Przepisy unijne są proste. Od 1 stycznia 2035 r. redukcja emisji ze sprzedawanych nowych samochodów ma wynieść 100 proc. To oznacza, że od tej daty będzie można zarejestrować na terenie UE wyłącznie pojazdy zeroemisyjne. W kontekście tego zakazu dużo mówi się o autach osobowych i dostawczych. Co jednak z motocyklami?
Jednoślady zostały potraktowane przez przepisy unijne po macoszemu. W skrócie nikt o nich nie wspomniał nawet słowem w nowych regulacjach. To dobrze? Nie do końca. Bo brak sprecyzowania otwiera pole do interpretacji. Niestety główny jej nurt nie brzmi korzystnie dla motocyklistów. Przede wszystkim dlatego, że skoro przepisy unijne mówią o braku możliwości sprzedaży pojazdów spalinowych, w pojęcie pojazdu łapią się w takim samym stopniu auta, jak i motocykle. Unijne regulacje często stawiają znak równości między motocyklem a samochodem. W efekcie jednośladów zasilanych silnikami spalinowymi również nie będzie można sprzedawać od 2035 r.
Warto pamiętać o tym, że "zakaz" obowiązujący od tego roku dotyczyć będzie tylko nowych pojazdów. Używane pozostaną nadal w obrocie. Będzie można nimi jeździć, ale także je sprzedawać czy przerejestrowywać. Unijne regulacje nic w tym zakresie nie zmieniają.
Objęcie jednośladów zakazem sprzedaży pojazdów spalinowych zdaniem motocyklistów jest niesprawiedliwe. I to z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że regulacje nie biorą pod uwagę dysproporcji szkody dla środowiska. Motocykliści podkreślają, że jednoślady generują mniejsze obciążenie dla środowiska. Dla przykładu motocykl z silnikiem o pojemności do 250 cm3 (a stanowią one 62 proc. rynku w Europie) emituje 62 g CO2 na km. Samochód miejski osiąga dwukrotnie gorszy wynik.
Po drugie, niesprawiedliwość przepisów dotyczy też uwarunkowań rynkowych. Elektryfikacja napędów w przypadku samochodów osobowych czy dostawczych jest dziś zaawansowana. Praktycznie każdy producent ma serię takich pojazdów w swojej ofercie. W sektorze jednośladów napęd elektryczny (bo o wodorowym raczej mowy być nie może) nadal stanowi nowość. Jest szczególnie rozwinięty w przypadku typowo miejskich jednośladów. Choć i wtedy ma poważne ograniczenia w zakresie mocy czy zasięgu.
Motocyklistom pozostaje zatem tylko jedna nadzieja – kierowcom aut osobowych zresztą również. Do wprowadzenia w życie tych przepisów zostało jeszcze ponad 10 lat. A już dziś widać, że pewne tezy stojące za tym zakazem są weryfikowane. Bo aktualnie nie tylko producenci motoryzacyjni nie wierzą w dominację napędu elektrycznego. Powoli powątpiewać w nią zaczynają także unijni włodarze. Nadzieją staje się zatem weryfikacja restrykcyjnych przepisów i ich poluzowanie. I to wcale nie jest wykluczone.