Kamerki samochodowe to w Polsce prawdziwy hit, co wcale nas nie dziwi. Ciągle rejestrujący naszą trasę wideorejestrator to gwarancja, że w podczas podbramkowej sytuacji będziemy mieli dowód, co tak naprawdę stało się na drodze. Kamerki chronią i w przypadku stłuczek oraz wypadków, to też broń przeciw naciągaczom.
Zdaniem policji jednak najskuteczniejszą metodą jest montaż wideorejestratora, który nagra próbę oszustwa i będzie stanowił dowód niewinności. - W razie potrzeby mamy wtedy dowód, że ktoś faktycznie machnął ręką i ustąpił nam pierwszeństwa. Warto, żeby w miarę możliwości taka kamera była w samochodzie zainstalowana. Materiał z takiego nagrania może posłużyć do tego, żeby udowodnić swoją niewinność - komentowała jakiś czas temu policja. Jednak ile trzeba zapłacić za porządny wideorejestrator?
Jak to z elektroniką wszelakiej maści bywa, trudno nawet określić widełki cenowe. Najtańsze sprzęty startują od około 200 złotych, a górna granica liczona jest w tysiącach złotych. Niedawno na Moto.pl testowaliśmy takie bardziej zaawansowane wideorejestratory (odnośniki znajdzie w tekście), ale tym razem w nasze ręce wpadł bazowy model.
Wideorejestrator Prido i5 na oficjalnej stronie marki kosztuje 349 złotych. To oznacza, że na pewno da się go upolować w jakimś elektromarkecie za jeszcze niższą kwotę. Wideorejestrator uznanej firmy nie musi być więc zaporowo drogi. Nada się więc dla każdego, kto nie chce wydawać na akcesoria do swojego samochodu zawrotnych kwot. Pada tu jednak pytanie, co dostaniemy za te 300 złotych? Po teście Prido i5 jestem zadowolony z jego możliwości. Może nie ma szalenie zaawansowanych funkcjach, o których w swoich testach czasem pisze redaktor Tomasz, ale to w końcu wideorejestrator. W swojej głównej roli spisuje się dobrze.
Oczywiście sam wideorejestrator, ale też kilka przydatnych dodatków. Przede wszystkim uchwyt z przyssawką do szyby. Montuje się go bardzo łatwo ani razu nie odpadł, mimo że mieszkam teraz w samym sercu budowy tramwaju do Wilanowa i jeżdżę po wyjątkowo trzęsących drogach. Prosta jest także regulacja położenia kamerki w uchwycie. Do tego jest jeszcze kabel zasilający (3,6 metra) oraz ładowarka do gniazdka zapalniczki z dwoma wejściami USB.
Na moich zdjęciach widzicie brzydko zwisający kabel, ale to dlatego, że z Prido i5 jeździłem akurat w samochodach testowych, a nie prywatnym. Nie chciało mi się go chować i ładnie wkomponować w deskę rozdzielczą. W pudełku znajdziecie jednak kilka małych klipsów, które możecie przykleić w aucie i elegancko ukryć kabel.
Czego nie ma w zestawie? Karty pamięci. Tę musicie dokupić w formacie MicroSD.
Bardzo prosto. Umieszczacie ją w uchwycie, a mocna przyssawka przytwierdzi kamerkę do szyby. Potem tylko musicie poprowadzić kabel, tak żeby wam nie przeszkadzał. Zasilanie możecie podłączyć do złącza USB-A samochodu albo skorzystać z ładowarki do zapalniczki. Plus za dwa wejścia USB w tej dołączonej do kamerki, i5 nie zabierze nam gniazdka.
