Czy motocykliści zakładają linkę na szyję?

Na forach internetowych można znaleźć potwornie brzmiące wiadomości mówiące o tym, że motocykliści w czasie jazdy zakładają na szyję metalową linkę. Nie, to nie wynik nowej TokTok-owej mody, a raczej rozmyślnego działania. O co tu chodzi?

O ciekawostkach ze świata motoryzacji szerzej opowiadamy również w materiałach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.

Motocykliści trochę słusznie, a trochę niesłusznie cieszą się opinią drogowego nosferatu. Czemu słusznie? Wystarczy odpalić kilka filmików na YT żeby zobaczyć ich "popisy" na drogach publicznych. Trochę niesłusznie, bo o ile kierowcy i piesi chętnie dostrzegają motocyklowe wykroczenia, o tyle zapominają o tym, że kierujący je popełniający pozostają w mniejszości.

Zobacz wideo Motocyklista stanął na siodełku i puścił kierownicę

Linka na szyi? Lepiej żyć rok jak tygrys, niż...

Wybiórcze obserwowanie rzeczywistości prowadzi do takich paradoksów, że cokolwiek motocyklista by nie zrobił, jest to rozpatrywane w kategorii zła. Przykład? Nietrudno natknąć się na forach na opinie kierowców, którzy widząc motocyklistę posiadającego linkę znajdującą się w bezpośredniej bliskości szyi, piszą o pętli śmierci. O tym że pojawia się ona celowo. Bo motocyklista po wypadku woli stracić głowę (i to dosłownie!) oraz życie, zamiast wylądować na wózku.

I w tym punkcie napisać mogą chyba tylko jedno. W życiu nie słyszałem większej bzdury! No chyba że mit ten będziemy porównywać pod względem poziomu fikcji literackiej z legendą o Bazyliszku... Zanim uważni obserwatorzy moto-rzeczywistości wysnują daleko idące (i to jeszcze w złym kierunku) wnioski, powinni wykazać choć odrobinę chęci wyjaśnienia sprawy. Tym bardziej, że już po wpisaniu hasła linka śmierci w wyszukiwarce, wszystko stałoby się jasne.

Linka śmierci na szyi to tak naprawdę linka bezpieczeństwa na ubraniu

No dobrze, ale czym tak właściwie są te sławetne stalowe linki, pozwalające motocyklistom na honorową śmierć? Z nimi jest trochę jak z dowcipem radia Erewań. To nie stalowe linki, a plastikowe zrywki. Nie owija się nimi szyi, a są przyczepione do ubrań. A to tego choć rzeczywiście mają coś odcinać w czasie wypadku, to jednak tym czymś nie jest głowa, a... zapłon. Zrywki działają trochę jak linka bezpieczeństwa (tak, bezpieczeństwa, a nie śmierci!) na bieżni. Chodzi o to, aby motocykl z zapalonym silnikiem po kolizji nie zrobił więcej krzywdy sobie, kierowcy czy innym użytkownikom drogi.

W tym momencie miałbym ochotę powiedzieć do wszystkich propagatorów idei linek śmierci: i co, głupio wam teraz? Tyle że to cały czas za wcześnie na te słowa. Bo poza plastikowymi lub materiałowymi zrywkami stosowane są też plastikowe sprężynki. Spirale również wyglądają efektownie, niestety okazują się tak samo rozczarowujące jak "linki śmierci" na szyi. Nie są kolejnym i zmyślnym sposobem na uniknięcie niepełnosprawności poprzez śmierć, bo łączą jedynie kieszeń w spodniach motocyklisty z kluczykami włożonymi do stacyjki. Tyle.

Motocykliści są źli? Może, ale kierowcy aut wcale nie lepsi!

Na koniec mam jeszcze jedną uwagę. Nie lubisz motocyklistów? Masz do tego pełne prawo. Nie musisz ich lubić. Szanować jednak powinieneś. To raz. Dwa, jeżeli uważasz że kierowcy jednośladów są winni całego zła drogowego, powinieneś poszukać filmików, w których drastyczne wykroczenia popełniają kierowcy samochodów osobowych. Oni również nieźle radzą sobie w tej kwestii. Tyle że siła rażenia auta osobowego w ruchu miejskim jest zdecydowanie większa niż siła rażenia motocykla. Pamiętaj o tym.

Więcej o: