Nowoczesne samochody gromadzą różne informacje o swoim kierowcy. Monitorują m.in. styl jazdy, korzystanie z konkretnych funkcji i opcji w samochodzie, nawet nasze preferencje dotyczące stacji radiowej czy ustawień klimatyzacji. Coraz częściej te dane trafiają do producentów samochodów. Oczywiście pod pretekstem "doskonalenia produktu i świadczonych usług". W praktyce informacje te są wykorzystywane przede wszystkim przy opracowywaniu nowych modeli, które są "szyte na miarę" dotychczasowego klienta.
Chińska gospodarka rządzi się jednak swoimi prawami. W Chinach producent samochodów nie może produkować ich sam - musi wejść w spółkę joint-venture z którąś z miejscowych firm. To samo dotyczy pozyskiwania danych pochodzących od chińskich kierowców. Zgodnie z prawem dane te muszą być przechowywane na chińskich serwerach, a jeśli jakaś firma chce pozyskać te dane na zewnątrz (nawet jeśli potrzebują ich tylko na własny użytek, np. w swojej centrali w Europie), musi uzyskać specjalną zgodę.
Jednak nie myślcie, że chiński rząd tak dba o swoich obywateli, nie dopuszczając producentów samochodów do "szpiegowania" na swojej ziemi. Sam inwigiluje rodaków aż miło. Chiński Instytut Rozwoju Inżynierii Samochodowej stworzył nawet specjalny algorytm, który analizuje trasę danych przesyłanych z samochodów. System testowano nawet na modelach Audi, Mercedesach i Teslach. Oficjalny komunikat jest taki, że ma to służyć ochronie danych kierowców przed prywatnymi korporacjami. W praktyce to jednak jeszcze bardziej rozwinięta inwigilacja.