Motocykliści są postrzegani stereotypowo w zależności od kategorii jednośladu. Jedziesz modelem adventure? Musisz być panem w średnim wieku i brzuszkiem. Harley-Davidson? Powinieneś być panem z brzuszkiem i brodą. Motocykl sportowy? Musisz być świrem, bo kto normalny wybrałby tak niewygodny pojazd do jazdy po mieście?
Więcej testów motocykli znajdziesz na stronie Gazeta.pl
Z praktycznego punktu widzenia sportowe motocykle mają same wady. Niewygodnie się na nich siedzi, zza kierownicy nic nie widać do przodu, ani do tyłu, kanapy i zawieszenia są za twarde, a skrzynie biegów mają za długie i zbyt zbliżone do siebie przełożenia.
To wszystko prawda, ale ludzie mimo to je kupują i poniekąd rozumiem dlaczego. Motocykle sportowe nie tylko świetnie wyglądają, ale są wyjątkowe pod innym względem. To dwukołowe odpowiedniki wyścigowych jednoosobowych wyścigowych bolidów, z tym że można nimi jeździć na co dzień. Owszem, ale po co? Jeśli ktoś zadaje sobie takie pytanie, Yamaha R7 może być motocyklem dla niego, bo łamie panujący stereotyp i ułatwia codzienną jazdę.
Silnik Yamahy R7 ma zaskakującą konstrukcję. To nie rzędowa czterocylindrówka, która pracuje jak wiertarka, tylko dwucylindrowy parallel-twin o poj. 689 cm3. Znamy go dobrze ze sztandarowego motocykla "egzaminacyjnego", czyli Yamahy MT-07. Czy to takie zestawienie to potwarz dla fanów sportowych motocykli?
Silnik nie jest zbyt mocny, bo ma zaledwie 74 KM, ale mimo zapewnia dobrą dynamikę zwłaszcza w średnim zakresie obrotów. Yamaha od ruszenia z miejsca przyspiesza przyjemnie i bez wysiłku. Jego charakterystyka jest idealna do jazdy w mieście. Natomiast jeśli ktoś spodziewa się szalonego przyspieszenia w górnym zakresie obrotomierza, będzie rozczarowany.
Za to opcjonalny pełny układ wydechowy Akrapovic zapewnia rasowe, chociaż wciąż niezbyt donośne brzmienie, które bardziej przypomina dźwięki włoskich, a nie japońskich motocykli. Szkoda, ze ten efektowny dodatek kosztuje prawie 9 tys. zł. Dobrze, że spełnia wymogi normy Euro 5.
Skrzynia biegów, sprzęgło, rollgaz i hamulce działają lekko i precyzyjnie. Nie ma w nich śladu sportowej ostrości, chociaż przedni hamulec jest naprawdę skuteczny, jeśli wcisnąć go nieco mocniej. To samo z zawieszeniem, które nie wybija zębów, ale jest dostatecznie sztywne do szybszej jazdy. To brzmi jak opis idealnego motocykla o sportowym wyglądzie, ale przygotowanego do miejskiej jazdy.
Właśnie tak by było, gdyby nie kilka szczegółów. Przeszkadza przede wszystkim mocno sportowa pozycja, która sprawia, że jazda w mieście jest trochę niewygodna. W dodatku w lusterkach można niewiele zobaczyć, bo sami zasłaniamy widok, a kierownica clip-on utrudnia wolną jazdę w ciasnych zakrętach.
Wraz z nabieraniem prędkości jazda Yamahą R7 nabiera też więcej sensu. Niewygodna w mieście pozycja okazuje się idealna do bardziej dynamicznej jazdy, po schowaniu się pod owiewką kierowca jest idealnie zespolony z motocyklem, zwłaszcza jeśli ma 170-180 cm wzrostu.
Kanapa jest umieszczona na uniwersalnej wysokości 835 mm. R7 to lekki jednoślad (188 kg) i prowadzi się zwinnie, jeśli pamiętamy, że nie zmieni kierunku tak łatwo, jak naked bike z szeroką kierownicą oraz inną geometrią zawieszenia. Można powiedzieć, że Yamaha R7 uczy poprawnej techniki jazdy, bo jeśli robimy wszystko zgodnie z zasadami sportowej jazdy — używamy przeciwskrętu i zdecydowanie balansujemy ciałem — skręca się znacznie łatwiej i szybciej, a przy okazji motocykl pozostaje stabilny w czasie jazdy po wirażach z wyższymi prędkościami.
Cały jednoślad jest wykonany porządnie, ma ładny ekran LCD, ale poza ABS-em nie znajdziemy żadnej elektroniki. Obsługa jest zaskakująco prosta, bo nie ma trybów jazdy, ani kontroli trakcji. Może to i dobrze, bo po pierwsze moc jest niewielka, a po drugie brak tego układu zmusza do rozważnego odkręcania gazu, kiedy robi się ślisko. Znów płynie z tego nauka dozowania przyspieszenia, która może być cenna dla młodego kierowcy.
Z tych powodów Yamaha R7 jest bardzo dobrym motocyklem do nauki sportowej jazdy, bo robi się to niezwykle łatwo. Dopiero na szybszych torach będzie brakować mocy. Reszta cech też jest OK, a nawet idealna dla mało doświadczonego kierowcy na popularne w Polsce kręte tory szkoleniowe, gdzie liczy się nie maksymalna moc, ale przede wszystkim przyzwoity i dostępny w szerokim zakresie moment obrotowy.
Jeśli ktoś kocha sportowe motocykle mimo ich wad i chce nimi jeździć po mieście, to R7 też się sprawdzi lepiej niż wiele innych modeli supersport. Tyle że konkurencja rynkowa jest duża, a w postaci modeli na pograniczu różnych klas, które sprawdzą się jeszcze lepiej, bo mają szerokie kierownice i pozycję do jazdy, którą będzie łatwiej znosić na co dzień. Chodzi np. Kawasaki Ninja 650 albo Aprilie RS 660 i Tuono 660, które dodatkowo mają lepsze osiągi i wyposażenie za niewiele wyższą cenę, niż 46 300 zł, które trzeba zapłacić za rocznicową Yamahę R7.
Za to zwłaszcza w ekskluzywnej wersji World GP 60th Anniversary ten model pozwala poczuć się na ulicy jak zawodnik MotoGP, ale nie zamęcza swoją agresywnością na co dzień. No i wygląda, jakby miała tysiąc koni i kosztowała milion dolarów.