Ja zamocowałem kamerkę za lusterkiem wstecznym. Prido i5 jest na tyle zgrabne, że schowało się za nim w całości i podczas jazdy w ogóle go nie widać. Dla mnie to duża zaleta. Pamiętajcie też, że polskie przepisy nie pozwalają umieszczać na szybie niczego, co może ograniczać widoczność kierowcy i prowadzić do niebezpiecznych sytuacji. Dlatego wideorejestrator montujcie zawsze w rozsądnym miejscu, tak żeby wam nie przeszkadzał. W Polsce kamerki są jak najbardziej legalne, więc jeśli nie popiszecie się wyjątkową lekkomyślnością, to policja nie będzie miała żadnych zastrzeżeń.
Prido i5 miało trochę pecha. Przeleżało chwilę w redakcji, a kiedy w końcu wziąłem się za test, to polska zima pokazała się ze swojej najpiękniejszej strony. Słońce zniknęło, zrobiło się ciemnoszaro, a Warszawa utonęła w ulewnym, lepkim deszczu. To najgorsze warunki dla kamer i aparatów, zwłaszcza, że nie nagrywają obrazu bezpośrednio, a muszą to robić przed przednią szybę, która pokryta jest wodą. Dla kamerki to najgorsze warunki, ale dla naszego testu? Najlepsze.
Wideorejestrator za 300 złotych musiał sobie poradzić w podbramkowej sytuacji i, moim zdaniem, dał sobie radę. Obraz może nie jest imponujący, ale wszystko na nim porządnie widać. Da się odczytać tablice i zobaczyć najważniejsze informacje na drodze. Czy można czegoś chcieć więcej od najprostszego wideorejestratora w ofercie? Poniżej nagranie i zdjęcie. Oczywiście, żeby nikogo nie stresować zamazaliśmy tablice. Teoretycznie nie trzeba tego robić, ale kierowcy w Polsce są na tym punkcie bardzo wrażliwi.
Prido i5 korzysta z matrycy SONY Exmor imx323. Szeroki kąt kamerki (150 st.) zapewnia, że na nagraniach łapana jest cała droga i jej pobocza. Nie potrzeba wsadzać do Prido bardzo dużej i drogiej karty pamięci, ponieważ kamerka nagrywa w pętli minutowe klipy. Kiedy miejsce na karcie się kończy, to urządzenia zaczyna nadpisywać nowe pliki. Jednym przyciskiem możemy sprawić, że aktualnie nagrywany klip zostanie zablokowany i nie będzie nadpisywany, zostanie więc na karcie pamięci i będzie można do niego wrócić. Co więcej, Prido i5 ma czujnik przeciążeń. Wykryje uderzenie lub hamowanie awaryjne i automatycznie zabezpieczy nagrywany w trakcie wystąpienia przeciążenia film wideo. Stanie się tak nawet wtedy, gdy kamera nie nagrywa (aktywny tryb parkingowy).
Co to jest tryb parkingowy? Kamerka błyskawicznie włącza się, kiedy tylko odpalimy silnik i wyłącza się, gdy go zgasimy. Nie trzeba się martwić, że padnie nam akumulator w samochodzie. Wszystko działa też automatycznie, więc w ogóle nie trzeba pamiętać o kamerce. Jeżeli kamera samochodowa nie zarejestruje przeciążenia przez czas zdefiniowany przez użytkownika w trakcie konfiguracji, to zostanie uśpiona i przejdzie do trybu czuwania. Wideorejestrator zostanie z niego wybudzony dopiero w momencie, gdy G-Sensor zarejestruje przeciążenie.
Jeśli szukacie prostego i porządnego wideorejestratora, to Prido i5 powinno sobie poradzić z podstawowymi zadaniami. Ma wszystkie najważniejsze funkcje, a obraz, nawet w taką pogodę, jest akceptowalny. Za te pieniądze to uczciwa propozycja. Jeśli szukacie bardziej zaawansowanego sprzętu, to trzeba szykować większe pieniądze. Urządzenie do testu użyczył nam producent kamery marki Prido. Nikt nie miał wglądu w treść artykułu przed publikacją.