Patrząc na Bo od razu widać, że za jej projekt zabrał się ktoś, kto ma pojęcie o użytkowym designie i wie co to aerodynamika. Z pewnością jej konstruktorzy mają w tych kwestiach nie tylko sporo do powiedzenia, ale także bagaż doświadczeń na koncie. Wśród twórców Bo są bowiem dwaj inżynierowie, którzy wcześniej pracowali w Williams F1 Advanced Engineering, a także projektant, który wcześniej pracował dla koncernu JLR. Ten mariaż wydał na świat kawał estetycznej i miłej dla oka sztuki użytkowej w postaci hulajnogi elektrycznej.
Bo M, bo tak brzmi pełna nazwa pojazdu, wyróżnia się innowacyjnym jednoczęściową budową – podwozie jest jednym odlewem wraz z kolumną kierowniczą. Co prawda pojazdu nie da się złożyć, ale dzięki takiemu rozwiązaniu udało się zmieścić więcej akumulatorów, a co za tym idzie wydłużyć zasięg do 50 km przy zachowaniu sporej prędkości (35 km/h). Zaletą hulajnogi jest też waga, która wynosi niespełna 10 kg oraz nośność - pojazdem mogą podróżować osoby o wadze do 100 kg.
Dodatkowo nietypowa budowa Bo zwiększa sztywność pojazdu, a co za tym idzie, poprawia także precyzję prowadzenia. Hulajnoga została wyposażona także w system „Safetsteer", który poprawia stabilność. W hulajnodze zastosowano też podkładki „Airdeck", na którym można stanąć. Elastyczna podkładka pod stopy wykonana jest z tej samej pianki antywibracyjnej, co wysokiej klasy trampki, która amortyzuje nierówności bez konieczności stosowania zawieszenia.
Twórcy mimo, że pochodzą ze świata, gdzie w grę wchodzą ogromne pieniądze i budżety, to nie odlecieli za bardzo przy ustalaniu ceny swojej hulajnogi. Z drugiej strony tanio też nie będzie - nie liczcie na ceny na poziomie chińskiej, ale sprawdzonej już konkurencja, takiej jak np. Xiaomi. Cena Bo M w przedsprzedaży to 2249 funtów, co w przeliczeniu daje nam ok. 12 tys. złotych.