Wiele osób twierdzi, że Rajd Dakar to najtrudniejszy rajd terenowy na świecie. Na pewno jest najsłynniejszym i najbardziej prestiżowym. W Arabii Saudyjskiej rywalizują najlepsi z najlepszych w tej dyscyplinie. Tak, Arabii. Jeśli nie śledzicie uważnie świata sportów motorowych, to może to brzmieć dziwnie, ale z powodów politycznych Rajd Dakar musiał uciec z Afryki. Najpierw do Ameryki Południowej, a od kilku edycji na Półwysep Arabski. Tradycyjnie odbywa się w styczniu - w tym roku kierowcy ruszyli 6 stycznia, a na metę dojechali dopiero 19 stycznia. Miałem okazję na własne oczy zobaczyć dwa etapy wokół miasta Al-Ula, a także odwiedzić dakarowy biwak.
Na Rajd Dakar 2024 zabrała nas Toyota, która od wielu lat dominowała w najwyższej klasie. To imponująca i obłędnie brzmiąca Toyota Hilux rozdawała karty na pustyniach Arabii Saudyjskiej. W tegorocznej stawce Hilux miał bardzo mocną reprezentację. Pikapami jeździł nie tylko fabryczny zespół Toyota Gazoo Racing, ale także sporo teamów prywatnych. Jako że Rajd Dakar goniliśmy za kierownicą Land Cruiserów razem z ekipą TGR, to trzymałem kciuki za kierowców w Hiluxach. Głównie za Brazylijczyka Lucasa Moralesa, który bardzo długo znajdował się w topowej trójce.
Boję się, że mogłem być jednak kretem i to przeze mnie najlepsza Toyota Hilux na koniec rajdu znalazła się dopiero na szóstym miejscu. Moje serce skrycie biło dla Audi RS Q e-tron. Z hybrydowym potworem Audi Sport mam bardzo miłe wspomnienia. Słynny Stephane Peterhansel, 14-krotny zwycięzca Rajdu Dakar, dał mi kiedyś przejechać się swoim samochodem, a potem pokazał, co ta maszyna naprawdę potrafi. To zdecydowanie jedno z przeżyć w pracy, które zapamiętam na zawsze.
Pewnie dlatego, kiedy cała ekipa TGR wypatrywała Hiluxów, ja zdradziecko sprawdzałem, jak radził sobie lider Carlos Sainz, kolega Peterhansela z zespołu. Duet Carlos Sainz i Lucas Cruz dowiózł zwycięstwo w całym Dakarze, pisząc historię. Niezwykły projekt Audi, w którym silnik spalinowy z DTM pełni rolę generatora, a koła napędzają silniki elektryczne. RS Q e-tron nawet brzmi jak statek kosmiczny. Bardzo długo Hiszpanowi zagrażał Sebastien Loeb (i pilot Fabien Lurquin), ale na ostatnich etapach się pogubił i ze stratą półtorej godziny wylądował na trzecim miejscu. W najwyższej klasie srebro zdobyła ekipa Overdrive Racing Guillame de Mevius i Xavier Panseri.
Każdy kto interesuje się wynikami Rajdu Dakar, obserwował je na bieżąco, nie ma więc sensu nimi zanudzać. Z mojej perspektywy znacznie ciekawszy jest sam fenomen tego i podobnych rajdów. Jako zadeklarowany fan wyścigów wciąż nie mogę do końca go zrozumieć. Na czym polega oglądanie Dakaru?
Mieliśmy najlepsze miejsca, ponieważ dzielnymi Land Cruiserami wbiliśmy się na pustynię i oglądaliśmy przejazdy samochodowej czołówki. Wszystko trwa dosłownie kilka chwil. Najpierw słyszysz rasowy i uzależniający ryk, potęgowany przez brutalne zmiany biegów (jedzie Hilux), przedziwne dźwięki z Gwiezdnych Wojen (Audi), a kiedy jest ciszej, zbliża się motocyklista. Przejeżdża z zawrotną prędkością obok ciebie, aby zniknąć w tumanach kurzu.
Tyle. Nawet nie wiesz, kto zajmuje które miejsce, jak wygląda klasyfikacja, nie wiesz nic... oglądasz jakiś pojazd przez kilka sekund. O co tu w ogóle chodzi?
