Obowiązujące przepisy wprowadzono w 2013 i znowelizowano w 2019. By usiąść za sterami motocykla o pojemności 125 ccm, wystarczy mieć kategorię B od trzech lat. Nie ma konieczności przechodzenia jakichkolwiek szkoleń czy kursów. Polecamy natomiast stosowny, bezpieczny ubiór i kask dobrej jakości. Przypominamy, że ten powinien być wymieniany maksymalnie co 10 lat. Ponadto, moc uprawnionego do prowadzenia motoru nie może być wyższa niż 15 koni mechanicznych. Tym samym, do ustawowych założeń łapie się większość sprzętów dostępnych na rynku.
Ceny paliwa szybują, a małe jednoślady zdają się być ratunkiem dla domowego budżetu. W mieście, optymalnych warunkach, zużywają około 3-4 litrów, a w spokojnej trasie da się zejść do 2,5 l. To oznacza, że pokonanie 100 kilometrów obciąży kieszeń kwotą rzędu 18-25 zł. Brzmi jak okazja? Argumentów mamy więcej. To przede wszystkim zwrotność, łatwość w lawirowaniu między samochodami i frajda z obcowania z przyrodą oraz wiatrem we włosach. Nie możemy zapomnieć o stosownej odzieży. Jeansy motocyklowe i letnią kurtkę kupimy za 300-400 zł. Na kask poświęcimy kolejnych kilkaset zł. Rękawice to wydatek na poziomie 150-300 zł. Na dobry początek wystarczy.
Tak jak ma to miejsce w przypadku samochodu, eksploatacja motocykla opiera się przede wszystkim na regularnym i terminowym serwisowaniu oraz stosowaniu fachowej obsługi. Interwały wymian oleju i kontroli serwisowych uzależnione są od zastosowanej technologii. W silnikach pozbawionych filtra oleju, wymiany zalecane są co 2-3 tysiące kilometrów. W pozostałych, czterosuwowych konstrukcjach z wtryskiem bezpośrednim, nawet co 6 tysięcy kilometrów. Za taką usługę zapłacimy w warsztacie około 60-100 zł – do tego należy doliczyć olej i filtr za kilkadziesiąt złotych.
Zdaniem specjalistów, współcześnie produkowane i odpowiednio serwisowane czterosuwowe silniki o pojemności 125 ccm, są w stanie pokonać nawet 50 tysięcy kilometrów. Pozbawione właściwej opieki fachowca, nie dotrwają do 20 tysięcy. W zależności od stopnia skomplikowania jednostki i rozmiaru uszkodzeń, generalny remont silnika może kosztować 1500-2500 złotych. Z taką wiedzą możemy przystąpić do rynkowego przeglądu. Bierzemy na tapet sprzęty za 10-12 tysięcy złotych. Oto nasze propozycje.
Za niespełna 20 tysięcy złotych, w katalogu Hondy znajdziemy jedną z ciekawszych propozycji w klasie 125, swoimi gabarytami przypominającą bardziej poczciwą motorynkę. Monkey 125 wrócił w 2018, tym razem korzystając z nowoczesnych rozwiązań technicznych. W niewielkiej ramie skryto chłodzony powietrzem, jednocylindrowy silnik o wystarczającej mocy 9 KM. Co ciekawe, producent zastosował manualną przekładnię o czterech przełożeniach - biegi są długie, dzięki czemu ich mała liczba nie dokucza w czasie jazdy. Niewielkie gabaryty jednak nie zachęcają do długich eskapad. Nie oszukujemy się, wygodną pozycję znajdą tutaj tylko niskie osoby. Do ich dyspozycji są czytelne zegary i obszerne siedzisko.
12 tysięcy złotych wystarczy na egzemplarz z pierwszych lat produkcji. Plus za niewielkie przebiegi i ciekawe, żywe kolory. Na takim sprzęcie łatwo się wyróżnić.
Przy odrobinie szczęścia, mając do dyspozycji 12-13 tysięcy złotych, możemy pokusić się o kupno Yamahy MT 125 z lat 2016-2017. Miejski zawadiaka dobrze trzyma wartość. Do tego otrzymał sportową ramę i dopracowany układ jezdny, pozwalające sprawnie przenieść na asfalt zdecydowanie więcej niż oferuje silnik. Jak przystało na japońskiego producenta, jakość zastosowanych elementów plastikowych i ich montażu stoi na wysokim poziomie. Podobnie jak ergonomia miejsca pracy kierowcy. Do jego dyspozycji jest rozbudowany, elektroniczny wyświetlacz i wygodna kanapa. Odpowiednią pozycję znajdzie także wysoki użytkownik. Jednocylindrowy, chłodzony cieczą silnik otrzymał zmienne fazy rozrządu i obowiązkowy wtrysk paliwa. Całość zestrojono na 15 KM, co w zupełności wystarcza do sprawnego przemieszczania się nie tylko po mieście.
