swoim salonie na samochód-pułapkę. My, Europejczycy, jesteśmy znacznie lepiej chronieni. Wiele osób na to narzeka, ponieważ każdy kolejny system bezpieczeństwa i wyższy wymagania wpływają na ceny, ale drogi Unii Europejskie są jednymi z najbezpieczniejszych na drodze.

Zostańmy jeszcze na chwilę w koncernie VAG. ID.3 otrzymało od Euro NCAP pięć gwiazdek i bardzo wysokie oceny w każdej kategorii. Bezpieczeństwo dorosłych to 87 proc., a dzieci aż 89 proc. Widać różnicę, prawda? Bądźmy dla JAC E10x bardziej sprawiedliwi i porównajmy go z jakimś elektrycznym maluchem sprzedawanym w Polsce. Standardowo wyposażona Honda e otrzymała cztery gwiazdki z ocenami we wspomnianych kategoriach na poziomie 76 i 82 proc. A więc się da.

Chińska motoryzacja dopiero puka do naszych drzwi. Euro NCAP przetestowało już kilka modeli i otrzymywały po pięć gwiazdek. Chwalono m.in. Nio ET7, Chery Omoda5 oraz MG 4 Electric. To jednak duże, drogie i, w większości, popisowe modele. Państwo Środka dba o swoją renomę i pijar. Nie wysyła do salonów w Norwegii lub Niemczech takich potworków jak JAC E10x.

Zobacz wideo W Studiu Biznes testujemy nowego SUV-a Nissana:
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.