Buspas jest dla autobusów, a rowery blokują ruch na lewym pasie. Kolejny z rowerowych absurdów

Bartłomiej Pawlak
Brakuje drogi dla rowerów, a prawym pasem poprowadzono buspas. Co musi zrobić rowerzysta? Niestety jechać lewym pasem, często tamując ruch i wywołując wściekłość u kierowców. Nic dziwnego, że wielu cyklistów woli po prostu jechać chodnikiem.
Zobacz wideo Rowerzysta na drodze ekspresowej. Jego podróż przerwali policjanci

W myśl przepisów rowerzysta korzystający z jezdni ma obowiązek poruszać się jak najbliżej (ale na tyle, na ile to bezpieczne) prawej krawędzi drogi. Logiczne jest więc, że rowerzyści intuicyjnie korzystają prawej części jezdni, po której w miastach często poprowadzone są buspasy.

Problem w tym, że obowiązek poruszania się przy prawej krawędzi jezdni dotyczy tej części drogi, po której można jechać rowerem, bo pozwalają na to przepisy. Tymczasem buspasy nie są przeznaczone dla rowerzystów, co rodzi pewien drogowy absurd.

Brak drogi dla rowerów i buspas. Jak powinien jechać rowerzysta?

Czy rowerzyście mimo wszystko wolno jeździć buspasem? Niestety nie. Te przeznaczone są jedynie dla autobusów, taksówek i pojazdów elektrycznych. Rowery czy hulajnogi elektryczne nie kwalifikują się do żadnej z tych kategorii. Chyba że mowa o buspasach lub pasach DOP, gdzie ruch rowerów został dopuszczony odpowiednimi znakami. Wtedy nie tylko można, ale i trzeba z nich korzystać.

Najczęściej jednak tak nie jest, a to oznacza, że cykliści zobowiązani są jechać "najbardziej prawym" pasem, który jest przeznaczony do normalnego ruchu (o ile nie zamierzają skręcić), czyli najczęściej środkowym lub lewym pasem danej drogi. To oznacza, że albo wyprzedzani są z każdej strony, albo podróżują przy akompaniamencie klaksonów poirytowanych kierowców, którzy blokowani są na lewym pasie.

Przykłady? Proszę bardzo

O tym, jak absurdalny jest ten przepis pisaliśmy m.in. we wrześniu ubiegłego roku przy okazji akcji, którą aktywiści zorganizowali na Moście Poniatowskiego w Warszawie. Prawy pas ruchu w godzinach szczytu zmienia się tam w buspas, a rowerzyści w tym czasie muszą jechać przy prawej krawędzi lewego pasa. Jest on dość wąski, bo po lewej stronie ogranicza go torowisko tramwajowe.

Aktywiści w ramach protestu jeździli po moście rowerami w sposób... przepisowy, więc... blokowali nieco ruch. Efekt był taki, że część kierowców wyprzedzała ich na centymetry, a część traciła cierpliwość i robiła to buspasem, na którym ruch był zdecydowanie mniejszy. W efekcie rowerzyści nie dość, że na drodze nie mogą czuć się bezpiecznie i komfortowo, to na dodatek mocno utrudniają ruch. Nic dziwnego, że spora część z nich decyduje się jechać buspasem lub korzysta z chodnika, który jest wyjątkowo wąski na całej długości mostu.

Dobrym przykładem jest też dość kontrowersyjne zderzenie roweru z taksówką, do którego doszło miesiąc temu. Rowerzysta jechał drogą rowerową, która niespodziewanie się kończyła, "wyrzucając" go wprost na pas dla autobusów. Winny był oczywiście rowerzysta, który nie ustąpił pierwszeństwa taksówce (nawet się nie rozejrzał), ale filmik dobrze pokazuje, jak źle zaprojektowana jest infrastruktura rowerowa w Polsce. 

W danym miejscu brakowało oznaczeń lub chociażby poziomych linii, które pozwoliłyby rowerzystom sprawnie włączyć się do ruchu (była jedynie strzałka, która nakazywała wjazd wprost pod koła taksówki). Fragment drogi rowerowej pod ostrym kątem łączy się z jezdnią, mocno utrudniając rozejrzenie się przed wjazdem na pas ruchu. To tym bardziej problematyczne, że średnie prędkości samochodów na tym odcinku do niskich nie należą.

Tymczasem jednoślady zjeżdżając z drogi dla rowerów na jezdnię, muszą rozejrzeć się i przepuścić wszystkie jadące drogą pojazdy (czego praktycznie nie da się zrobić bez zatrzymania), a dopiero wtedy wjechać od razu na lewy pas ruchu. Ten prawy jest buspasem, a więc rowerzystom nie wolno z niego korzystać.

Potem można kontynuować podróż będąc popędzanym i wyprzedzanym "na centymetry" przez wściekłych kierowców z lewej i autobusy lub taksówki z prawej strony. Czysta przyjemność. Ponownie - nic dziwnego, że wielu rowerzystów woli oszczędzić sobie nerwów i ryzykują mandatem, zabierając chodnik pieszym lub jadąc buspasem.