Kiedy ja podziwiałem wspaniałe krajobrazy Arabii Saudyjskiej i starałem się rozszyfrować, kto akurat jedzie, część widzów gorąco kibicowała. Przewodziła im Monica, nasza przewodniczka i kierowczyni "technicznej" Toyoty Fortuner, która miała nas ratować w razie zakopania się w piachu. Monica ze swoją ekipą stała wzdłuż trasy i biła brawo lub wiwatowała dosłownie każdemu, kto przejeżdżał. Szczerze i z pasją przez kilkadziesiąt minut na pełnym słońcu.
Potem dowiedziałem się, że sama przejechała Dakar aż czterokrotnie. W tej edycji wyzwania podjęła się jej młodsza siostra, która w małym buggy pilotowała ojca. Na pytania o Dakar Monice rozpaliły się oczy i z chęcią sypała ciekawostkami. W sumie nie trzeba było nawet zadawać pytań, bo chętnie sama o wszystkim opowiadała.
To bardzo ciekawy aspekt Dakaru. Ścigają się w nim nie tylko najwięksi z największych. Oczywiście wciąż trzeba mieć worek pieniędzy, ale jeśli macie odpowiednie środki i wystarczającą motywację, to możecie w nim pojechać i wy. Jest mnóstwo przeróżnych klas. Z ciekawości sprawdziłem, ile kosztuje taka przyjemność. Na oficjalnej stronie najtaniej wychodzi wyprawa motocyklem lub quadem. Organizatorzy za 18 000 euro (prawie 80 tysięcy złotych) oferowali przewóz motocykla do Arabii, miejsce na biwaku, paliwo podczas rajdu i sprzęt do nawigacji. W przypadku samochodów T3-T4 to 30 000 euro, a Dakaru Classic - 18 000 euro. Do tego oczywiście dodajcie cenę samego sprzętu... To nie są tanie rzeczy.
Na Rajdzie Dakar nie brakuje nigdy polskich ekip, miałem nawet okazję wziąć udział w ostatnim treningu Michała Horodeńskiego i Arkadiusza Sałacińskiego, którzy wystartowali w Dakar Classic Toyotą Land Cruiser HDJ80. Z powodzeniem, bo w swojej klasie zajęli miejsce na podium. Gratujemy!
Pamiętam swoje wrażenia po dwóch przejażdżka w fotelu pilota. Oglądając wyścigi czy rajdy w telewizorze, często zapomina się, jak wymagające... fizycznie to zmagania. Kierowcy wyścigowi potrafią stracić kilka kilogramów podczas wyścigu. Ci rajdowi na pewno mają całą masę siniaków.
Rajdowy samochód ma znieść wszystko. Kilka godzin ciągłej jazdy po najtrudniejszych trasach na świecie. Ma być dzielny w terenie, nieustraszony i niezawodny. Komfort jest pewnie na jednym z ostatnich miejsc na liście. W kabinie jest głośno, człowiekiem rzuca na wszystkie strony, a każdą przeszkodę terenową czuć całym ciałem. Po dwóch krótkich przejażdżkach po poligonie poczułem, że bolą mnie już trochę plecy. Może nie mocno, ale po kilkunastu minutach je poczułem. Po godzinie pewnie chciałbym uciec. Michał i Arek jeździli tak codziennie po kilka godzin non stop. Podziwiam. I zdecydowanie nie zazdroszczę.
Na otwierającym zdjęciu widzicie mnie, który z niedowierzaniem słucha Setha Quintero, amerykańskiego kierowcy Toyota Gazoo Racing. Kalifornijczyk ma dopiero 21 lat, a już dostał fotel w fabrycznym zespole. Mieliśmy okazję trochę z nim porozmawiać, zdradził także kilka szczegółów o swoim Hiluxa. Z rozbrajającą szczerością przyznał, że tak naprawdę to dopiero teraz na Dakarze się wysypia. Będąc kierowcą fabrycznego zespołu i rywalizując w najwyższej klasie, może liczyć na sześć-osiem godzin snu w komfortowych warunkach. Kiedy jeździł w niższych, snu miał znacznie mniej i spał w namiociku na karimacie.
Seth opowiadał to z nieukrywaną radością, utwierdzając mnie w przekonaniu, że z dakarowcami jest zdecydowanie coś nie tak. Dowiedziałem się, że np. potrafią w piasku zmienić koło w niecałą minutę. Z kolei spytany o ulubione wyposażenie swojej rajdówki Quintero wskazał na rurę. To klimatyzacja, która ratuje kierowcy i pilotowi życie podczas kilkugodzinnej jazdy na pełnym gazie po pustyni.