A teraz coś dla fanów naprawdę szybkich skuterów. Ten model został oficjalnie przedstawiony w 2014, a do polskiej oferty dołączył wraz z rozpoczęciem sezonu 2015. Wyróżnia się oryginalną stylizacją i ciekawie zaprojektowanymi reflektorami LED. Do tego dokładamy zegary rodem z litrowego motocykla z analogowymi prędkościomierzem i obrotomierzem oraz prostym komputerem pokładowym. Podczas debiutu, za ten model trzeba było zapłacić ponad 20 tysięcy zł. Sporo, ale w tej kwocie mogliśmy otrzymać elektrycznie sterowaną szybę, gniazdo USB-C, a także system HSTC odpowiedzialny za przebieg krzywej momentu obrotowego. Nieźle, jak na miejski skuter.
W kwestii napędu, dostajemy aż 14 koni mechanicznych. W pakiecie możemy znaleźć sprzęt z ABS-em, a taki waży nieco ponad 160 kilogramów. Do tego rozpędza się do 120 km/h, co w tej klasie należy do rzadkości. Zakładając średnie zużycie paliwa na poziomie 2,5 litra, zbiornik Hondy pozwoli na przejechanie ponad 400 kilometrów (11,5 l). Za 10-12 tysięcy zł kupimy egzemplarze z początku produkcji.
Jedną z ciekawszych propozycji na rynku wtórnym pozostaje dziś KTM Duke 125. Austriacki jednoślad wyróżnia się dynamiczną prezencją, wysoką jakością wykonania i trwałością. Producent przewidział też wiele akcesoriów poprawiających przede wszystkim atrakcyjność i funkcjonalność. Warunki pracy są odpowiednie dla wysokiego jeźdźcy. Oczywiście, komfort jazdy z pasażerką nie należy do wysokich. Cyfrowy zestaw zegarów jest czytelny i prosty w obsłudze.
Za napęd odpowiada tutaj dziarski, czterosuwowy silnik z wtryskiem o mocy 15 KM. Może się pochwalić niskim zapotrzebowaniem na paliwo na poziomie 2,5-3 litrów na setkę. KTM w swoim najmniejszym modelu zastosował bardzo wydajne hamulce opracowane przez Brembo i średnicy 280 milimetrów z przodu. Przed dekadą, za KTM-a płaciliśmy minimum 15 900 zł. Dziś kwota 10-12 tysięcy wystarczy na sprzęt z lat 2016-2018.
Kosztujący nieco ponad 8 tysięcy złotych Romet ADV 125, znany jest na polskim rynku od kilku lat. Ten budżetowy Chińczyk (Yingang Motor) przekonuje do siebie prostotą, niskimi kosztami użytkowania czy dopracowaną mechaniką – oczywiście, będącą kopią japońskiej myśli technicznej. Do tego wygląda bojowo, niczym rasowy podróżnik, choć ze skromnym zestawem napędowym.
Do dyspozycji otrzymujemy 10-konny silnik z wtryskiem paliwa, precyzyjną, pięciobiegową przekładnię i względnie czytelne zegary. W zakresie miejskich prędkości, jednoślad sprawuje się nad wyraz dobrze. Jest całkiem dynamiczny i przyjemny w użytkowaniu. Dopiero po opuszczeniu miasta pojawiają się wady. Silnik przykręcono do ramy bez żadnych poduszek amortyzujących. W efekcie, od 80 km/h pojawiają się uciążliwe wibracje. Na plus kwalifikujemy 15-litrowy zbiornik paliwa. Pozwoli przejechać nawet 500 kilometrów. Do tego doliczamy standardowe orurowanie ochronne i miękką charakterystykę zawieszenia. Dość ciekawa propozycja nie tylko dla działkowców.
Prawdziwym rynkowym szokiem są motocykle włoskiej marki Benelli, wskrzeszonej po latach niebytu. Oczywiście, dla redukcji kosztów mamy tu do czynienia z dopracowaną, chińską produkcją, ale model BN 125 zasługuje na uznanie. Wyeksponowana konstrukcja jest jednym z ważniejszych elementów designu. Cyfrowe, czytelne zegary prezentujące tylko podstawowe parametry jazdy są ciekawym akcentem. Siedzisko jest wystarczające dla jednej osoby. Niestety, wyżsi motocykliści mogą nieco narzekać.
W ramie pracuje oparty na wtrysku elektronicznym jednocylindrowy, chłodzony powietrzem silnik 125 ccm o mocy niespełna 11 KM. Pięciobiegowa, typowa dla klasy budżetowej przekładnia, działa precyzyjnie i bez jakichkolwiek zgrzytów. Realne zużycie paliwa oscyluje wokół 2,5-3 litrów na setkę. Nowe Benelli to wydatek na poziomie około 11 tysięcy zł.