Portale samorządowe i dotyczące transportu publicznego piszą o nowej kładce nad Wartą, a lokalne stowarzyszenie Rowerowy Poznań krytykuje inwestycje, bo uważa, że pieniądze zostały zmarnowane. Po co rowerzystom kładka, skoro nie stanowi części drogi?
Więcej na temat miejskiego transportu oraz rowerów piszemy na stronie głównej Gazeta.pl
Most pieszo-rowerowy prowadzący nad Wartą wygląda estetycznie i nowocześnie. Betonowo-stalowa konstrukcja ma długość około 130 m, a najdłuższe przęsło nad Wartą mierzy 83 m. Cała infrastruktura rowerowa ma długość ponad 200 m i znajduje się 10 m nad lustrem wody. Nowa przeprawa przez rzekę została nawet wyposażona w taras widokowy, do którego prowadzą efektowne schody. Tylko co z tego, skoro niewielu rowerzystów tam dotrze? Piesi są bardziej nieustępliwi i dostaną się w okolice mostu każdą trasą, ale większość rowerzystów będzie miała problem z dojazdem od strony Poznania. Wyjątkiem mogą być tylko posiadacze rowerów górskich, które są wyposażone w opony z klockowym bieżnikiem.
Budowa nowej kładki w Owińskach została sfinansowana wspólnie przez kilka organizacji samorządowych: gminy Czerwonak i Suchy Las, miasto Poznań i powiat poznański. Resztę (4,3 mln zł) pokryła unijna dotacja. Łączny koszt zbudowania pieszo-rowerowego mostu na Wartą to 27 mln zł. Wbrew pozorom nie ma powodów do dumy. Wszyscy zastanawiają się, dlaczego droga dla rowerów prowadzi do imponującej kładki tylko w jednym kierunku. W drugim, czyli od strony stolicy Wielkopolski, można się tam dostać wyłącznie leśnymi piaszczystymi duktami, które przez część roku są nieprzejezdne nawet dla amatorów rowerów górskich.
Stowarzyszenie Rowerowy Poznań uważa, że bez połączenia od strony Poznania asfaltową ścieżką kładka nie ma wielkiego sensu, przynajmniej z punktu widzenia rowerzystów. Celem tej inwestycji było połączenie miasta z gminą Czerwonak i Puszczą Zielonka. To atrakcyjne dla mieszkańców tereny zielone, które służą do wypoczynku i rekreacji.
W tej chwili można powiedzieć, że cel jest chybiony przynajmniej w 50 proc. Specjaliści od transportu rowerowego i pieszego dobrze wiedzą, że wszelkie utrudnienia oraz dodatkowe wymagania sprawiają, że takie środki transportu stają się mniej popularne. Dlatego kraje, którym zależy na zwiększenie populacji rowerzystów, nie wprowadzają obowiązków używania kasków, rejestracji jednośladów oraz wielu innych wymagań. Podobnie jest z utrudnieniami związanymi z samą jazdą. Im mniej przyjazna będzie trasa, tym więcej mieszkańców zrezygnuje z używania rowerów.
Nie wszyscy to rozumieją. W komentarzach pod artykułami na temat nowej kładki można znaleźć opinie miłośników obcowania z przyrodą na jednośladach, że aktualna trasa przez las jest wymarzona dla miłośników MTB i wręcz krzyczą: "Precz z asfaltem w lesie". Tylko zapominają, że są w mniejszości, a rowery górskie są znacznie droższe od miejskich. Ziemna konstrukcja drogi ogranicza jej popularność wśród rowerzystów.
Do nowej kładki nad Wartą w Owińskach w tej chwili najłatwiej dostać się samochodem. Rowerem będzie wyjątkowo ciężko, a na piechotę dla większości osób - zbyt daleko. To odwrotność celu, który samorządy chciały osiągnąć tą inwestycją. Wydały 27 mln zł i jednocześnie zraziły lokalnych mieszkańców do korzystania ze zdrowego i ekologicznego środka transportu, który chciały promować. Na szczęście nie wszystko jest jeszcze stracone. Aktualny stan rzeczy można łatwo zmienić.
Wystarczy pokryć drogę dla rowerów od strony Poznania twardą nawierzchnią. Podobno urząd miasta Poznań ma takie plany. Nowa kładka ma być częścią powstającej rowerowej trasy Wartostrada, ale budowa jej pozamiejskiego fragmentu została odłożona ze względów finansowych. Może warto było wydać te 27 milionów na drogę, a dopiero następne fundusze przeznaczyć na most nad Wartą? Jeśli miasto zdobędzie kolejne fundusze unijne, być może ścieżka zostanie przedłużona przed 2027 rokiem. Podobno projekt już jest.