Do rozmowy włączył się jego pilot Dennis Zenz. Zapytany o największe wyzwanie również wskazał na saunę w samochodzie, ale podkreślił inny aspekt tej sprawy. Ukrop w środku zmusza kierowców do picia ogromnych ilości wody, żeby się nie odwodnić, to z kolei prowadzi do... Niemiec stwierdził, że jego sposobem są pieluchy dla dorosłych. Z potrzebami fizjologicznymi na Dakarze nie ma lekko. Czekaliśmy na start jednego z odcinków i nagle zorientowałem się, że po mojej lewej stoi Sebastien Loeb, który... oddaje mocz na koło wozu straży pożarnej w akompaniamencie ponaglających okrzyków stewardów. Loeb skończył i w biegu zapinał kombinezon, wskoczył do auta i praktycznie od razu ruszył odrabiać straty do Sainza. Na jednym z powyższych zdjęć widzicie, jak jeszcze walczy z suwakiem.
Wracając do Dennisa Zenza, potem zaczął nam tłumaczyć, jak wygląda nawigacja i jak to wszystko jest skomplikowane. Od samego tłumaczenia rozbolała mnie głowa i mogłem tylko z podziwem i uznaniem nią kiwać.
Dakarowi daleko do splendoru Formuły 1 czy Le Mans. Nie ma tego przepychu, a z każdej strony wcale nie bije profesjonalizm, do jakiego przyzwyczajeni są fani najwyższych serii wyścigowych. Wręcz przeciwnie Dakar to pełna improwizacja i amatorka. Z prostego powodu. Przypomnijcie sobie mapkę, którą wkleiłem na początku. Kierowcy pokonują po kilkaset kilometrów, a biwak podąża wraz z nimi. Na jeden dzień powstaje małe miasteczko, które po nocy się zwija i rusza dalej za rajdem.
Tylko najlepsze zespoły mogą sobie pozwolić na profesjonalne ciężarówki-domki na kołach lub wielkie kampery. Część obozowiska to po prostu pole namiotowe. Spacerując po biwaku, natkniecie się też na suszarki z praniem. Co więcej, spanie z pewnością nie należy do najprzyjemniejszych, ponieważ na biwaku cały czas pracują mechanicy, naprawiający pojazdy na kolejny dzień.
Największe wrażenie zrobili na mnie chyba tzw. skrzynkowcy. To motocykliści, którzy przypływają na Dakar w pojedynkę. Nie dość, że jadą sam rajd, to w obozowisku stają się mechanikami, naprawiają motocykl, kładą się na chwilę spać w namiocie, żeby rano meldować się na rajdzie. Niesamowite.
Na Dakar dotarliśmy na drugą połowę zmagań, dlatego biwak wcale nie tętnił życiem, jak się można było spodziewać. Rajd jest tak wymagający, że każdego dnia ze zmagań odpada kilka ekip. Zawodnicy wykruszają się jeden po drugim, a biwak pustoszeje. Na szczęście znakomita większość to kwestia awarii lub dyskwalifikacji. Dakar ma też jednak swoją ciemną stronę. W tym roku w Arabii zginął hiszpański motocyklista. To się niestety zdarza w motorsporcie, o czym zawsze trzeba pamiętać.
Na tłumy natknąłem się w jednym miejscu. W wielkim namiocie z kateringiem. W środku jest gwar jak w ulu, a obok siebie jedzą kierowcy, piloci, mechanicy i wszyscy z ekipy. Co jedzą? Pierwszego dnia serwowano głównie makaron, burgery oraz hot dogi. Moja dziennikarska opaska nie pozwala jednak zajrzeć do strefy VIP, gdzie na pewno wybór był większy.
Niesamowite w Rajdzie Dakar jest to, jakie emocje wzbudza w swoich uczestnikach. Ja bym się w takich warunkach przez kilkanaście dni nie odnalazł, a spanie w biwaku jawi mi się koszmarem i karą. To nie moja bajka. Jednak pasja w miłośnikach rajdów terenowych wręcz imponuje. Nie spodziewałem się aż tak szczerego entuzjazmu. Dla zawodników i ich ekip to wspaniała przygoda. Jeśli ktoś się w to wkręci, to Dakar pochłania go w całości.
Ja jednak zostanę chyba przy wyścigach, a na rajdową zajawkę będę patrzył z zazdrością, ale na wygodnej kanapie albo z trybun jakiegoś toru. Chcecie się zainteresować motorsportem w tym stylu? Polecam wybrać się na Baja Poland. A nuż złapiecie bakcyla? W tym roku do kalendarza WRC wraca też Rajd Polski. Materiał powstał na wyjeździe sfinansowanym przez Toyota Motor Europe. Nikt nie miał wglądu w treść artykułu przed publikacją.