Piąte miejsce Polski w rankingu europejskich producentów rowerów w 2021 r. (w 2020 zajmowaliśmy nawet czwarte miejsce, zanim Decathlon uruchomił pełne moce produkcyjne nowej fabryki w Rumunii) to całkiem dobry wynik. Według danych Eurostat z polskich zakładów wyjechało wówczas ok. 1,2 mln rowerów. Niewiele zabrakło nam do naszego zachodniego sąsiada (1,4 mln rowerów). Na podium znalazły się zaś Włochy (1,9 mln), Rumunia (2,5 mln) i Portugalia (2,9 mln).
Ile wśród nich stanowiły rowery elektryczne? Z unijnego raportu wynika, iż 2020 r. z UE wyeksportowano ponad 270 tys. e-rowerów. Import był zaś znacznie większy. Do krajów UE dostarczono bowiem ponad 839 tys. Najwięcej z Tajwanu (aż 53 proc. udziałów), Wietnamu (19 proc.) i Chin (10 proc.). Nietrudno zgadnąć, że większość trafiła do zachodniej części Europy. Pod względem sprzedaży udział elektryków w Polsce to zaledwie 6 proc. rynku. We Francji sięga 25 proc. a w Niemczech aż 45 proc.
Czy wyniki sprzedaży "elektryków" mogą znacząco zmienić się w naszym kraju? Przemek Klimczak z OLX wyjaśnia, że przynajmniej liczba ofert sprzedaży rośnie. W ostatnim roku odnotowano wzrost aż o 25,3 proc. Nietrudno zgadnąć, że na przeszkodzie stoją wysokie ceny. Henryk Bartwanowicz, właściciel sklepu i serwisu Polish Bikes wyjaśnia – Nasze doświadczenia pokazują, że klienci znający zalety e-rowerów często odkładają decyzję zakupową ze względu na wysoką cenę sprzętu. Zarówno konsumenci jak i branża czekają na systemowe rozwiązanie dopłat do rowerów elektrycznych, na wzór innych krajów europejskich -.
Ile trzeba zapłacić za rower zasilany prądem? Na najtańsze miejskie modele znanych firm (np. Ecobike, Kross) trzeba przygotować ok. 5 tys. zł. Na większy wybór można liczyć w przedziale 7-9 tys. zł. Tyle też trzeba przygotować na najskromniejsze wersje rowerów górskich (np. Kross, Romet). W przypadku szosowych i gravelowych trzeba liczyć się z wydatkiem powyżej 10 tys. zł. Niemało.
Czy można zaoszczędzić? Tańszą alternatywą pozostaje przeróbka tradycyjnego roweru na elektryczną wersję. Wbrew pozorom to nie są jednak tak duże oszczędności jak mogłoby się wydawać. Zestawy do konwersji, czyli silnik w obręczy, sterownik, manetka, wyświetlacz i czujniki to koszt już poniżej 2 tys. zł. Do tego trzeba jednak doliczyć jeszcze baterię. Po zsumowaniu oznacza to wydatek ok. 3,5 – 5,5 tys. zł (np. Rapid Ebikes, Battery Guru, Tongsheng). A to nie koniec.
Nie jest tajemnicą, że cały osprzęt elektryczny (bez względu na to czy rower został poddany konwersji, czy został fabrycznie przygotowany) sporo waży. A to oznacza duże wyzwanie pod względem transportu. Pamiętajmy, że samochodowe bagażniki do przewozu rowerów mają swoje ograniczenia co do udźwigu. Stąd nie zaleca się przewożenia na dachu, tylko rekomenduje transport na wzmocnionym bagażniku mocowanym na haku auta. Najcięższy rower należy przymocować jak najbliżej pojazdu. Więcej wiadomości na temat motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl