Nowy białoruski e-rower dla policji i wojska. Filin-1 przyjechał z innej epoki

Białorusini niestety są przyzwyczajeni do siermiężnych konstrukcji produktów państwowych kombinatów, więc nie będą zaskoczeni wyglądem nowego elektrycznego roweru. Większym kłopotem może być jego pochodzenie.

Nową białoruską maszynę przeznaczoną dla policji i wojska firmuje lokalny producent jednośladów Motowelo. O premierze elektrycznego roweru powiadomił portal stacji telewizyjnej Biełsat, której właścicielem jest TVP.

Więcej ciekawostek na temat jednośladów znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Zelektryfikowany jednoślad nazywa się Filin-1 i według przedstawicieli Motowelo rozpędza się do prędkości 40 km/h, a dodatkowo "wyróżnia oryginalnym wzornictwem i ergonomią", przekazuje Biełsat.

To prawda, wygląd roweru Filin-1 jest oryginalny, ale niestety nie jest nowoczesny. Kanciaste obudowy zespawane z blachy stalowej kojarzą się z epoką PRL i muszą sporo ważyć, co z pewnością nie wpływa dobrze na zasięg.

Producent nie podał innych parametrów, takich jak masa własna i pojemność oraz rodzaj zastosowanego akumulatora. Można się domyślać, że ukrywa go podłużna skrzynka umieszczona nad tylnym kołem tam, gdzie w rowerach miejskich zwykle jest bagażnik.

Elektryczny silnik umieszczony jest z pewnością w piaście tylnego koła Widać to po jej gigantycznym rozmiarze. Nie wiadomo natomiast, co kryje kanciasta, niezgrabna obudowa ramy. Bez niej sylwetka nowego roweru przypominałaby górskie modele typu hardtail, jeśli nie brać pod uwagę dziwacznego przedniego reflektora.

Nie wiadomo też, jaka jest prawna kwalifikacja tego sprzętu. Czy rower Filin-1 to tzw. e-bike lub pedelec (rowerem z elektrycznym wspomaganiem, który wymaga pedałowania), czy formalnie należy do kategorii motorowerów. Jest tak, jeśli napęd elektryczny może w nim działać samodzielnie, bez pomocy siły mięśni.

Bardziej prawdopodobny jest drugi wariant. Kolejną tajemnicę stanowi pochodzenie komponentów użytych do jego skonstruowania. Po obejrzeniu zdjęcia łatwo uwierzyć, że projekt powstał na deskach kreślarskich białoruskich inżynierów, ale trudniej, aby samodzielnie opracowali również takie podzespoły, jak: widelec, silnik, czy akumulator.

Tego typu elementy produkuje niewielu producentów na świecie, a użyte w białoruskiej konstrukcji pewnie pochodzą z Chin. Dlaczego tak sądzę i warto się nad tym zastanawiać? Bo to drażni Aleksandra Łukaszenkę, który wytknął ten fakt konstruktorom Motowelo przy okazji poprzedniej premiery.

Gdy dyrektor Mikołaj Ładućka zaprezentował nowe wcielenie motocykla Mińsk, okazało się, że tak naprawdę to chiński produkt oferowany pod marką Mash, w którym tylko zgrabnie zasłonięto logo stosowną naklejką. Nieudolna mistyfikacja inżynierów wprawiła w złość wizytującego fabrykę prezydenta Republiki Białorusi.

Mash jest francuską marką motocykli istniejącą od 2014 r. ale jej produkty to różne modele chińskich producentów (m.in. Qingqi) oferowane we Francji ze swojsko wyglądającym logo. Nowy Mińsk okazał się motocyklem Mash X-Ride, co można było łatwo udowodnić, bo białoruski "producent" nawet nie zasłonił nazwy modelu. Wystarczyła mu krajowa nazwa marki.

Łukaszenka wówczas słusznie wytknął dyrektorowi, że jeśli Chiny w pewnym momencie odetną dostęp do swoich produktów albo części, białoruscy motocykliści zostaną z pustymi rękami. Gdy chodzi o elektryczny jednoślad przeznaczony dla policji i wojska, może to mieć wręcz strategiczne znaczenie.

Nie tylko z powyższego powodu mam nadzieję, że w przypadku nowego roweru Filin-1 próba ukrycia pochodzenia części okaże się bardziej udana. Życzę tego dyrektorowi przedsiębiorstwa Motowelo, bo kolejnego blamażu na oczach przywódcy narodu może nie przetrwać na aktualnym stanowisku.

Więcej o: