Motocykliści z grupy Chiefs of the South wracali ze zlotu. Poruszali się akurat jedną z warszawskich arterii. W tym momencie kolumnę postanowił wyprzedzić kierowca Chevroleta Cruze. Zamiast wykonać manewr bezpiecznie, wdarł się między kolumną i uderzył w jeden z jednośladów.
Sytuacja wyglądała groźnie i groźna bez wątpienia była. W końcu Chevrolet uderzył w Indiana Roadstera, którym podróżował nie tylko kierujący, ale także pasażer – tym było dziecko. Obydwoje trafili do szpitala. Całe szczęście ich obrażenia nie są zagrażające życiu. Przyszedł zatem czas wniosków. Co w tej sytuacji drogowej poszło nie tak?
Motocykliści być może nie powinni jechać na tzw. szachownicę czy też na zakładkę. Takie zachowanie drogowe jest półlegalne. W końcu w Polsce mamy ruch prawostronny. Motocykle powinny zatem poruszać się gęsiego przy prawej krawędzi drogi. Choć to jest mniej bezpieczne dla nich, a także przy dłuższej kolumnie powoduje większe ograniczenie ruchu.
Nawet jeżeli motocykliści jechali w sposób nie do końca zgodny z przepisami, to jednak nie zmienia faktu, że stopień przewinienia kierowcy Chevroleta jest zdecydowanie większy. Bo on wyprzedził na podwójnej ciągłej, w bezpośredniej bliskości przejścia dla pieszych, a do tego spowodował kolizję drogową, a być może nawet wypadek. W tym punkcie rodzi się zatem pytanie: "Skoro kierowca Chevroleta dosłownie staranował jeden z motocykli, może został do takiego zachowania sprowokowany?" Nic z tych rzeczy. Uczestnicy zdarzenia twierdzą, że żadnego powodu do agresji kierowcy Cruze nie dali.
Oczywiście nawet gdyby kierowca auta został sprowokowany, to i tak nie tłumaczyłoby jego zachowania. Należy podkreślić to wyraźnie. Na drodze nie obowiązuje zasada "oko za oko". Nie należy igrać z niczyim życiem i zdrowiem!
Kierowca Chevroleta tłumaczył, że "wyprzedzał w prawidłowy sposób, tylko motocyklista zahamował i dlatego go nie zauważył, wracając na swój pas ruchu". Policjanci nie dali jednak wiary tym wyjaśnieniom. Co zatem dalej? Na razie kary nie będzie. Na razie, czyli do momentu, w którym okaże się, przez jaki czas hospitalizowany był kierowca motocykla i jego pasażer. Od tego zależy zaliczenie zdarzenia jako kolizji lub wypadku. Kwalifikacja czynu jako kolizji, zakończy się dla kierowcy auta mandatem wynoszącym:
W sumie to daje nawet 2700 zł grzywny i nawet 30 punktów karnych. W skrócie kierujący autem może stracić prawo jazdy.