Mieszkam przy pechowym odcinku ul. Puławskiej w Warszawie, na którym Zarząd Dróg Miejskich nie szanuje potrzeb pieszych ani rowerzystów. Chodzi zarówno o okolicznych mieszkańców, jak i osoby, które chcą dostać się do centrum w przyjazny dla środowiska i zdrowia sposób. Na odcinku od parku Morskie Oko do wysokości ul. Rakowieckiej w stronę centrum chodnik jest tak wąski, że trudno się minąć dwóm osobom na piechotę. Droga dla rowerów znika jeszcze wcześniej, za skrzyżowaniem z ulicą Dolną i nie pojawia się aż do Goworka. Mimo wieloletnich próśb warszawiaków ten problem nie został rozwiązany w czasie ostatniego remontu. Wręcz przeciwnie, sytuacja rowerzystów teraz jest jeszcze gorsza.
W ostatnich tygodniach przypadkiem widziałem na Puławskiej, jak dwoje ludzi na rowerach się nieprzyjemnie przewróciło tuż za ul. Olszewską, próbując wjechać na chodnik, który w tym miejscu wreszcie robi się szerszy. Postanowiłem obejrzeć ten fragment drogi i już wiem, dlaczego tak jest. Po niedawnej modernizacji chodnika pojawił się tam podwójny krawężnik na wysokości wjazdu na podwórko do jednej z kamienic. Całość wygląda dziwnie, a wjazd w prześwit bramowy jest rozwiązany w taki sposób wyłącznie w tym miejscu, jakby już po fakcie drogowcy uznali, że jest zbyt wysoki dla aut i dodali dodatkowy stopień.
Z daleka i z perspektywy roweru to miejsce wygląda kusząco, jak naturalny wjazd na chodnik w miejscu, w którym akurat robi się szerszy. W rzeczywistości bardzo trudno pokonać tę przeszkodę terenową, bo podwójny krawężnik jest na tyle niski, że nie zagraża kierowcom aut, ale wystarczająco wysoki, aby był niebezpieczny dla użytkowników rowerów, zwłaszcza jeśli nie wjadą na niego pod kątem zbliżonym do prostego. Niestety trudno tak zrobić jadąc prawym pasem ulicy, dlatego rowerzyści się tam wywracają i obijają. To kwestia czasu, kiedy ktoś zrobi sobie w ten sposób krzywdę.
Formalnie wszystko jest w porządku, bo rowerzyści powinni kontynuować jazdę ulicą. Można powiedzieć, że to ich wina. Niech jeżdżą ostrożniej, lepiej panują nad swoimi jednośladami, a najlepiej w ogóle na nie nie wsiadają. Przecież mogą dostać się do centrum autem, tylko z różnych powodów nie wszyscy chcą to robić. Niestety infrastruktura w tym miejscu odstrasza amatorów rowerów. Większość z nich nie powinna jechać chodnikiem, ale nie dziwię się, że to robią. To tak jak z pieszymi, dla których miasto zbuduje chodnik prowadzący okrężną drogą, a potem spece z ZDM się dziwią, że ludzie skracają ją trawnikiem.
Poruszanie się rowerem zatłoczoną Puławską z wąskimi pasami ruchu jest nieprzyjemne i niebezpieczne, a władze od wielu lat nie oferują rowerzystom żadnej rozsądnej alternatywy. Dlatego część z nich pokonuje ten fragment ulicy Puławskiej chodnikiem, nawet na najwęższym odcinku, gdzie zagrażają pieszym. Inni męczą się na ulicy, a ta najrozsądniejsza część rowerzystów zjeżdża z niej na chodnik, dopiero kiedy to staje się bezpieczne dla przechodniów. To właśnie ich za ten wybór każe niebezpiecznych wjazd z podwójnym krawężnikiem. Został skonstruowany z kamienia w szarych kolorach, przez co widziany z góry zlewa się w jedną całość i wygląda niegroźnie.
To przykre, że ten, kto projektował ten fragment ulicy Puławskiej, nie pomyślał o tak podstawowej rzeczy jak bezpieczeństwo rowerzystów. Zjazd z ulicy na chodnik w tym miejscu może być konieczny z różnych powodów. Na przykład po to, aby dostać się do domu lub zrobić zakupy w pobliskiej aptece. Rowerzyści, którzy mają takie plany, mogą zostać boleśnie skarceni, przez warszawski chodnik. Za to kierowcy samochodów mają dobrze, bo ZDM udostępnił im dwa pasy ruchu w stronę centrum i pozostawił miejsce do parkowania na wąskim chodniku. Nawet zlikwidowano efemeryczny buspas, dzięki czemu auta mogą legalnie jechać również prawym pasem ruchu. Ponieważ nie zanosi się, aby na tym odcinku wkrótce powstała równie bezpieczna i wygodna droga dla rowerzystów, jeszcze długo będą musieli tam uważać. To przykre, że władze miasta nie dbają o potrzeby ludzi, którzy na nich głosują.