Piotr Zaremba był dyrektorem zarządzającym i szefem projektu "Polski Samochód Elektryczny" w polskiej spółki ElectroMobility Poland kontrolowanej przez Skarb Państwa. Polak pełnił tę funkcję od kwietnia 2017 r. do kwietnia 2024 r. Przez siedem lat nie udało mu się spełnić obietnicy wprowadzenia elektrycznej Izery na rynek i nie wiadomo, czy to kiedykolwiek nastąpi.
Za to w tym czasie powstało kilka prototypów lub wersji koncepcyjnych narodowego samochodu elektrycznego. Były to ręcznie wykonane, ale jeżdżące egzemplarze. Później projekt Izery został rozpoczęty od nowa po raz kolejny, a do zaprojektowania nadwozia jego następnej wersji zaprzęgnięto stylistów ze znanego studia Pininfarina. Jej wygląd ciągle jest tajemnicą. Dlatego, kiedy dowiedziałem się, że prezes Izery sprzedaje prywatny samochód, od razu zastrzygłem uszami. Czyżby jakiś cudem wszedł w posiadanie jednego z unikalnych prototypów?
Szybko okazało się, że trop był dobry, ale i tak trafiłem kulą w płot. Rzeczywiście dawny prezes EMP sprzedaje słynny polski samochód, który od biedy można uznać za narodowy, bo zadbał w czasach PRL o transport ludzi i towarów. Jednak, nie chodzi o nowoczesną nowoczesną elektryczną Izerę, tylko o poczciwego siermiężnego żuka.
22 lipca wydało się, że Piotr Zaremba jest właścicielem archaicznego samochodu dostawczego produkowanego w lubelskich zakładach samochodów ciężarowych. Świat się o tym dowiedział, kiedy pan Piotr opublikował ofertę sprzedaży swojego auta na własnym profilu w Facebooku. Z opisu wynika, że klasyk PRL nie stał na jego podwórku bezczynnie, tylko pomagał w różnych pracach domowych. Między innymi woził meble w trakcie przeprowadzki, drewno oraz złom. Prezes Izery używał go przez około dwa lata. W tym czasie poprawił najsłabsze punkty tego modelu. Założył do swojego żuka hamulce z nowszego FSC modelu Lublin, wyremontował jego układ kierowniczy, zregenerował gaźnik i wykonał sporo drobniejszych napraw. W dodatku samochód ma instalację LPG.
Jeśli wierzyć treści ogłoszenia, a nie mam powodu, żeby robić inaczej, żuk Piotra Zaremby jeździ sprawnie na benzynie i gazie, a także nie jest mocno zardzewiały, zwłaszcza jeśli chodzi o najważniejszy element konstrukcji: ramę nośną w podwoziu. Jego nadwozie podobno nie jest w stanie idealnym, ale wciąż "niezłym", co w przypadku żuka i tak jest sporym osiągnięciem.
Prezes spółki EMP zdecydował się sprzedaż swoje cacko, bo ostatnio nim nie jeździ. Żuk spędza większość czasu stojąc pod wiatą, poza tym jego właściciel ma więcej starych aut. Chodzi między innymi o skodę favorit, którą pan Piotr odwiedza różne imprezy dla miłośników youngtimerów. Między innymi wziął udział w turystycznym rajdzie charytatywnym "Złombol". Żuk stoi bezczynnie, dlatego właściciel postanowił wystawić go na sprzedaż. Jego cena jest rozsądna, bo wynosi 7 tys. zł. Dodatkowo pojazd ma eleganckie czarne tablice rejestracyjne. Zainteresowani zakupem żuka prezesa Izery będą musieli się udać do Pułtuska, a potem jeszcze jakoś z niego wrócić. Ciekawe, czy szczęśliwy nabywca zdecyduje się na podróż na kołach?
Pierwsza wersja samochodu dostawczego FSC Żuk została opracowana w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie w latach 1956-1957 przez polskich inżynierów: Stanisława Tańskiego oraz Romana Skwarka. Projekt powstał na bazie Warszawy M-20 i otrzymał nazwę Żuk A 03. Później ten model przeszedł wiele modernizacji, a jego produkcja została zakończona dopiero w 1998 r. po wypuszczeniu na świat prawie 588 tys. sztuk. Później żuki zaskakująco szybko zniknęły z ulic. Większość zjadła rdza, dlatego egzemplarz sprzedawany przez Piotra Zarembę jest łakomym kąskiem. Tylko czy oferta prezesa wciąż jest aktualna? Ogłoszenie zniknęło z profilu byłego szefa Izery, ale być może po prostu je ukrył przed wścibskimi osobami, kiedy ta nietypowa oferta nabrała rozgłosu.