Szymon Godziek uprawia rowerowy freestyle, do którego należą takie dyscypliny jak dirt jump i slopestyle. Jest jednym z najlepszych zawodników na świecie w tych dyscyplinach. Poza tym już czterokrotnie wystąpił w słynnym freeride'owym evencie Red Bull Rampage w USA. W 2019 r. zajął znakomite 6. miejsce.
Dla mnie dobrze. Szanuję to i chciałbym, żeby tak zostało. Będę dalej po cichutku robić swoje. Na pewno trudniej jest być zawodnikiem w niszowym sporcie, zwłaszcza jeśli to sport indywidualny. Nie mam trenera, wszystko robię sam. Trudniej zorganizować miejsce do treningu i budżet na wyjazdy.
Czasami właśnie tak. To zależy przede wszystkim od pogody. Jeżeli nie wieje, korzystam z tego. Idę jeździć, żeby nie zmarnować dnia, ani nawet godziny, bo pogoda w mojej okolicy może zmienić się w każdej chwili. Odwrotnie niż w windsurfingu.
Zdecydowanie. Trzeba być skupionym na misji i systematycznie trenować. Zwykle szybko się nudzę i mam nowe zajawki, ale w rowerze podoba mi się, że mogę bez przerwy zmieniać miejscówki. Ciągle jeżdżę gdzie indziej. Rower jest super, bo do treningu wystarczy nawet krawężnik. Możesz na nim katować nowy trick przez cały dzień.
Grubszej kontuzji. Boję się, że nie będę mógł jeździć, robić tego, co daje mi największego kopa każdego dnia. Zawsze kiedy wsiadam na rower, żeby trenować, czuję strach. To bardzo urazowy sport, a ja za każdym razem staram się popchnąć swój limit, chociaż troszkę do przodu. Taka jest moja technika trenowania. Za każdym razem robić minimalnie więcej. Wtedy pojawia się strach.
To jest bardzo ważne. Ty musisz kontrolować strach, a nie odwrotnie. Nie może cię paraliżować. On gdzieś ciągle jest i to dobrze, bo sprawia, że stajesz się bardziej sfokusowany. Strach jest naturalny w tym sporcie.
Jeżeli coś mnie blokuje, jeśli się boję, że mnie sparaliżuje strach, też czasami odpuszczam. To równie ważne. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć stop albo zmienić plan. Sposobem na poradzenie sobie z lękiem dla mnie jest obmyślenie szczegółowego planu, jak się wywrócę, jeśli będę musiał. Jak to będzie wyglądało krok po kroku. Kiedy jestem przygotowany na to, że przywalę w ziemię, przestaję się bać. Spadanie i spotkania z ziemią ćwiczyłem w młodości w parkourze.
Dobrze trafiłeś. Szukam adrenaliny, lubię ją. Uwielbiam też wszystko, co ma koła — dwa lub cztery — i jeździ.
Tak, daje radę. Wozi moje rowery na bagażniku z tyłu, ale dzięki niej adrenalina we krwi pojawia się, w czasie dojazdów na treningi. Wsiadam na rower i nie muszę się już budzić. Lubię szybką jazdę, ale staram się być bezpiecznym kierowcą.
To ostatnie: motocross. Zanim zacząłem trenować na rowerze, marzyłem o karierze w FMX (Freestyle Motocross). Oglądałem zawody, zbierałem pieniądze. Wreszcie kupiłem pierwszego crossa, ale nie miałem z kim jeździć. Dobrze jest trenować z osobą na wyższym poziomie, która pomaga osiągnąć progres. Nie było nikogo takiego i szybko mi to zbrzydło. W tym czasie mój brat Dawid już jeździł na rowerze. Kopał ze znajomymi górki, żeby po nich skakać. Dokleiłem się do nich i motor poszedł w odstawkę. Ale powoli wracam do motocrossu, chcę spełnić marzenie z dzieciństwa.
Myślę, że to przyszłość, są megafajne. Przyspieszenie w elektrycznych samochodach jest super. Nie mogę się doczekać Cupry Urban Rebel. Brakuje tylko odpowiednich dźwięków, ale klang najwyżej się dorobi z głośnika.
Jeszcze nie miałem okazji jeździć samochodami w terenie, więc na razie wyścigówki. Myślę, że terenówki to też musi być fajna zajawa.
Takie i takie, to zależy do czego. Pierwszy samochód powinien być nowy, a drugi to klasyk. Kiedyś miałem amerykańskiego pikapa. Marzyłem o nim od pierwszego tripa do stanów. Przez kilka lat nim jeździłem, ale później spłonął. Żałuję też, że kiedy byłem młody, sprzedałem wszystkie motocykle: wueskę, komarka, Jawę 350.
Bardzo trudne pytanie. Kiedy pisałem maturę, rower już był całym moim życiem. Trzeba szukać siebie, próbować różnych rzeczy. Co bym zrobił, gdybym wtedy nie miał zajawki? Pewnie bym zaczął jeździć po świecie stopem.
Tak, mam tam niedokończony biznes. Mogę zdradzić, że w tym roku również wystąpię na Rampage. Niedawno dostałem potwierdzającego maila. Myślę, że już mogę o tym powiedzieć. Zaproszenie na Red Bull Rampage to szczyt marzeń każdego zawodnika. A co będzie na miejscu? Może wydarzyć się wszystko.