Rower na buspasie. Czy to dobry pomysł

Wydaje się, że bardziej intuicyjne byłoby odgórne wpuszczenie rowerów na buspasy lub przynajmniej stawianie znaków przewidujących możliwość jazdy rowerem po tym pasie. Rowery są przecież nawet bardziej ekologiczne od samochodów elektrycznych, które przecież już od kilku lat mogą korzystać z buspasów na równi z autobusami, taksówkami i często motocyklami (zależy od decyzji miasta).

Taka zmiana przede wszystkim jednak odblokowałoby lewy pas blokowany przez wyjątkowo przepisowych cyklistów i zachęciła wielu innych do jazdy jezdnią, gdy obok nie ma drogi dla rowerów. Szczególnie że ruch na buspasach z reguły jest znacznie mniejszy niż na pozostałych pasach, jednoślad jadący przy krawędzi jest łatwiej wyprzedzić niż na lewym pasie ruchu, a same buspasy są też często sporo szersze od pozostałych. Cykliści czują się też pewniej i bezpieczniej jadąc blisko krawędzi jezdni, a nie jej środkiem.

Nowo powstały buspas na ul. Raszyńskiej, w stronę placu Zawiszy (miedzy ul. Filtrową a Koszykową). Warszawa, 18 września 2018Nowo powstały buspas na ul. Raszyńskiej, w stronę placu Zawiszy (miedzy ul. Filtrową a Koszykową). Warszawa, 18 września 2018 Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Najlepszym pomysłem byłoby jednak wyznaczenie oddzielnych pasów dla rowerzystów, odseparowanych od pozostałych pasów ruchu. Takie rozwiązanie sprawia, że autobusy, rowerzyści i kierowcy nie przeszkadzają sobie wzajemnie, ale na to nie zawsze jest miejsce.

Rowery najwyraźniej nie są priorytetem

Oczywiście - jak to zwykle bywa - ustawodawca nie pała też radością na myśl o tym, że można poprawić przepisy, usprawniając poruszanie się rowerem. Można odnieść wręcz wrażenie, że w oczach osób decyzyjnych (i mowa nie tylko o rządzie, ale i samorządach) ten środek transportu raczej nie jest traktowany priorytetowo. Potem dziwimy się jako społeczeństwo, że tysiące rowerzystów jeździ po chodnikach, gdy tuż obok mają równiutką jezdnię, którą mogą przecież dzielić z kierowcami aut.

A robią tak nie tylko z powodu tych nieszczęsnych buspasów, ale wielu innych rowerowych absurdów lub braków w rowerowej infrastrukturze, które sprawiają, że przepisowa jazda rowerem po mieście stanowi nie lada wyzwanie. Nawet wiele dróg rowerowych (również nowych) jest zaprojektowanych w taki sposób, że jazda po nich grozi wypadkiem lub w najlepszym razie uszkodzeniem jednośladu.

Omijanie dziur, studzienek, słupków (uniemożliwiających wjazd samochodom) czy znaków i latarni, a nawet skakanie nad krawężnikami i korzeniami drzew to codzienność rowerzystów. Do tego dochodzi konieczność ciągłego wjeżdżania z DDR-ów na jezdnie i odwrotnie oraz dobrze opanowana umiejętność teleportowania się z jednej na drogą stronę drogi i po chwili z powrotem, bo kolejne fragmenty drogi dla rowerów są prowadzone raz z jednej, a raz z drugiej strony drogi.

Sami kierowcy też nie pomagają w promowaniu jezdni jako miejsca, gdzie cykliści mogą czuć się bezpiecznie (gdy nie ma drogi rowerowej), wyprzedzając ich "na centymetry". Rowerzyści, mając na jednej szali własne zdrowie i narażanie się na niebezpieczne zachowania zdenerwowanych kierowców, a na drugiej zdenerwowanych pieszych i ewentualny mandat za jazdę chodnikiem najwyraźniej dali sobie spokój i na co dzień korzystają z chodników.

Tym bardziej że wspomniany mandat za nieuprawnioną jazdę po chodniku wywołuje raczej uśmiech na twarzach niż odstrasza przed łamaniem tego przepisu (50 zł). Sami stróże prawa też nieszczególnie rwą się do interwencji, widząc rowerzystów jeżdżących po chodnikach (a tak przynajmniej można wnioskować z obserwacji).

Dziwi, że infrastruktura rowerowa i kwestie prawne dotyczące rowerzystów są w Polsce tak zaniedbywane. W końcu rower to najbardziej ekologiczny środek transportu, który w założeniu ma pozwalać na sprawne, szybkie i darmowe przemieszczenie się po mieście.

Więcej o rowerowych absurdach przeczytasz na Gazeta.pl

Więcej o:
Copyright © Agora SA